No nareszcie! Po 12 latach od premiery pierwszego Starcrafta, Blizzard Entertainment - który, swoją drogą, od sześciu lat nie wypuścił żadnego samodzielnego tytułu - w końcu uraczył całą armię fanów drugą częścią swojego mega-hitu z 1998 roku. Jak za pewne jesteście poinformowani, wydany teraz Starcraft 2: Wings of Liberty jest jedynie pierwszym z trzech epizodów składających się na całą historię "dwójki" - na przyszłe przyjdzie nam niestety jeszcze trochę poczekać. Zainteresowani wiedzą również, że każda z tych "podczęści" skupi swoją uwagę tylko na jednej z trzech znanych nam frakcji, a nie wzorem z „jedynki”, na wszystkich. Wings of Liberty zaprezentuje nam więc kolejną wielką wojnę z punktu widzenia Terran, a bliższe spotkanie z Zergami i Protosami (dla niedoinformowanych - są to dwie pozostałe rasy występujące w uniwersum Starcrafta) nastąpi w dwóch kolejnych epizodach trylogii. Niektórym może nie podobać się taki stan rzeczy, ale czuję się zobligowany do postawienia takich osób "do pionu": Wings of Liberty nie potrzebuje bowiem trzech kampanii, bym mógł go uznać za absolutnie rewelacyjnego RTSa, a Blizzard zebrał od mojej skromnej osoby ogromne pochwały!
Zdecydowanie najjaśniejszym punktem Wings of Liberty jest rewelacyjny scenariusz, który dodatkowo dzięki świetnej narracji, pozwoli bez reszty wczuć się w porywający klimat produkcji. Trzeba przyznać, że scenarzyści Blizzarda odwalili kawał dobrej roboty, tworząc wspaniałe, fabularne zaplecze gry. Wszystkie cut-scenki, dialogi między bohaterami, czy nawet odprawy przed misjami, to czysty majstersztyk dzięki któremu wrażenia z poznawania pierwszej części Starcrafta 2 będą dodatkowo spotęgowane! Mógłbym wręcz zaryzykować tezę, że jak do tej pory nie spotkałem się z tak znakomicie ufabularyzowanym RTSem! Wielki pozytyw!
O czym pisałem już we wstępie, pierwszy epizod drugiej części Starcrafta skupia swoją uwagę jedynie wokół rasy Terran, nie dając nam możliwości kierowania plugawymi Zegami i szlachetnymi Protosami (no, może poza małym wyjątkiem, o czym później). Jeśli taki stan rzeczy sprawia, że boicie się o długość gry to wiedzcie, że możecie być całkowicie spokojni: kampania składa się z 26 misji (w tym jedna bonusowa), co jest liczbą bardzo zadowalającą i optymalną. Grając na poziomie normalnym powinniśmy ukończyć całą grę w czasie ok. 20stu godzin (na każde zadanie liczmy średnio 20-30 minut, dodajmy do tego rozbudowane cut-scenki i jeszcze garść innych elementów), co również jest okresem zupełnie odpowiednim. Gdy z kolei znudzimy się kampanią, możemy pobawić się w typowy skirmish i powykonywać nieco zadań dodatkowych, przedłużając tym samym rozgrywkę. Nie mam tu nawet najmniejszych zastrzeżeń!
Rzecz jasna, zmianie uległa oprawa wizualna gry, ale – tu akurat nie ma żadnego szału. Wprawdzie ciężko sobie wyobrazić aby Blizzard nie wprowadził grafiki trójwymiarowej, jednakże fajerwerki to ostatnie czego możecie się po Starcraft 2: Wings of Liberty spodziewać. Ogólnie wszystko jest wprawdzie ładne, estetyczne i dokładne, ale niezbyt wysoka jakość tekstur i miejscami sztampowa animacja dają o sobie znać. Nie pokuszono się też o wprowadzenie możliwości obracania kamery o 360 stopni, ale to akurat uznaję za dobre rozwiązanie – obrót kamery często wprowadza element dezorientacji, a mapy zostały tu skonstruowane tak, by taka opcja była po prostu zbyteczna. Grzechem byłoby jeszcze nie wspomnieć o świetnych projektach jednostek czy choćby plansz, na których rozegramy nasze zadania. Pod tym względem wszystko jest zrobione z finezją i całkowicie zaspokaja moje oczekiwania. Na szczególną uwagę zasługują dodatkowo krótkie, animowane sekwencje filmowe, czasem wyświetlane pomiędzy misjami. Szkoda tylko, że nie "nakręcono" ich ciut więcej...
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler