Gry produkowane w europejskich studiach różnią się od tych, tworzonych przez ekipy zza oceanu. Nie mam oczywiście na myśli rynku japońskiego, wszak on rządzi się całkowicie innymi zasadami, a Amerykanów i wszechobecną „hamburgeryzację”. Kiedyś wirtualna rozrywka wymagała myślenia, trzeba było się nakombinować by ukończyć serwowane nam gry, a etapy z tzw. zacięciami występowały często i regularnie. Teraz bierzemy pada do ręki, wciskamy jeden przycisk, a główny bohater sam wie co ma robić. Dodatkowe wsparcie otrzymujemy jeszcze od ogromnej strzałki, kierującej nas do miejsca następnego zadania. Dla prawdziwych hardkorów jest coraz mniej okazji do wyżycia się. Tym bardziej cieszy zatem fakt, iż okoliczne studia nie grają pod casuali, tworząc produkcje nawiązujące do klasyków z zeszłego tysiąclecia. Jednym z takich deweloperów jest GSC Game World, odpowiedzialne za serię S.T.A.L.K.E.R..
Do tej pory na rynku ukazały się już dwie części sagi o tytułowych Stalkerach. Pierwsza, zatytułowana Cień Czarnobyla znalazła tysiące zwolenników i podzieliła społeczność graczy na tych, którzy ją uwielbiają oraz tych mniej entuzjastycznych, twierdzących, że nie oferuje ona niczego nadzwyczajnego, a wręcz jest beznadziejna. Osobiście uważam, że tytuł dawał bardzo wiele, a pośród najbardziej charakterystycznych elementów: niebywały klimat, ciekawy wątek fabularny oraz ogromną swobodę. Niestety z drugiej strony wiele szumnie reklamowanych aspektów projektu nie trafiło do jego finalnej wersji, wzbudzając lekki zawód. Sukces Stalkera był jednak na tyle duży, że GSC zdecydowało się stworzyć kontynuację, a dokładniej mówiąc prequel, opowiadający wydarzenia, które miały miejsce przed ukazanymi w podstawce. Choć intencje producent miał zacne, wyszło nie do końca tak, jak oczekiwaliśmy. Fabuła nadal była intrygująca, a klimat gęsty niczym śmietana. Jednakowoż, szybko na jaw poczęły wychodzić przeróżne błędy i niedociągnięcia, które winny zostać wyeliminowane przed publikacją produktu. Największym problemem okazała się monotonia losowo generowanych misji oraz pustki wirtualnego Czarnobyla. Na dłuższą metę po prostu nie było co robić, a zadania w stylu: idź z A do B i zabij X potworów działały lepiej niż tabletki nasenne. Świadome niechęci graczy GSC, zasiadło do deski kreślarskiej z chęcią ponownego nakreślenia głównych zasad napędzających rozgrywkę w serii S.T.A.L.K.E.R.. Rezultatem ich pracy jest kolejna, znacznie lepsza od pozostałych odsłona sagi, zatytułowana Zew Prypeci.
Na początku zabawy poznajemy w skrócie historię, która miały miejsce wcześniej. Dowiadujemy się o wybuchach w Czarnobylu, o roli niejakiego Strieloka oraz jak zakończył się pierwowzór, którego wątek Zew Prypeci kontynuuje. Głównym bohaterem gry jest major Degtyarev, pracujący dla Ukraińskiej Agencji Ochrony. Zostaje on wysłany do Zony, w okolice tytułowej Prypeci, w celu zbadania przyczyn niepowodzenia tajnej akcji, określonej kryptonimem Fairway. Podczas jej realizacji rozbiło się bowiem kilka śmigłowców z przedstawicielami agencji na pokładzie. Nie wiadomo co było przyczyną katastrofy i jak do niej doszło. Nie jest to jedyne pytanie na jakie będziemy szukać odpowiedzi. Wątek fabularny bardzo szybko nabiera tempa. Błyskawicznie rodzą się kolejne wątpliwości i nieścisłości, których rozwikłaniem zajmie się Degtyarev.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler