Materdea @ 26.08.2012, 12:39
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Gry przygodowe nigdy nie były moją mocną stroną. Szczególnie te udające powstanie w zamierzchłych już czasach, poprzez swoją oprawę graficzną.
Gry przygodowe nigdy nie były moją mocną stroną. Szczególnie te udające powstanie w zamierzchłych już czasach, poprzez swoją oprawę graficzną. Nie darzyłem ich specjalną sympatią, a one mnie. Co próbowałem rozpocząć jakąś produkcję z tego gatunku, zazwyczaj zastygałem w połowie opowieści, albo nawet wcześniej. Kiedy przysiadłem do Resonance (bardziej z dziennikarskiego obowiązku niźli przyjemności) nie nastawiałem się na tonę wrażeń i ogromnych emocji. A jednak się myliłem.
Fabuła gry kręci się wokół tytułowego rezonansu. Według Wikipedii jest to: „zjawisko fizyczne zachodzące dla drgań wymuszonych, objawiające się pochłanianiem energii poprzez wykonywanie drgań o dużej amplitudzie przez układ drgający dla określonych częstotliwości drgań”. W istocie – już intro przedstawia ataki na największe metropolie z wykorzystaniem tego niebezpiecznego narzędzia zagłady.
Tytuł charakteryzuje się tym, że opowieść nie ma jednego, właściwego bohatera. Kierujemy czwórką postaci – detektywem, asystentem profesora Moralesa, który stał za opracowaniem rezonansu, jego siostrzenicą oraz dociekliwym dziennikarzem intrnetowym. Z pozoru wszyscy nie wydają się, by byli w jakiś sposób ściśle związani ze sprawą. Na samym początku cofamy się o ok. 60 godzin przed relacją telewizyjną. Poznajemy wtedy wszystkich zaangażowanych w sprawę oraz z ich perspektywy odkrywamy kulisy katastrof. Kiedy już przemkniemy przez ten etap, wszyscy w mniej lub bardziej sprzyjających okolicznościach poznają się, a bazą wypadową do dalszych eskapad staje się boisko bejsbolowe. Wtedy także otrzymujemy namiastkę nieliniowości, co w przygodówkach jest rzadkością. Poszczególni bohaterowie pracują w innych miejscach – Bennet z racji pełnionego zawodu bez przeszkód może dostać się na komisariat, poszperać w archiwach itd., zaś Anna uda się do szpitala i pozyska jakieś niedostępne zwyczajnie leki. Powoduje to ścisłą współpracę pomiędzy nimi, zmuszając gracza do bardziej intensywnego myślenia. Do przemieszczania się pomiędzy lokacjami służy mapa: to właśnie ona daje tą chwaloną swobodę. Zamiast na komisariat policji, równie dobrze mogliśmy przenieść się do szpitala, lub na odwrót, wypełniając tam swoje zadanie. Nie zapominajmy również o tym, że możemy między sobą wymieniać przedmioty. Koniecznością jest trafne dobieranie składu, ponieważ niekiedy angażujemy całą, lub prawie całą, grupę w działanie.
Z racji małego przywiązania do tego typu produkcji, sporo trudności sprawiały mi liczne zagadki logiczne. Mimo to muszę pochwalić deweloperów za fantastycznie skonstruowane łamigłówki – cieniasy nie mają tu czego szukać. Szczególnie podobać się może fajny system rozmów, polegający na przeciąganiu interesujących – naszym zdaniem – zjawisk lub przedmiotów w lokacji do inwentarza, tym samym zapamiętując to wspomnienie. Bardzo często musimy z nich skorzystać w trakcie dialogów z postaciami niezależnymi, a nie jest to łatwe. Naszym zadaniem jest wydedukować, co warto dodać „do plecaka”, a co nie i na tej podstawie wplatać fakty do rozmów.
Trzeba pochwalić również scenariusz, w tym gatunku tak ważną część składową programu. Napisany został niebywale profesjonalnie jak na Indyka, a trzymająca w napięciu opowieść absorbowała moją uwagę do samego końca. Niestety, zakończenie nie brzmi „żyli długo i szczęśliwie” – jest raczej mroczne i przygnębiające: po prostu świetne! Zaimplementowano tutaj także wątki fantastyczne, traumatyczne przeżycia oraz wspomnienia. Nie brakuje też żartobliwych kwestii i komentarzy, rozluźniających atmosferę.
Wszystko to sprawia, że na Resonance patrzy się bardzo, bardzo przychylnym okiem. Dużo do klimatu dodaje również specyficzna oprawa graficzna, stworzona – jak wspomniałem – na modłę klasycznych przygodówek z poprzedniego wieku. Podobno twórcy stworzenie tego rozpikselowanego świata zajęło 5 lat. Ten czas nie poszedł na marne – gra prezentuje się wyśmienicie, posiadając swój własny, fascynujący i mroczny charakter.
Kiedy napisanie kolejnego „Indyka na niedzielę” z dzieła XIII Games wydawało mi się smutnym obowiązkiem, to po długim posiedzeniu z nim sam na sam doszedłem do wniosku, że nie był to czas stracony. Tytuł jest naprawdę wciągający, długi, z rozmaitymi zagadkami o różnym poziomie trudności. Szczerze polecam wszystkim fanom Gemini Rue i innych produkcji z tego gatunku.
Świetna |
Grafika: Zbitka pikseli wygląda fenomenalnie. |
Świetny |
Dźwięk: Kiedy trzeba, przygrywa nam mroczna muzyka. Nutka tajemniczości poprzez doznania audio to nieziemskie wrażenie. |
Świetna |
Grywalność: Najwyższa klasa! |
Świetne |
Pomysł i założenia: Scenariusz trzyma poziom od początku do końca. |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Mnóstwo! Coś trzeba przeciągnąć do inwentarza, coś zapamiętać, skorzystać to na tym. Naklikacie się. |
Słowo na koniec: Obok gry na ósemkę nie można przejść obojętnie. Tym bardziej, że mamy do czynienia z przygodówką, których na rynku nie ma zbyt wielu. |
Werdykt - Świetna gra!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler