Dirian @ 20.09.2012, 10:30
Chwalmy Słońce!
Adam "Dirian" Weber
W dobie gdy kolejni producenci strzelanek stawiają na oprawę graficzną czy maksymalną efektowność, Valve podąża własnymi, wycieranymi przez lata ścieżkami. Efektem tego jest kolejny Counter-Strike, tytuł jakże różny od obecnych przedstawicieli gatunku FPS.
W dobie gdy kolejni producenci strzelanek stawiają na oprawę graficzną czy maksymalną efektowność, Valve podąża własnymi, wycieranymi przez lata ścieżkami. Efektem tego jest kolejny Counter-Strike, tytuł jakże różny od obecnych przedstawicieli gatunku FPS. Czy poczciwy CS ma jeszcze rację bytu i warto w ogóle się nim zainteresować, gdy wciąż namiętnie grywamy w którąś z poprzednich odsłon? Na te, a także inne pytania postaram się odpowiedzieć w niniejszej recenzji.
Global Offensive sprawia wrażenie przygotowanego pod dzisiejsze standardy, ale twórcy nie zapomnieli o klasyce. Po odpaleniu wita nas odświeżone menu, radykalnie zmienione w stosunku do prostych menusów, jakie widywaliśmy wcześniej. I tutaj zaczyna się kolejna zmiana, czyli podział gry. Dostajemy do wyboru – albo bawimy się według zasad ustalonych z góry przez Valve, albo wybieramy standardowe, prywatne serwery. Pierwsza opcja jest ciekawa z punktu widzenia początkujących osób, które nie są zbyt dobrze obeznane w zasadach, którymi rządzi się seria. Dostają bowiem możliwość wyboru, w jakich wariantach chcą się bawić, a następnie ruszają na znaleziony przez produkcję serwer.
Trybów jest kilka, poczynając od bawiącego nas od dawna odbijania zakładników i podkładania bomb. Studio rozszerzyło jednak zakres konkurencji, dokładając Wyścig Zbrojeń i Demolkę. Ten pierwszy to nic innego jak synonim popularnego "gungame", gdzie po zabiciu określonej ilości graczy zdobywamy nową broń, a po śmierci niemal od razu wracamy do życia i ruszamy przed siebie. Rozgrywka jest szybka, giniemy co chwilę, ale zabawy przy tym jest naprawdę sporo, a przy tym to bardzo dobry sposób na trening strzelecki przed poważniejszymi wyzwaniami. Demolka to połączenie Wyścigu zbrojeń z klasycznym „plantowaniem paki”. Nową broń dostajemy co rundę, po zlikwidowaniu przeciwnika. Zabawa toczy się na specjalnie ku temu przygotowanych lokacjach, z tylko jednym miejscem na podłożenie ładunku, a do tego same mapki są mniejsze i jakby bardziej intymne, niż ma to miejsce w klasycznych trybach.
Skoro już przy mapach jesteśmy, to należy im się kilka słów. Valve oddaje do naszej dyspozycji domyślnie kilka klasycznych plansz – Aztec, dust, dust 2, Office, Inferno, Italy, Nuke i Train. Są to lokacje-legendy, z garścią modyfikacji. Na jednych dodano dodatkowe przejścia, na innych poprzestawiano/dołożono/usunięto skrzynki czy inne osłony. W przypadku „Italki” aranżacja dodatkowego tunelu okazała się bardzo trafnym pomysłem, bo o ile wcześniej plansza ta bardzo mocno faworyzowała zespół terrorystów, to teraz szanse są niemal równe po obu stronach. To samo tyczy się pierwszego dusta, gdzie w podziemnym tunelu wyżłobiono boczny korytarz, po którym grzecznie schodkami można wejść na most, co wyrównuje z kolei szanse „tych złych”. Na reszcie mapek, jak już wspomniałem, zmiany są głównie kosmetyczne i w sumie ciężko ocenić to, czy wyszły one na dobre, czy na złe. Prócz klasyków mamy też kilka mniejszych lokacji do nowych trybów, robiących jak najbardziej pozytywne wrażenie. W ciągu najbliższych miesięcy pojawią się zaś fanowskie mapki, które bardzo często prezentują nieprzeciętny poziom. Na nie musimy jednak nieco poczekać.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler