Być może był to efekt standardowego przemęczenia (grę łyknąłem na dwa posiedzenia), gdyż w późniejszym czasie rozwiązanie okazywało się banalne. No właśnie, człowiek czasami szuka wyrafinowanego zwieńczenia łamigłówki, podczas gdy wystarczy „na pałę” wyczarować kilka skrzynek i przeskoczyć dane urwisko.
Jest to chyba największa wada, moim skromnym zdaniem. Każda zagadka posiada kilka przemyślanych rozwiązań, jednak większość z nich można przejść na chama, głównie przy pomocy umiejętności maga. Ot po prostu czarujemy kilka skrzynek, ustawiamy w taki sposób, by dały odpowiednio duże pole do wyskoku i voila – biegniemy dalej. Schody zaczynają się w momencie, gdy gramy w co-opie (do trzech osób, w dwójce istnieje w końcu możliwość połączenia się z innymi graczami przez Internet) – wtedy należy jednocześnie przeprowadzić dwie, a nawet trzy osoby jednocześnie. I muszę przyznać, że zabawa w trybie kooperacji daje niesamowitą frajdę. Przygoda w samotności też jest niezła, jednak Trine 2 rozwija swoje skrzydła właśnie w zabawie z kumplami.
Fabuła, choć istnieje, jest na tyle infantylna, iż olewamy ją już po kilkunastu minutach. Całość znowu przedstawiona jest w konwencji bajki na dobranoc, z poczciwym narratorem w tle i cukierkową, naiwną oprawą. Tym razem trafiamy za pomocą Trójni (ang. Trine) do opuszczonego zamku, by zgłębić tajemnicę zaginionej księżniczki. Klasyka gatunku, właściwie fabuła istnieje tylko po to, by nie zastanawiać się, dlaczego tłuczemy kolejne zastępy przeciwników i rozwiązujemy skomplikowane zagadki.
A tłuc możemy pająki, gobliny, a nawet smoki. Te ostatnie występują jako bossowie na końcu większości z etapów. Oprócz nich powalczymy także z wielkimi ogrami czy mackami wyrastającymi z wody. Oczywiście na każdego bossa należy wynaleźć odpowiedni sposób eksterminacji, co wprowadza spore urozmaicenie do samej rozgrywki. Nie uraczymy natomiast szkieletów, które stanowiły trzon pierwszej części gry. Zamiast tego dostajemy niezliczone zastępy goblinów, w różnych odmianach oczywiście.
Graficznie Trine 2 prezentuje się rewelacyjnie. Bajkowa oprawa zachwyca na każdym kroku. Odwiedzane lokacje charakteryzują się sporą odmiennością. Zielony, piękny las z prześwitującym słońcem przeobraża się w mroczne groty, w których czyha niebezpieczeństwo. Zamek skuty lodem zaprasza do zgłębienia tajemnicy, by chwilę później znaleźć się na piaszczystej plaży, z palmami i kokosami w tle. Wszystko to robi piorunujące wrażenie. Nie zmienia tego nawet fakt, iż w Trine 2 poruszamy się jedynie w dwóch wymiarach. Jak widać na załączonym obrazku, niepotrzebne są epickie silniki graficzne renderujące przepiękne krajobrazy w 3D, by wywołać szczękopad i ogólne zadowolenie.
Trine 2 to wspaniały przykład na to, jak powinno się robić kontynuacje. Jak ulał pasują tu słowa Cliffa Bleszinskiego – „bigger, better, more badass”. No może bez tych badassów na końcu, wszak to produkcja przeznaczona dla szerokiego grona odbiorców. Dobrze bawić będą się zarówno dzieciaki, jak i dorośli. Chłopaki, jest to także wspaniała okazja, by zagonić swoje życiowe towarzyszki i pokazać im, że gry nie są takie beznadziejne, jak je rysują. Zdecydowanie polecam.
Genialna |
Grafika: Cukierkowa, klimatyczna, przepiękna! |
Świetny |
Dźwięk: Dźwięki nastrajają i zachęcają do dalszej eksploracji. Muzyka w tle generuje natomiast unikalny, baśniowy klimat. |
Świetna |
Grywalność: Satysfakcja z gry jest ogromna, szczególnie w trybie kooperacji, gdzie naprawdę trzeba się nagłówkować. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Rozwinięcie idei zapoczątkowanej przy okazji części pierwszej - ale za to jakie rozwinięcie! |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Wpływamy na większość elementów otoczenia, radząc sobie w ten sposób z napotykanymi przeszkodami. |
Słowo na koniec: Trine 2 to bardzo dobra produkcja, przeznaczona dla szerokiego grona odbiorców. Zdecydowanie warto zagrać! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler