Jednokrotne przejście gry zajmuje na pierwszym poziomie trudności około 16 godzin, co jest solidnym wynikiem, zważając, iż przed nami kolejne trzy, coraz bardziej trudne podejścia. I tutaj też pewien mały zgrzyt się pojawia. Poziom normalny jest wręcz banalny. Człowiek używa maksymalnie dwóch umiejętności i przebija się przez kolejne etapy jak nóż przez masło. Gra jest wtedy strasznie płytka, a o drzewku umiejętności, którego nie ma w ogóle, myśli się bardzo źle. Na wyższym poziomie program weryfikuje nasze poglądy. Zaczynamy używać innych zdolności, kombinujemy w obliczu mocniejszych przeciwników – ogólnie jest tak, jak powinno być od samego początku. Należy zatem na początku przebić się przez szesnastogodzinny samouczek, by zasmakować prawdziwej rzezi. Stąd też nie chce mi się rozpoczynać nowej gry inną postacią.
Bo na pierwszy ogień poszedł oczywiście szaman. Od zawsze lubowałem się w postaciach, które potrafią przywoływać sługi do pomocy. W tej materii szaman sprawdza się bardzo dobrze. Co prawda po drodze napotkałem wiele bezużytecznych umiejętności, jednak w ogólnym rozrachunku jest w czym wybierać i czym walczyć. Bądź też wspierać. Odnoszę bowiem wrażenie, iż postać ta stworzona została do „duchowego” wsparcia reszty drużyny, choć sama też potrafi nieźle przyłożyć. Wszystko zależy od stylu gry. Na pytanie o balansie klas nie jestem jeszcze w stanie odpowiedzieć. Na to jest po prostu za wcześnie. Boli natomiast brak specjalnych aren PvP, na których moglibyśmy zmierzyć się z innymi przeciwnikami. Tryb ten ma zostać dodany w jednej z łatek, jednak jest to trochę zastanawiające. Czyżby przez dwanaście lat Blizzard nie zdążył opracować kilku aren, na których moglibyśmy wklepać swoim znajomym? Po to się przecież zbiera te wszystkie przedmioty i kompletuje wymaksowany sprzęt.
Kontrowersje budzi także system rozwoju bohatera, a raczej jego brak. Nowe zdolności są nam przydzielane automatycznie podczas awansu na wyższy poziom. Zapomnijcie zatem o nietypowych buildach – tutaj wszyscy używają podobnych umiejętności, ponieważ te są najbardziej opłacalne. Być może w przyszłości trochę się to zmieni i rozwiązanie będzie można zaliczyć do plusów, jednak aktualnie tak nie jest. Nie podoba mi się cała ta każualizacja Diablo III. Oprócz rozwoju bohatera, przejawia się ona także w kilku innych elementach, ale o tym później. Poszczególne umiejętności możemy połączyć z runami, które na swój sposób modyfikują działanie danego skilla. Takim oto sposobem możemy dla przykładu przypakować przyzywaną bestię, bądź też zapewnić jej dodatkowy atak oddziałujący na większą grupę przeciwników. I być może właśnie w tym tkwi sekret rozwoju postaci, na jaki zdecydował się Blizzard. Powtarzam jednak jeszcze raz – ortodoksom się to zdecydowanie nie spodoba, choć pewien potencjał ma.
Każualizacja postępuje także na polu bitwy. Z przeciwników wypadają leczące czerwone kule, które zastępują klasyczne potki. Te drugie również istnieją, jednak ich częstotliwość używania została drastycznie ograniczona. 30 sekund przerwy między kolejnymi miksturami to jednak całkiem sporo. Wymusza to na graczu zmianę strategii. Taktyka polegająca na wbieganiu w chmarę wroga i piciu na umór kolejnych mikstur odchodzi do lamusa. Dzięki temu jest bardziej taktycznie, co w gruncie rzeczy uważam za sporego plusa. Zniknęły także zwoje identyfikacji – magiczne przedmioty od razu ukazują nam swoje właściwości. Nie musimy zatem żmudnie sprawdzać, czy coś jest warte naszej uwagi. Nie uświadczymy także zwojów portali miejskich. Teraz wystarczy oddalić się od przeciwników i skorzystać z „wbudowanego” teleportu. Po kilku sekundach znajdziemy się w bezpiecznej osadzie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler