Hydrophobia: Prophecy to jedna z tych gier, o której raczej mało się słyszy przed premierą i, która nie staje się też dużo popularniejsza po wejściu do dystrybucji. Jak się okazuje, gracze z całą pewnością na tym tracą, bowiem o ile na pewno wiele z takich projektów faktycznie nie jest warta naszej uwagi, tak niekiedy przemkną nam przed nosem aplikacje naprawdę dobre i godne zainteresowania. Jednym z takich płodów jest właśnie Hydrophobia: Prophecy – trzecioosobowa gra akcji spod skrzydeł studia Blade Interactive, która choć nie ma szans na konkurowanie z większymi od siebie markami, jest na tyle ciekawa i unikatowa, że zasługuje na bliższe oględziny.
Opisując Hydrophobię wypada zacząć jakby „od końca” i początkowo skupić się na walorach audio-wizualnych. Oprawę dźwiękową możemy śmiało zaliczyć do udanej i dobrze pasującej do klimatu produkcji. W szczególności duże wrażenie zrobiły na mnie bardzo realistyczne i emocjonalne nagrania lektorskie. Dla gry jednak znacznie ważniejsza jest warstwa wizualna i to na niej w szczególności powinniśmy się skupić. Otóż sama jakość tekstur, animacja, czy też różne efekty specjalne w gruncie rzeczy nie prezentują nadzwyczaj wysokiego poziomu. Są dbale i względnie porządnie wykonane, ale trudno popadać w zachwyt. Mimo to, autorzy Hydrophobii mają w tej kwestii coś do powiedzenia, a tym czymś jest świetnie przygotowana wizualizacja wody – „zasilana” przez HydroEngine, autorski silnik Blade Interactive. Rewelacyjne odzwierciedlenie zachowania tegoż żywiołu jest przeogromnym plusem gry i muszę powiedzieć, że tutejsze „H2O” jest chyba jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek widziałem! Do tego, całe środowisko uczyniono wysoce interaktywnym, dzięki czemu wiele rzeczy możemy rozwalić czy przenieść, co dodatkowo eksponują właśnie niezliczone litry cieczy występujące na ekranie.
Właściwie cała rozgrywka została podporządkowana temuż życiodajnemu (i śmiercionośnemu…) żywiołowi i łatwo można dostrzec, że w znacznej większości etapów starano się maksymalnie ten element wykorzystać. Widzimy to już na wstępie, kiedy biegniemy po zewsząd zalewanym i tonącym statku (który zresztą będzie główną areną naszych zmagań). Trzeba powiedzieć, że wszelkie nagłe wytryski wody, kruszące się pod jej naporem szyby, czy pękający kadłub okrętu dają świetny, bardzo „sensualny” efekt! Zadbano też o wiele innych szczegółów z tym związanych: poruszając się po wodzie powodujemy realistycznie wyglądające falowanie, rozpryski, etc. Rzecz jasna, wszystko to zostało uzupełnione takimi efektami jak choćby mokry i „opryskany” ekran, co dodatkowo potęguje doznania płynące z rozgrywki. Hydrophobia robi pod tym względem naprawdę duże wrażenie i jestem przekonany, że i Was zadowolą takie smaczki!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler