Moje pół roku z Nintendo Switch
Nigdy nie byłem graczem konsolowym (pomijając dość krótki epizod z PSP wiele lat temu). Zawsze pozostawałem w bastionie PeCetów, a choć długo chodził za mną zakup PlayStation 3/4 lub Xboksa 360 (One nigdy mnie nie przekonywał), jakoś zawsze tak wychodziło, że nie mogłem się ostatecznie zdecydować. A to brakowało funduszy, a to nie miałem dostępu do telewizora (grania na małym monitorze na konsoli jakoś nie uznaję, choć do PC chętnie podpinam pada), a to brakowało czasu nawet na szarpanie na kompie.
W końcu nadszedł jednak moment, że stwierdziłem, iż nadszedł czas zmodernizować swój nieco skostniały gamingowy hardware. Najpierw zainwestowałem w nowego laptopa, by za chwilę stwierdzić, że - kurcze - ten Switch to jednak fajna rzecz. Tak fajna, że na drugi dzień odbierałem w sklepie zamówienie ze świeżutką konsolką Nintendo.
Dlaczego właśnie Switch? A no dlatego, że mój tryb życia i ciągłe mieszkanie na walizkach nie bardzo godzą się z konsolą stacjonarną - z tego powodu nie gram też na blaszaku, tylko laptopie. Chciałem kupić PlayStation 4, bo Sony ma wspaniałe tytuły na wyłączność, ale nie mając stałego lokum, zwyczajnie nie mam jak korzystać ze stacjonarnej konsoli (wspominałem już, że granie na monitorze odpada, co nie?). Wybór padł więc na Switcha i choć długo się nie zastanawiałem, to miałem spore obawy przy finalizowaniu transakcji.
Po pierwsze dlatego, że nigdy nie rozumiałem fenomenu Nintendo. Jasne, grywałem kiedyś na Gameboyu kumpla w Yoshi's Island, ale to było gdzieś w okolicach podstawówki. Później nadeszły czasy Wii i DS'a, które zupełnie mnie nie przekonywały. Gry sterowane kontrolerami ruchowymi, jakaś koszmarna pikseloza na małych ekranikach - to nie dla mnie.
Switch już z miejsca wyglądał jednak inaczej. W małej obudowie zamknięto dość mocne, jak na takiego kurdupla, podzespoły, na górze urządzenia widzimy radiator, przez który podczas większego obciążenia przelatuje strumień przyjemnie ciepłego powietrza, wypychanego przez mały wentylatorek. Takie rozwiązanie w handheldzie? Wcześniej niemal nie do pomyślenia. I mimo że design Switcha zupełnie nie zachwyca, obok konsolki ciężko przejść obojętnie. Gdzie się jej nie położy, urządzenie rzuca się w oczy i wzbudza olbrzymią ciekawość - nawet wśród osób, które nie rozróżniają Galaxy S8 od iPhone X. I, choć w Polsce, kraju PlayStation, raczej nie sprzedaje się wybornie, to pewnie swoje grono użytkowników ma. Ostatnio jadąc Intercity wsiadłem do przedziału, gdzie aż 2 obce sobie osoby klikały na Switchu. Nie muszę dodawać, że ich mina, gdy i ja wyciągnąłem z plecaka Pstryczka, była bezcenna, prawda?
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler