Valiant Hearts: Coming Home (MOB)

ObserwujMam (0)Gram (0)Ukończone (1)Kupię (0)

Valiant Hearts: Coming Home (MOB) - recenzja gry


@ 06.02.2023, 13:08
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Valiant Hearts: Coming Home to kontynuacja ciepło przyjętej zręcznościówki z elementami gry przygodowej z 2014 roku - Valiant Hearts: The Great War. Długo oczekiwany sequel został wydany ekskluzywnie dla posiadaczy abonamentu platformy VOD Netflix - i wyłącznie na urządzenia mobilne. Jak to wpłynęło na kondycję samej gry? Zapraszamy do naszej recenzji Valiant Hearts 2!

Valiant Hearts: The Great War ukazało się w momencie, w którym Ubisoft jeszcze miał pomysł i chęci wydawania nietuzinkowych i nieszablonowych gier. Niestety, obecnie francuska korporacja stawia raczej na duże, znane marki i utarte schematy, niemal taśmowo produkując kolejne wysokobudżetowe i gargantuicznie rozbudowane przygodowe gry akcji z RPG-owymi elementami. Kontynuacja The Great War była długo wyczekiwana, i wreszcie trafiła na światło dzienne, jednak w formie, której prawdopodobnie nigdy byście się nie spodziewali.

Ubisoft jest w finansowych tarapatach, anuluje naście gier znajdujących się w produkcji (z czego z pewnością spory procent stanowią te z gatunku battle royale, na których Francuska korporacja chciała zbić nieco kapitału), ale obrywa się również tym, na których można jeszcze zarobić, ale nie tyle, by załatać powstałe dziury. Takim przykładem bez wątpienia jest Valiant Hearts: Coming Home lub - jak kto woli - Valiant Hearts 2. Poprzedniczka zadebiutowała na wszystkich liczących się platformach, kiedy “dwójka” została wydana jako tytuł ekskluzywny dla abonentów Netfliksa - i wyłącznie na urządzenia mobilne. Co wzbudziło mieszane reakcje.

Muszę Was jednak uspokoić: nowe Valiant Hearts gra się zaskakująco wygodnie na telefonie. Dodam jednak, że prawdopodobnie na “wyrobach tabletopodobnych” (z dużo większymi ekranami) doznania i wrażenia byłyby o wiele lepsze. Przede wszystkim z uwagi poziom szczegółowości poziomów i charakterystyczny styl warstwy wizualnej - na większych urządzeniach można to docenić o wiele bardziej. I chyba tak powinno się grać w ten tytuł. [Potwierdzam, grałem w nowe Valiant Hearts na tablecie i gra wyglądała tutaj prześwietnie - dop. Dirian].

Valiant Hearts: Coming Home kontynuuje wojenne losy bohaterów poznanych przy okazji pierwszej części - z małymi zmianami. Wśród nowych protagonistów znaleźli się Ernst: niemiecki żeglarz, George: angielski pilot i James: brat Freddiego. Poza nimi kierujemy wspomnianym Freddym oraz Anną. I choć historia sama w sobie nie jest tak rozbudowana, nie porusza tylu wątków, nie eksploruje bardziej osobistych relacji bohaterów (dopiero pod koniec to się intensyfikuje), to nadal jest poruszającym, ale też tragicznym, świadectwem okrucieństwa I wojny światowej (lub też Wielkiej wojny) i bezsensowności konfliktów zbrojnych.

Rozgrywka nie zmieniła się specjalnie od 2014 roku. Nadal mamy do czynienia z grą bardziej zręcznościową niż akcją; łamigłówki wydają się być nieco prostsze w stosunku do tego, co pokazał oryginał sprzed niemal dziesięciu lat. Doszło kilka ciekawych sekwencji QTE (sekwencje z lataniem i graniem na instrumencie). Jednak w ogólnym rozrachunku, kiedy już podsumuje się zastane wydarzenia oraz sceny, wydaje się, iż deweloperzy ze studia Old Skull Games musieli pociąć nieco swoje dzieło, by nie było zbyt długie. Całość można skończyć w dosłownie kilka godzin (4-5), przy czym czasami ziewa się z powodu niepotrzebnej dłużyzny (np. momenty “przynieś, podaj, pozamiataj”, kiedy mamy kilka rzeczy do odnalezienia i przyniesienia ich osobom, które o to prosił).

Ostatecznie jednak Valiant Hearts: Coming Home nie jest złą grą tylko dlatego, że wyszła na mobilki (no i jest tylko dla posiadaczy abonamentu platformy Netflix). Jest gorszym sequelem, to nie podlega wątpliwości. Niemniej jednak podczas gry w nowe dzieło Old Skull Games i Ubisoftu nie czułem, że tracę czas na coś bezwartościowego i ograbionego ze swojego oryginalnego sznytu. Czy tytuł zyska, jeśli ukaże się na duże platformy? Wizualnie - to na pewno. Pod względem gameplay’u jednak nadal będzie miało wymienione przeze mnie wady, więc ostateczny rachunek przeprowadźcie sami.


Długość gry wg redakcji:
4h
Długość gry wg czytelników:
4h 0min

oceny graczy
Świetna Grafika:
Charakterystyczna, kreskówkowa oprawa wizualna nie starzeje się i nadal, mimo paradoksalnie bardzo brutalnej i poważnej fabularnej otoczki, doskonale się komponuje.
Dobry Dźwięk:
Nic specjalnie nowego względem Valiant Hearts: The Great War.
Dobra Grywalność:
Gameplay został wzbogacony o kilka ciekawych sekwencji QTE, niemniej jednak głównie korzysta z rozwiązań wykonanych na potrzeby poprzedniczki. Dla balansu jednak posiada też kilka dość nudzących fragmentów.
Dobre Pomysł i założenia:
Valiant Hearts: Coming Home to przepis na bardzo prawidłowy sequel: garść nowości, kontynuacja wydarzeń z poprzedniczki, znane mechaniki.
Dobra Interakcja i fizyka:
W Valiant Hearts 2 powróciły znajdźki związane z wpisami z historycznej encyklopedii, których odblokowywanie pozwala poszerzyć wiedzę na temat wydarzeń, w których bierzemy udział.
Słowo na koniec:
Wydanie nowego Valiant Hearts wyłącznie na urządzenia mobilne nie zaszkodziło (za bardzo) grze. Ale wiadomo: gdyby trafiło też na duże platformy, to nikomu nie stałaby się krzywda. Koniec końców to dobra kontynuacja: ma pewne mankamenty, które jednak nie powodują, że włos jeży się na głowie.
Werdykt - Dobra gra!
Screeny z Valiant Hearts: Coming Home (MOB)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?