Materdea @ 30.05.2011, 12:20
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Na pierwszy rzut oka Brink, nowe dziecko Splash Damage, nie będzie niczym inny, jak po prostu kolejnym FPS'em. Prawda jest taka, że faktycznie nim jest, tak więc tutaj się nie pomylicie.
Na pierwszy rzut oka Brink, nowe dziecko Splash Damage, nie będzie niczym inny, jak po prostu kolejnym FPS'em. Prawda jest taka, że faktycznie nim jest, tak więc tutaj się nie pomylicie. Jednak oldschoolowy styl rozgrywki i mocno reklamowane, płynne przejście z singla do multi daje radę i dzięki temu w szpilę gra się całkiem przyjemnie. Więc co nie wypaliło? Zapraszam do recenzji!
Zacznijmy po kolei, czyli od fabuły. Cała przygoda rozpoczyna się na Arce, pływającej metropolii wyniszczonej wojną domową. Przez nagły i niespodziewany napływ imigrantów na wyspę, rdzenna ludność podzieliła się na dwa obozy – tych bogatszych (Założyciele) oraz biedniejszych (Goście). Jak łatwo się domyślić, taki podział społeczeństwa, tłumy uchodźców i brak pożywienia doprowadziły Arkę na skraj wyniszczenia i kompletnej zagłady. W takim wypadku zostajemy postawieni przed wyborem: uciekamy, czy zostajemy ratować miasto.
W tym momencie wybieramy frakcję, czyli de facto tor, jakim przebiegać będzie przygoda w kampanii. Decyzję podejmujemy między dwiema stronami konfliktu – ruchem oporu i siłami porządkowymi. Od tego, za kim się opowiemy będzie zależała podstawowa kwestia – wygląd postaci oraz fabuła. Jeżeli staniemy za rewolucjonistami ubierzemy naszego wojaka w zupełnie inne łachy niż policjanta. Stróż prawa pod względem aparycji jest całkowicie inny, taki ułożony i elegancki. Choć tak naprawdę, design obu postaci wiele się nie różni.
Skorzystam z okazji i powiem co nieco o kreatorze postaci. Ten jest naprawdę rozbudowany, zresztą to drugi element, zaraz po połączeniu multi z singlem, mocno podkreślany podczas wszelkich wywiadów. Co prawda nie mamy do czynienia z serią The Sims i nie możemy edytować twarzy czy innych mniejszych elementów, aczkolwiek decyzje o tym, jakie ciuchy nosimy przechodzą najśmielsze oczekiwania. Gdy wchodzimy do edytora wojak podzielony jest na kilka segmentów takich, jak głowa, kurtka (czyli tułów), spodnie itp.. Elementy ubioru odblokowujemy wraz z postępami w grze, a podczas rozgrywki dowolnie przerabiamy bohatera. Ponadto, całe ciało możemy wytatuować przerażającymi wzorami. Jedynym miejscem gdzie nie możemy walnąć sobie tatuażu są nogi, gdyż nie da się, mówiąc kolokwialnie, ściągnąć spodni i latać na przysłowiowego golasa.
Kiedy w końcu uda nam się przebrnąć przez wszystkie niuanse związane z tworzeniem wojaka naszym oczom ukazuje się intro, które jest średnio wykonane. Na szczęście to tylko falstart, bo późniejsze filmiki są zrobione dużo lepiej. Wiele gier, właśnie od Brink'a powinna nauczyć się tworzenia cut-scenek. Przejścia kamery, zbliżenia, ach, cudo!
Gdy już skończymy się zachwycać, scenkami przerywnikowymi, przechodzimy do właściwego gameplay'u. No i wtedy nie jest już tak różowo. Największą wadą nowej gry Splash Damage jest strasznie skopane SI kompanów. Nie dość, że ślepotą zawstydzają nawet zwykłego buta, to biegają po mapie zamiast nam pomóc. Daje to efekt niesamowitej frustracji, kiedy poziom trzeba przechodzić kilkadziesiąt razy, bo nasi kochani towarzysze beztrosko przemierzają lokacje, a my walczymy. Jeśli już tworzy się jakieś tam boty, to wypadałoby je przygotować w odpowiedni sposób. Wszak to nie wypada oddawać w naszych ręce realnych debili, z których nie ma w zasadzie żadnego pożytku. W obliczu ich durnoty, cieszy fakt, iż Brink tak naprawdę nie został stworzony do rozgrywek solo.
Jak to szumnie zapowiadano przez całą kampanię reklamową, szpila to przede wszystkim kooperacja z żywymi ludźmi. I to sprawdza się najlepiej! Dopiero rozgrywka z prawdziwymi graczami dostarcza takich doznań, jakich powinna. Dlatego stanowczo odradzam grę z botami (czyli w trybie singleplayer), a polecam internetowe wojaże. Jest zdecydowanie lepiej, a jedynym warunkiem jest dysponowanie grupom znajomych chętnych na kilka godzin wspólnej rozwałki.
Zabawa w kooperacji jest to też istotna z jeszcze jednego powodu - fabuła w Brink to nieporozumienie. Misji w sumie mamy 6, a każda ogranicza się do brnięcia do przodu i rozwalania wszystkiego, co stanie nam na drodze. Nie ma żadnych postaci wartych zapamiętania, ani zadań składających się z kilku etapów. Miernota w każdym względzie.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler