Demo-test Pro Evolution Soccer 2010
Pomimo tego, że demo FIFY 10 zachwyciło wielu miłośników wirtualnego kopania, ogromna rzesza fanów piłki nożnej oczekiwała na reakcję Konami. Japończycy bardzo szybko odbili piłeczkę, lecz nie na tyle mocno i precyzyjnie, by wygrać pierwsze starcie z odwiecznym rywalem.
Niestety, wersja demonstracyjna Pro Evolution Soccer 2010 potwierdza obawy miłośników serii. Mam wrażenie, że deweloper nieco zbyt mocno poszedł w stronę realizmu rozgrywki. Jak przyznał sam Shingo Takatsuka (kierownik teamu pracującego nad opisywanym programem), europejskim graczom rzekomo nie pasował zbyt arcadowy gameplay, który notabene – przynajmniej według mnie – stanowił największą zaletę produktu. Poprzednie odsłony serii zachwycały swobodą ruchów, przepięknymi animacjami, możliwością tworzenia fantazyjnych, widowiskowych akcji oraz ogromną dynamiką rozgrywki. To właśnie dlatego całe sześć lat temu sięgnąłem po japoński tytuł, odkładając na półkę coraz bardziej daremną FIFĘ. I co? Odnoszę wrażenie, że Seabass stanął na rozdrożu dróg, po czym wybrał tą niewłaściwą. Dlaczego?
Po pierwsze, wspomniany już powyżej realizm. Panowie twórcy zdecydowanie zwolnili tempo gry, co kompletnie zabiło wszystkie te zalety programu, którymi zachwycał nas jeszcze Pro Evolution Soccer 6. Nie ma już radosnego kopania a'la joga bonito. W zamian dostaliśmy twardą walkę w srodku pola, którą co bardziej dosadni określą kopaniną. Nawet najlepsi zawodnicy, często określani mianem geniuszów futbolu, niejednokrotnie nie potrafią prosto podać gały na odległość dziesięciu metrów, tudzież przyjmując biedroneczkę, z niewiadomych przyczyn wyrzucają ją przed siebie. Efekt? Strata futbolówki i szybka kontra przeciwnika. Rozumiem, że prostopadłe zagrania obarczone są dużą dozą ryzyka, bowiem dobrze ustawieni defensorzy rywala większość takich piłek najzwyczajniej w świecie przejmują. W nijak nie da się jednak usprawiedliwić zachowania Mascherano, który miast pięknie skleić łaciatą do nogi, odbija ją gdzieś daleko w pole. Wypadałoby wysłać delikwenta do kowala. Oczywiście, część fanów stwierdzi, iż kopacz był źle ustawiony, nie mógł przyjąć/zagrać/przejąć gały w sposób od niego wymagany, itp., itd. Tyle, że – drodzy Państwo – ja podobną kopaninę widzę co tydzień, oglądając spotkania polskiej pierwszej ligi i naprawdę nie mam ochoty na grę w takiego PESa.
Miano największego niewypału zyskał jednak czas reakcji zawodnika na polecenia gracza. Programiści z Konami sprezentowali nam lagi rodem z trybu online. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego naciśnięcie przycisku na padzie nie jest równoznaczne z natychmiastową odpowiedzią piłkarza, ale taka zagrywka dewelopera zdecydowanie zabija resztki czerapnej z gry radości. Twórcy przyznali, iż problem zostanie rozwiązany w finalnej odsłonie programu. Trzymam za słowo, aczkolwiek dlaczego Shingo postanowił wypuścić na rynek tak niedopracopwaną wersję pokazową produktu? Mówi się, iż demo jest tym samym grywalnym kawałekim kodu, jaki został zademonstrowany podczas tegorocznych GamesCom. A kto odwiedził Kolonię, wie doskonale, iż raczej nie było na co popatrzeć.
Mam ogromną nadzieję, że Japończycy popracują nad jedną ze swoich sztandarowych propozycji i otrzymamy tytuł godny tej znakomitej serii. Prócz powyżej wymienionych uniedogodnień, wersja demonstracyjna Pro Evolution Soccer 2010 wygląda bowiem całkiem smakowicie. Poprawiono sztuczną inteligencję bramkarzy, którzy nie boją się już wybiec poza pole karne i zdecydowanym wykopem zażegnać niebezpieczeństwo. Poza tym, nie zauważyłem, by golkiperzy – wzorem swych poprzedników z minionych lat – jakoś nadmiernie często wypluwali futbolówkę przed siebie. Mimo opisanych już powyżej kwiatków, mijanie zawodników drużyny przeciwnej przychodzi tutaj o wiele bardziej swobodnie niż w konkurencyjnej FIFIE 10, gdzie samym lewym analogiem niewiele da się zdziałać. Wszelkie stałe fragmenty gry niezmiennie wykonujemy z pomocą przycisków, choć programiści mają jeszcze sporo czasu, by zaimplementować system bazujący na gałkach (Pojawi się w nowym PESie? Szczerze mówiąc, nie wiem). Niestety, demo nie umożliwia rozegrania konkursu rzutów karnych, także nadal zagadką pozostaje, czy strzelać będziemy w konkretny punkt bramki, czy tylko w daną jej stronę.
Dostaliśmy też opisywane w zapowiedzi: karty umiejętności oraz paski ustawień taktycznych. Dzięki nim znacznie elastyczniej dostosujemy taktykę do naszych wymagań. Jakiejś ogromnej rewolucji jednak bym się nie spodziewał. Ot, stworzenie wymarzonego ustawienia jest teraz znacznie prostsze, a i kopaczom możemy nakazać dużo więcej. Pierwszy plus dla pana, który wymyślił karty skilli. Drugi wędruje zaś do jegomościa, dzięki któremu w nowym PESie nie zobaczymy już ekranu "simple settings".
Zdecydowanie lepiej niż w poprzednim roku wygląda murawa dostępnych w wersji demonstracyjnej boisk, Na jakości zyskali też sami zawodnicy. Nowy system oświetlenia bez dwóch zdań daje radę. Znakomicie prezentują się też twarze kopaczy. Co ciekawe, Konami postarało się o zaimplementowanie falujących na wietrze ... koszulek graczy! Po raz już kolejny, nie zachwycają animacje wirtualnych sportowców, ale ten temat pozostawię sobie jednak do momentu debiutu finalnej wersji produktu, bowiem na tym polu mają zostać naniesione poważne poprawki. Programiści z Kraju Kwitnącej Wiśni obiecują też wyeliminowanie przydługawego czasu reakcji zawodnika na polecenia gracza, co z pewnością dodatnio wpłynie na przyjemność czerpaną z rozgrywki. Czy na tyle dodatnio, by pokonać mocną jak nigdy FIFĘ. O tym przekonamy się już za miesiąc.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler