Dirian @ 18.12.2011, 12:55
Chwalmy Słońce!
Adam "Dirian" Weber
Rzadko kiedy biorę się za gry pokroju The Binding of Isaac, przeważnie omijają one moją uwagę, ale dzieło Team Meat jakoś nie pozwoliło mi przejść obok siebie pozostając niezauważonym. I całkiem słusznie, bo po kilku godzinach spędzonych na zabawie, a momentami męczarniach w skórze tytułowego Isaaca muszę stwierdzić, że to jedna z ciekawszych produkcji niezależnych w jakie miałem przyjemność grać.
Rzadko kiedy biorę się za gry pokroju The Binding of Isaac, przeważnie omijają one moją uwagę, ale dzieło Team Meat jakoś nie pozwoliło mi przejść obok siebie pozostając niezauważonym. I całkiem słusznie, bo po kilku godzinach spędzonych na zabawie, a momentami męczarniach w skórze tytułowego Isaaca muszę stwierdzić, że to jedna z ciekawszych produkcji niezależnych w jakie miałem przyjemność grać.
The Binding of Isaac, dzieło twórców Super Meat Boya, to przedstawiciel zapomnianego w dzisiejszych czasach gatunku rogualike, zwanego też rogalikiem czy rogalem. Dla niewtajemniczonych – jest to rodzaj gry, w którym otoczenie jest generowane losowo, wliczając w to plansze, potwory czy skarby, a wywodzi się z niepamiętnych dla wielu czasów, a mianowicie od momentu pojawienia się w latach 80 gry Rogue, prekursora dzisiejszych rogali.
The Binding of Isaac, po polsku „Ofiarowanie Izaaka”, całkiem słusznie budzi skojarzenia z biblijną przypowieścią o tym samym tytule, w której tytułowy Izaak miał być ofiarowany na górze Moria przez swego ojca – Abrahama. W grze Team Meat sytuacja ma się bardzo podobnie, ale rolę Abrahama zastępuje matka Isaaca, która nagle, podczas oglądania w TV programu o tematyce ściśle religijnej, słyszy tajemniczy Głos. Podpowiada on, że jej mały synek – Izaak – bardzo nabroił przez całe swoje niedługie życie, a jedyną opcją na solidne ukaranie grzesznika jest jego śmierć. Głęboko wierna matka chwyta więc w kuchni za pokaźnych rozmiarów nóż i idzie wymierzyć dzieciakowi sprawiedliwość, zgodnie z wolą Stwórcy. Isaac przez dziurkę od klucza widzi zbliżającą się rodzicielkę i zaczyna panikować, co zresztą wydaje się logiczne, zważywszy na fakt, że wcześniej odebrała mu ona wszystkie zabawki, a nawet... ubranie. Jedynym wyjściem jest tutaj zejście do piwnicy, więc niemający innego wyboru chłopak otwiera umieszczoną dziwnym cudem pod dywanem klapę, a my po chwili rozpoczynamy właściwą rozgrywkę.
Isaac przeżył, ale chyba nie tak wyobrażał sobie wygląd najniższej partii własnego domu. Zamiast zbawiennej piwnicy trafia on do autentycznych katakumb, zamieszkałych przez rozmaitego rodzaju kreatury, od much i latających głów, po dziwne, potrafiące wzbudzić w graczu litość potworki, aż do demonów, które naturalnie nie są przyjaźnie nastawione do naszego bohatera. I w tym momencie rozpoczyna się walka o przetrwanie, toczona przez dalsze etapy gry. Te są skonstruowane bardzo podobnie, ale urozmaica je różnorodność i losowo generowane otoczenie. Grę można przejść w niecałą godzinkę, może nawet mniej, choć zważywszy na wysoki poziom trudności jest to rekord trudny do wyśrubowania. Dodajmy do tego brak jakiegokolwiek zapisu czy checkpointów, co skutkuje tym, że po śmierci musimy zaczynać od nowa. A ta przychodzi często i momentami naprawdę trudno jej uniknąć. Ja sam nie pamiętam, za którym podejściem udało mi się w końcu ujrzeć napisy końcowe. Co jednak bardzo ważne, tytuł mimo dawania w kość nie frustruje, motywując nas do kolejnego podejścia. Wracając do przeciwników - nie brakuje tu licznych bossów (na końcowych etapach zmierzymy się z Szatanem, a nawet opisywaną we wstępie matką), stanowiących jeszcze większe wyzywanie niż pomieszczenie pełne potworów, a bez taktycznego podejścia, ich pokonanie jest niemal niemożliwe. To gra dla hardkorów – jeżeli szukacie wyzwań, to The Binding of Isaac jest właściwym wyborem.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler