Za sprawą takich hitów jak Alien Breed, Worms, Superfrog czy Lemmings, studio Team 17 było bodaj jednym z najlepiej zarabiających producentów gier na świecie w latach 90’. Wszystko jednak się kończy, a wraz ze wszystkim – dobra passa Team 17. Mijające dziesięciolecie nie było dla nich zbyt łaskawe i nie pozwoliło na wydanie jakiś szczególnie godnych uwagi tytułów, odbijających się głośniejszym echem na rynku. Były wprawdzie trójwymiarowe reaktywacje Wormsów i kilka innych projektów, ale – niestety ciężko doszukiwać się w tym wszystkim nadzwyczaj dobrych pozycji. Od jakiegoś czasu jesteśmy jeszcze świadkami odświeżania kolejnego przeboju studia, jakim jest Alien Breed. Pół roku temu mieliśmy sposobność pograć właśnie w remake tejże słynnej strzelaniny, a już na horyzoncie pojawiła się kolejna część „Obcego Nasienia”, o podtytule Impact.



Być może niektórzy z Was mieli styczność z Alien Breed: Evolution, wydanym w zeszłym roku na platformę X360 wspomnianym remake’iem głośnego (w zamierzchłych czasach…) przeboju. Jeśli tak, to macie od razu wyobrażenie jak wygląda Impact, będący niemal bliźniaczym bratem Evolution. Po raz kolejny przeniesiemy się do kosmicznej placówki badawczej, nieszczęsnym trafem opanowanej przez krwiożerczych i przepełnionych chęcią mordu obcych. My rzecz jasna wcielimy się w jednego z nielicznych ocalałych, który sięgając po broń postanawia przeciwstawić się kosmitom, uratować pozostałą przy życiu załogę i przede wszystkim - samemu nie dać się zabić. Jak więc widać, od blisko 20 lat fabuła gry pozostaje właściwie nie zmieniona i – na próżno doszukiwać się w niej jakiejkolwiek głębi.

Równie prosta i szablonowa jest sama rozgrywka, a poziom jej skomplikowania raczej nie wzrósł w stosunku do pierworodnego Alien Breed. Oglądając naszego podwładnego z „lotu ptaka”, przemierzymy kolejne kilometry placówki badawczej, by po drodze rozprawić się z całą armią robalo-podobnych obcych. Wszystko sprowadza się w gruncie rzeczy do biegania po mrocznych korytarzach, wystrzeliwania tysięcy pocisków w kierunku oponentów, zbierania ewentualnych przedmiotów i – rozwiązywania bardzo prostych łamigłówek. Zabawy może nie ma co niemiara, ale – na pewno ta eksterminacja dostarcza pewnej przyjemności i pozwoli wypełnić wolny czas. Jeżeli jednak spodziewacie się rozrywki ambitnej i jakiejś szczególnie wciągającej, to od razu sobie darujcie – nowy Alien Breed to typowy likwidator chwilowej nudy, który bez wątpienia nie podbije Waszych serc.



Niezbyt zajmująca rozwałka również zbyt długo nie potrwa, bo ani się obejrzymy, a ukończymy ostatni etap produkcji. Misji jest niewiele, bo nie licząc prologu, przejdziemy zaledwie pięć poziomów – niezbyt zresztą długich, bo spokojnie starczy nam średnio 30 minut na ukończenie każdego z nich. Jak więc dobrze kalkulujecie, Impact to zabawa na ledwie parę godzin. I w sumie szkoda, wprawdzie pod koniec zabawy zaczynałem się nudzić, ale jeszcze przez 2 – 3 „levele” mógłbym do kosmitów postrzelać…