Recenzja Han Solo: Gwiezdne wojny - historie


bigboy177 @ 12:59 27.05.2018
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

Kolejny udany rozdział w magicznym świecie Gwiezdnych Wojen.

Jestem jedną z tych osób, które potrafią docenić każdą odsłonę cyklu Gwiezdne Wojny. Nie wszystkie podobają mi się równie bardzo, ale mimo to powracam do nich chętnie i z równą radością przypominam sobie wspaniałe przygody opracowane na ich potrzeby. Jeśli chodzi o Han Solo: Gwiezdne Wojny – Historie, do kina szedłem z lekkimi obawami. Trochę martwiły mnie zawirowania podczas procesu powstawania obrazu, a zatem nie byłem pewny czego się spodziewać. Na szczęście całość wyszła bardzo dobrze, choć mam pewne zastrzeżenia. Jakie? Zachęcam do lektury – obiecuję, że nie będzie żadnych spoilerów.

Han Solo to film z cyklu Historie, a zatem spin-off luźno związany z główną serią Gwiezdne Wojny, mający przybliżyć nam jakąś konkretną opowieść albo postać. Pierwszy, Łotr 1, skupiał się na rebeliantach wykradających plany Gwiazdy Śmierci, drugi, czyli Han Solo, opowiada nam historię tytułowego Hana Solo – przemytnika, który za sprawą niespodziewanego zbiegu okoliczności dołączył do wojny przeciwko Imperium, mimo że początkowo nic nie wskazywało na to, że tak się stanie.

Już na wstępie trzeba podkreślić, że charakter filmu sprawia, iż producenci nie skupiali się w nim na meandrach mocy, rycerzach Jedi i innych mistycznych elementach uniwersum GW. Han Solo jest bardziej surowy, co nie znaczy, że gorszy - to coś w formie westernu w kosmosie. Jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, twórcy bardzo sprawnie prezentują nam drogę głównego bohatera, pokazując krok po kroku różne etapy jego transformacji.

W rezultacie pierwsza połowa obrazu rozkręca się dość powoli. Dla mnie nie było to jednak problemem, albowiem lubię jak scenariusz na spokojnie wykłada widzowi poszczególne fakty, jestem natomiast w stanie zrozumieć pewne narzekania. Dopiero po około godzinie seansu robi się bowiem naprawdę interesująco – wątki zaczynają się klarować, a całość nabiera coraz większego rozmachu. Coraz mocniej czuć też w filmie ducha Gwiezdnych Wojen i magię, która sprawia, że można się w nich zakochać.

Ogólnie podczas seansu bawiłem się wyśmienicie. Jeśli miałbym zgadywać dlaczego istnieje pewien dysonans pomiędzy pierwszą godziną, a resztą obrazu, postawiłbym na reżyserów. Tych było bowiem w sumie troje. Najpierw filmem zajmował się duet Phila Lorda oraz Christophera Millera, później – podobno ze względu na różnice zdań pomiędzy nimi, a firmą LucasFilm – wspomniani panowie zostali zastąpieni przez Rona Howarda. Być może to on skierował widowisko na bardziej jednolity tor? Tego niestety najpewniej nigdy się nie dowiemy.

Wracając do meritum, produkcją Hana Solo zajął się Disney, co oznacza oczywiście ogromny budżet na różnej maści efekty specjalne. Dzięki zainwestowanym milionom, już od pierwszych chwil atakowani jesteśmy wspaniałymi scenami akcji, w których główną rolę powierzono oczywiście dynamicznej wymianie ognia, zapierającym dech w piersiach wybuchom oraz kaskaderom, którzy musieli podmieniać trzon obsady, aby zbudować napięcie i odzwierciedlić wykombinowane przez scenarzystów sekwencje. Jako że dzieje się naprawdę dużo, na pewno nie było to łatwe zadanie, ale wszyscy spisali się wyśmienicie - łącznie z tytułowym Hanem Solo, który ucieka przed bandziorami, walczy na dachu kosmicznego pociągu towarowego itd.

Postać głównego bohatera odegrał względnie świeży aktor, Alden Ehrenreich. Nie przypomina on za bardzo Harrisona Forda – co mi osobiście nie przeszkadzało – ale w powierzoną mu osobę wcielił się prawie bezbłędnie. Całkiem sprawie udało mu się oddać charakter wygadanego cwaniaczka, który nie do końca wie co robi, ale dzięki pomocy kumpli, a także za sprawą sporej dawki szczęścia, z każdej opresji jest w stanie wyjść bez szwanku. Jedyne czego mi w filmie zabrakło to większej garści scen, w których mamy szansę zobaczyć legendarne umiejętności pilotażu w wykonaniu Solo. Kilka sekwencji co prawda było – i pewnie taki był zamysł twórców – ale chciałoby się tego choćby trochę więcej.

 

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
1 kudosshuwar   @   08:48, 31.05.2018
No proszę... a już się obawiałem, że wyszła szmirka. Chyba się jednak wybiorę, bo na reckach BigBoy'a jeszcze się nie zawiodłem.


BTW: BigBoy... tak mi przyszło do głowy, jest taki durnowaty program Googlebox, w którym oglądamy jak ludzie oglądają telewizję... jest tam również gość nazywany BigBoy... przypadek ? Puszcza oko
1 kudosTheCerbis   @   10:54, 31.05.2018
@Shuwar, trzeba ich pozwać za naruszanie dobra osobistego i kradzież nicka. BigBoy jest tylko jeden!
0 kudosUxon   @   14:52, 31.05.2018
Metacritic: 5.9/10, średnia z około 700 opinii użytkowników. 62/100 z 54 not recenzenckich. Imdb - nota 7.2, filmweb 7.1.

Jak widać, szału nie ma jeśli chodzi o noty.
2 kudosbigboy177   @   18:07, 31.05.2018
Cytat: shuwar
BTW: BigBoy... tak mi przyszło do głowy, jest taki durnowaty program Googlebox, w którym oglądamy jak ludzie oglądają telewizję... jest tam również gość nazywany BigBoy... przypadek ? Puszcza oko

Sprawa zgłoszona, wedle sugestii Cerbisa, do prokuratury! Cool