World of Warcraft jest królem w swoim gatunku – każdy o tym doskonale wie i wcale nie zanosi się na jakąkolwiek zmianę. Wiele wody zdąży upłynąć w rodzimej Wiśle, zanim którakolwiek produkcja spod znaku MMO wygryzie Zamieć z ciepłej posadki. Nie oznacza to jednak, iż opisywany Aion jest grą beznadziejną – wręcz przeciwnie, przez ostatnie dwa miesiące grało mi się w niego bardzo przyjemnie. Czy zatem najnowsze dziecko NCSoftu jest ciekawą alternatywą dla cukierkowego, warcraftowego świata? Odpowiedź znajdziecie w poniższym tekście, oczywiście nie jest ona jednoznaczna.
Abstrahując od dziecka Blizzarda, wszak już wystarczająco dużo o nim wspomniałem, warto skupić się na fabule, jaką jesteśmy raczeni podczas obcowania z Aionem. Tak, zapewne jesteście zdziwieni, że takowa w ogóle istnieje. Wszystko znajduje swój początek w historii – do niej też często jesteśmy zmuszeni zaglądać, przemierzając barwne światy i wykonując zadania. Twórcy postarali się, aby świat posiadał głębię, racząc nas opowiastkami na temat burzliwej przeszłości, sprowadzającej się zazwyczaj do epickich bitew. Jakby kogokolwiek to obchodziło… Poprzez burzliwe wydarzenia, glob został rozerwany na dwie części – i to całkiem dosłownie. Rozszczepiony podzielił zamieszkujących go osobników na dwie rasy – słonecznych Elyosów, lubujących się w wąchaniu kwiatków oraz mrocznych Asmodae – prawdziwych zabijaków o ciemnej karnacji, twardych oraz nieustępliwych zarazem. Występuje także trzecia, najsilniejsza rasa – Balaurowie. Tą kontroluje jedynie komputer, także wcielić się w prawdziwych diabłów możliwości nie mamy.
Od wyboru gracza zależeć będą dalsze doświadczenia wynikające z gry – decydując się na Elyosów, jesteśmy zmuszeni biegać po pięknych, słonecznych krainach, Asmodae natomiast lubują się w zaciemnionych, mrocznych miejscówkach, po brzegi wypełnionych magią. Obie rasy różnią się także towarzyszącą nam podczas podróży muzyką – jak nie trudno się domyśleć, ci pierwsi gustują w melancholijnych, spokojnych nutach, natomiast ich mroczni bracia preferują ostre rify tudzież pseudo techno. Bez chwili zastanowienia zdecydowałem się na Asmodae – któż by chciał grać grzecznymi emoludkami?
Wybranie rasy to nie jedyne zmartwienie początkującego gracza. Prawdziwy majstersztyk nadchodzi wraz z chwilą kreacji własnego bohatera. Trzeba przyznać, iż twórcy odwalili kawał naprawdę dobrej roboty. Możliwości modelowania swojego alter-ego znajdziecie tu setki, jak nie tysiące. Od powiększenia noska, poprzez zadecydowanie o kształcie policzków, na grubości ramion czy ogólnej wysokości kończąc. Brak większej ilości ras został całkowicie zrekompensowany właśnie ową zabawką. Dzięki niej z powodzeniem stworzysz elfkę, gnoma tudzież koks krasnoluda. Do wyboru, do koloru.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler