Magiczne światy w grach, czyli miłość od pierwszego zajrzenia

Co jakiś czas na rynku pojawia się gra, która porywa nie tylko za sprawą świetnej oprawy wizualnej ciekawego bohatera, czy interesującej fabuły, ale przede wszystkim ze względu na niesamowicie przygotowany świat. Produkcji, w których postawiono na realizm jest całe mnóstwo. Czasem twórcy decydują się odwzorować miasta, innym razem całe wybrzeża określonych kontynentów. Mimo że ogrom pracy wkładany w tego typu projekty jest porażający, tego typu kreacje nie zawsze są w stanie przemówić do wyobraźni gracza tak mocno, jak twory całkowicie zmyślone. W tej drugiej kategorii jest kilka tytułów, które w ostatnich iluś tam latach najmocniej utkwiły mi w pamięci. Jako że nie chcę sprezentować Wam rankingu, wiedzcie, że niniejszy artykuł to nie zestawienie top 10, a kolejność wymienianych gier jest zupełnie przypadkowa.
Zaczniemy od klasyka, nad klasykami. Gry przez wielu uważanej za symbol archaizmu. Co ciekawe, równie liczna, albo i liczniejsza grupa fanów sądzi, że to arcydzieło, którego nie da się porównać do niczego innego. Chodzi mi w tym przypadku o debiutancki projekt studia Piranha Bytes… tak jest, zgadliście: Gothic.
Nie wiem jak dobrze pamiętacie pierwsze chwile w kolonii górniczej, ja ich jednak nigdy nie zapomnę. Po odpaleniu gry miałem wrażenie, że coś nie do końca poszło tak, jak powinno. Bezimienny poruszał się w dziwaczny sposób, oprawa wizualna delikatnie rzecz ujmując nie powalała, a interfejs użytkownika był co najmniej niewygodny. Mimo to wystarczyło kilka rozmów, a świat wykreowany przez Niemców całkowicie mnie pochłonął.
Na każdym kroku czuć było beznadziejną sytuację jego mieszkańców. Nie było mowy o tym, aby ktoś wyciągnął w naszym kierunku pomocną dłoń. Każdy próbował nas zrobić w konia, a jedynym sposobem na to, aby cokolwiek osiągnąć było znalezienie jakiejkolwiek pracy (zbieranie grzybów) i mozolne zdobywanie pozycji. Żadna gra wcześniej, ani później (nawet Gothic 2) tak wyśmienicie nie przedstawiła losów bezimiennej sierotki, która, będąc zerem, w miarę upływu czasu zostaje prawdziwym bohaterem. Nawet po tylu latach, wciąż czuję sentyment do pierwszego Gothica i bez problemu jestem w stanie przywołać w pamięci uczucie, jakie towarzyszyło zwiedzaniu Kolonii Górniczej.
Przeskakując kilka lat do przodu, ale pozostając nadal w klimatach więziennych, nie mogę nie wspomnieć o Batman: Arkham Asylum. Pierwsza odsłona całkiem nowej serii, opracowanej przez studio Rocksteady, przywróciła graczom wiarę w to, że możemy jeszcze dostać solidną grę o Batmanie. Deweloperzy postawili na mroczną otoczkę, ukazującą człowieka nietoperza w bardzo nietypowej sytuacji.
W prologu widzimy, jak Batman zmierza do wnętrza zakładu Arkham. Udało mu się pojmać Jokera – a przynajmniej tak uważa – i samodzielnie eskortuje go do celi. Przechodzi przez główne wrota, zjeżdża windą, a tam sprawy mocno się komplikują. Wychodzi na jaw, że całe aresztowanie to sztuczka. Joker zwabił Batmana do Arkham, a następnie uwolnił wszystkich więźniów, w tym także wielu złoczyńców, którzy trafili za kratki dzięki naszemu protagoniście. Od tej pory musimy przemierzać poszczególne bloki Arkham, walczyć z napotkanymi recydywistami i ukarać winnego całego zamieszania.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler