Kolejnym atrybutem młodego czarodzieja jest peleryna niewidka, którą od potrzeby może przyodziać. Jak bardzo pomoże nam to w pokonywaniu kolejnych poziomów? Cóż, właściwie, to w ogóle. Użyjemy jej praktycznie tylko podczas przechodzenia garstki poziomów, w których odgórnie wymaga się od nas pozostania incognito. Jednak już wtedy wyjdzie na jaw niewygodny i niedopracowany system jej wykorzystywania, co na pewno nikogo nie zachęci do częstszych zmian garderoby. Tak więc siłą rzeczy, plansze na których jesteśmy zmuszeni do przebieranek, doprowadzają gracza do szewskiej pasji i emocjonalnych protuberancji.
Ale Harry za pazuchą trzyma nie tylko pelerynę niewidkę, bo znajdzie w niej miejsce również na cztery typy eliksirów. Ich realna użyteczność jest wprawdzie dyskusyjna, ale zawsze można sobie urozmaicić „zabawę”, sprzedając oponentom płyn wybuchający, czy chociażby trujący gaz. A w innym przypadku, możemy rozprowadzić czarny gaz maskujący, tudzież unieruchomić stosowną buteleczką jakieś wielkie, dobierające się nam do skóry świecące owady. Nic ciekawego.
Podczas przygody zapoznamy się bliżej z kilkunastoma lokacjami, znanymi i z opisów książkowych i z wersji filmowej. Oczywiście i na tej płaszczyźnie EA całkowicie się wyłożyło, czego efektem są hermetyczne i do bólu nudne plansze. Niby pierwsze etapy gry jeszcze jako-tako pozwalają się znieść, ale potem ich jakość spada po równi pochyłej i całkowicie bierze „w łeb”. Wyraźnie widać, jak bardzo „za rączkę” jesteśmy prowadzeni i tylko w nielicznych miejscach będziemy mogli poczynić jakieś ustępstwo od z góry wytyczonej trasy. Wszystko to starczy nam na ok. pięć godzin, sztucznie wydłużanej rozgrywki. Słabo…!
Co do scenariusza, to jest on ściśle oparty na wątkach przedstawionych w filmie (no i książce…), ale oczywiście został nieco zmodyfikowany i „urozmaicony” względem tych poprzednich. W rezultacie pewne motywy nieco inaczej przedstawiono, ale już nie będę się czepiał – tragedii nie ma. Mógłbym nawet (bardzo minimalnie!) pochwalić występujące tu w dość dużej liczbie cut-scenki. Zostały znośnie przygotowane, choć i to nie było do końca w stanie ukryć powierzchowności produkcji.
Pod kątem audio-wizualnym Insygnia Śmierci już nie wyglądają tak tragicznie, jak to ma miejsce w niemal wszystkich innych elementach produktu. Wprawdzie mój monitor miał przyjemność wyświetlać multum znacznie lepszej grafiki, ale i tutejsza jest względnie do przeżycia. Całkiem nie najgorzej przedstawia się również udźwiękowienie, chociaż zabrakło mi bardziej wyrazistych motywów muzycznych. Warto natomiast zwrócić uwagę na zupełnie dobry polski dubbing, odpowiednio uzupełniający polonizację gry.
Szczerze mówiąc, nie widzę jednego powodu, dla którego warto sięgnąć po grową wersję Insygniów Śmierci. Niepotrzebnie najecie się nerwów, no i co najważniejsze – przez najbliższy tydzień będziecie płakać nad wydanymi pieniędzmi, bowiem wydawca chce za produkcję… blisko 150 PLN! Ktoś chyba boleśnie upadł na głowę… Jeśli mimo wszystko się skusicie, może jakoś dotrwacie do napisów końcowych. Mnie było trochę łatwiej, bo mi przynajmniej za to płacą, ale dla Was niestety nie przewiduję jakichkolwiek profitów…
Dobra |
Grafika: Nawet daje się przeżyć. Wprawdzie szału graficznego nie ma, ale chociaż nie oślepniemy... |
Dobry |
Dźwięk: Trochę lepszy niż przeciętny. Trochę zabrakło mi większej ilości klimatycznej muzyki, ale nie mogę np. powiedzieć złego słowa o polskim dubbingu. |
Słaba |
Grywalność: Praktycznie znikoma. "Zabawa" okazuje się wyjątkowo toporna, a masa boleśnie niedopracowanych motywów do reszty unicestwia frajdę z rozgrywki! |
Przeciętne |
Pomysł i założenia: Fajnie, że EA wykazało się nową konwencją gry, ale co z tego, skoro na wszystko pozostałe pomysłów zabrakło...? |
Przeciętna |
Interakcja i fizyka: Harry może schować się za garstką obiektów, może podnieść kilka rzeczy... Niestety bardzo tego wszystkiego mało! |
Słowo na koniec: Mamy do czynienia z bardzo słabą produkcją, na którą zupełnie nie warto zwracać uwagi. A nawet lepiej nie zwracać, bo tylko stracicie nerwy... |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler