Unikalne połączenie RPG z RTS z ładną oprawą graficzną w niskiej cenie. To niemożliwe? A jednak! Spellforce: Zakon Świtu udowadnia, że tania hybryda wcale nie musi być słaba!
Dawno, dawno temu...
Gdy mało znana firma Phenomic zapowiedziała swoją pierwszą grę o nazwie Spellforce: Zakon Świtu, gracze spodziewali się ciekawego tytułu, lecz nikt nawet przez chwilę nie pomyślałby o tym, że produkcja okaże się być hitem. Szczególnie, że rozgrywka miała być na wskroś innowacyjna – miała łączyć elementy RPG i RTS. Gdy ogłoszono, że produkt ma kosztować zaledwie 20zł, gracze poczuli się zawiedzeni, a początkowy zapał opadł jak mucha po spotkaniu ze zwiniętą gazetą. Wydawało się, że dostaniemy kolejny typowo budżetowy produkt. Do pism o grach komputerowych doszły wersje recenzenckie, a wraz z nimi miłe zaskoczenie! Gra otrzymała wysokie noty od wielu magazynów, a firma Phenomic dokonała „niemożliwego”. Stworzyła tanią i co najważniejsze dobrą grę!
Żądza władzy powodem chaosu? Nic nowego.
Fabuła z góry wydaje się bardzo oklepana, jednak po godzinie gry okazuje się, że wcale tak nie jest. Można to wręcz nazwać „Władca Run”, gdyż historia jest podobna to tej, którą znamy z trylogii Tolkiena. Gdy trzynastu potężnych magów połączyło swe siły do walki ze złem, pozostał tylko jeden dylemat - kto zapanuje nad tym wszystkim. Jako, że trzynaście to liczba pechowa, coś musiało pójść nie tak i mimo dobrych intencji, zaślepieni rządzą władzy magowie spowodowali o wiele większy chaos. Świat został przez to podzielony na małe, liczne wysepki, połączone magicznymi portalami. Osiem lat po katastrofie, Rohen, jeden z magów, zapragnął odkupić swe winy i założył tytułowy Zakon Świtu, który miał odbudować świat. Lecz na drodze maga stanął tajemniczy i potężny mag, zwany Mrocznym, który wraz z armią ciemności... i tutaj zaczyna się nasza rola. W grze wcielamy się w sługę run, który według przepowiedni ma zmienić losy świata.
Ludzie z Phenomic chcieli zatroszczyć się o to, aby fabuła nie była zbyt nudna i monotonna. Niestety wszystkie te starania bledną, gdy usłyszymy dialogi bohaterów. Są one tak „oklepane”, że aż przewidywalne.
Od zera do... władcy run.
Jak już wcześniej pisałem, Phenomic dokonał bardzo wiele. Studio stworzyło doskonałe połączenie strategii czasu rzeczywistego i gry fabularnej. Na początku zabawy tworzymy własną postać według naszych upodobań, bądź wybieramy jedną z trzech istniejących klas: mag, wojownik lub łowczyni. Podczas rozgrywki rozwijamy atrybuty swojego awatara, wykorzystując punkty umiejętności oraz cech. Na samym początku najlepiej jest ustalić sobie w jaki sposób chcemy grać. We wczesnych fazach przygody zdobycie kolejnego poziomu nie jest trudne, ale z biegiem czasu staje się to coraz trudniejsze i potrzeba będzie dwóch misji, aby nasz poziom podskoczył o jedno oczko. Jak sami widzicie – do tej pory opisywałem elementy związane stricte z gatunkiem RPG. Odwróćmy zatem medal. Jako sługa run nasz „wybraniec” potrafi zapanować nad monumentami za pomocą magicznych kamieni. Przywołujemy robotników, zdobywamy surowce, robotnicy szkolą się na sprawniejszych rzemieślników, wznosimy osadę, szkolimy wojsko, przywołujemy bohaterów i ruszamy na bitwę niczym w klasycznej strategii. Do dyspozycji mamy sześć ras: ludzie, krasnoludy, elfy, orki, trolle i mroczne elfy; a każda z nich ma inne typy wojsk i może wydobywać tylko cztery (z sześciu) różne rodzaje surowców. Każdemu „gatunkowi” przypisany jest tytan, który w walce potrafi dorównać naszemu bohaterowi. Po drugiej stronie frontu spotykamy ponad trzydzieści rodzajów przeciwników, od słabych goblinów, po potężne mityczne stwory takie jak meduzy, bazyliszki i smoki. W ekwipunku znajdziemy przedmiotów co niemiara, od broni i zaklęć, po runy. W ręce gracza oddano ponad dwadzieścia misji głównych oraz wiele zadań dodatkowych, a wszystko to rozgrywać się będzie na dwudziestu jeden wyspach, do których droga prowadzi przez odpowiedni portal lub menhir.
Produkt jest prawie doskonały i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to „prawie”. Często zdarza się tak, że misję bez problemu można przejść mając do dyspozycji tylko i wyłącznie bohatera, bez względu na to czy mamy ustawiony najniższy czy najwyższy poziom trudności. Na szczęście, gdy chcemy bawić się w settlersów nie jest już tak łatwo, ponieważ im dłużej nie atakujemy wroga, tym bardziej rośnie on w siłę, aż w końcu sam grupkami najeżdża na naszą osadę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler