Dodatkowo, gra nagradza nas tym razem za działania drużynowe oraz przejmowanie punktów – wcześniej jednym z ważniejszych czynników było zdejmowanie wież i zabijanie wrogich herosów. Tutaj ilość zabójstw nie ma tak wielkiego znaczenia – złoto płynie na nasze konto w miarę szybko także bez tego.
Po kilkudziesięciu rozegranych partiach można zauważyć, iż jedną z ważniejszych kwestii na Crystal Scar jest mobilność. Z tego też powodu najczęściej wybieranym zestawem butów są buty mobilności (nie wiem, jak to dokładnie jest po polsku, od prawie dwóch lat gram na serwerach amerykańskich). Łączymy to z Rammusem, jego Power Ballem i Ghostem z umiejętności Summonera, a górny, najbardziej oddalony punkt zdobywamy w kilka sekund. Co daje oczywiście niesamowitą przewagę na starcie.
Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych w grze da się zauważyć, iż większe znaczenie na polu bitwy odgrywają tanki. Wystarczy przejąć trzy punkty, aby mieć przewagę nad przeciwnikiem, postawić na nich chociażby wyżej wymienionego Rammusa czy też Mundo i czekać, aż zegar przeciwnika wybije godzinę zero. Oczywiście możliwe jest to jedynie ze zgranym zespołem, który wie, o co w tym wszystkim chodzi.
Po mapce porozrzucane zostały specjalne punkty, które albo leczą naszego bohatera, albo też przyspieszają na kilka sekund jego ruch. Na samym środku leżą także dwa potężne buffy, dające specjalną osłonę dla postaci, która je pozyska. Nie ma natomiast typowej dżungli z golemami i jaszczurkami, na których święcił triumfy Warwick w podstawowym trybie gry.
Początkowe tempo może zawrócić w głowie. Moje pierwsze wrażenie z rozgrywki było niezbyt przychylne – chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Zero miejsca na taktykę, zero miejsca na pomyślunek. Po kilku rozegranych partiach wszystko zaczyna składać się w jedną, spójną całość, a pracownicy z Riot Games nagle urastają do rangi genialnych. Tak, Dominion daje niesamowite możliwości taktyczne, a potyczka potrafi trzymać w niepewności do ostatnich sekund. W każdym momencie drużyna może otrząsnąć się z kiepskiej pozycji i zaatakować, zdobywając cenne punkty, co często na Summoner’s Rift było niemożliwe.
Przeciętna runda trwa około 15 minut, stąd też wcześniej wymienione szybkie tempo akcji. Jest to czas idealny, zdążymy się konkretnie zabawić, ale jednocześnie nie wkradnie się monotonia, która często dopadała mnie na Summoner’s Rift, gdy partia trwała ponad godzinę. Zdaje się, iż został ustrzelony złoty środek.
Graficznie oraz dźwiękowo to stary, dobry LoL. Pod tym względem nic się nie zmieniło, gdyż całość działa na podstawowym kliencie gry. Warto zaznaczyć, iż co jakiś czas dostajemy nowe aktualizacje, wraz z zupełnie nowymi herosami. Właśnie dzięki temu elementowi LoL przetrwał tyle czasu i zdaje się, że będzie triumfował na rynku MOBA (Multiplayer Online Battle Arena) jeszcze przez długi czas. Valve ze swoją DOTA2 może się schować, i mówię to całkiem poważnie.
Świetna |
Grafika: LoL się nie starzeje - cukierkowa grafika zawsze będzie śliczna. |
Świetny |
Dźwięk: Na tym poziomie jest podobnie - PENTAKILL i wszystko jasne! |
Genialna |
Grywalność: Przy LoLu zarywam nocki, Dominion sprawił, że robię to z jeszcze większą częstotliwością. |
Genialne |
Pomysł i założenia: Z DoTy w tryb dominacji, znany z fpsów - panowie z Riot naprawdę mają głowę. |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Tu komuś przyłożymy, tam przejmiemy punkt, a w międzyczasie wesprzemy sojuszników - jak na tego typu grę, w zupełności wystarczy. |
Słowo na koniec: Dominion to przemyślana klasa sama w sobie, każdy fan LoLa z pewnością będzie się dobrze bawił. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler