Recenzja Stranger Things - fantastycznego serialowego hołdu dla lat 80-tych

Jeżeli wychowaliście się na E.T. albo z wypiekami na twarzy oglądaliście Z Archiwum X lub lecącą swego czasu na ówczesnym RTL-7 Gęsią Skórkę, to Netflix ma dla Was świetną propozycję. Stranger Things, bo o nim mowa, zadebiutowało bez większych zapowiedzi, ale szybko zyskało rozgłos, gdy tylko pierwsi ochotnicy odpalili debiutancki odcinek. Serial jest bowiem rewelacyjny!
Akcja toczy się w latach 80-tych, a my obserwujemy losy mieszkańców małego miasteczka Hawkins, w którym każdy zna każdego i życie toczy się powolnym, niezwykle spokojnym tempem. Gdzieś tam koło tej mieściny funkcjonuje tajemnicza elektrownia czy coś w tym rodzaju, ale obiekt położony jest dość głęboko w lesie, toteż mało kto się nim w ogóle przejmuje. Sielankowy klimat nie trwa jednak długo, bo pewnego wieczora jeden z czwórki - około 12 letnich - chłopaków, których losy śledzimy w pierwszym odcinku, nagle gdzieś ginie. Chwilę wcześniej dzieciaki zakończyły 10-godzinną sesję w planszowe Dungeons & Dragons i postanowili wrócić do domu na rowerach, każdy w swoją stronę. To pierwsze udokumentowane zaginięcie w Hawkins od 1923 roku, co budzi falę podejrzeń i zarazem rozpoczyna wielką akcję poszukiwawczą, w której udział biorą mieszkańcy całego miasta.
Zaginięcie chłopaka jest tylko wstępem do dalszych wydarzeń - nie chcąc Wam spoilerować, bo serial trzyma w napięciu od pierwszego do ostatniego odcinka, powiem tylko, że akcja rozwija się wokół paranormalnych umiejętności, dziwnych wydarzeń i przerażających badań, jakie prowadzi najprawdopodobniej jedna z rządowych agencji. Stranger Things to mocna dawka wrażeń - kolejne odcinki nie tylko ciekawią, ale też potrafią wystraszyć czy zaintrygować widza. Mimo że nie jestem zagorzałym fanem sci-fi, to z wypiekami na twarzy chłonąłem każdą kolejną minutę serialu - dość powiedzieć, że zacząłem jakoś przed północą, by... skończyć oglądanie koło 8 rano, gdy ujrzałem napisy ostatniego z ośmiu epizodów. Od czasów Suits i Breaking Bad nic mnie tak nie wciągnęło.
Całość okraszona jest genialną grą aktorską, gdzie pierwsze skrzypce odgrywają... dzieciaki. Choć na początku miałem pewne obawy co do oglądania wydarzeń, w których czołowe role reprezentują młodociani aktorzy, to teraz już nie mam wątpliwości, że chłopaki zagrali fenomenalnie, a bezzębny Dustin wręcz skradł show. Spore wrażenie zrobiła też na mnie Winona Ryder, grająca na wpół-oszalałą matkę, dla której bez wątpienia jest to jedna z najważniejszych ról w karierze. W zasadzie praktycznie każdy gra tu tak, jak byśmy tego oczekiwali po porządnym serialu. Mamy leniwego i zmęczonego życiem, choć dociekliwego komendanta (David Harbour), jest bezwzględny i przerażający naukowiec (Matthew Modine) oraz śliczna nastoletnia siostra (Natalia Dyer) jednego z chłopaków, balansująca pomiędzy byciem grzeczną piątkową uczennicą, a dziewczyną najgorętszego chłopaka w liceum. Są tu jeszcze inne role, które warto by pochwalić, ale nie zrobię tego żeby nie psuć Wam seansu.
Bardzo mocną stroną Stranger Things są także rewelacyjne zdjęcia - twórcy fantastycznie bawią się oświetleniem, prowadząc znaczną część akcji po zmroku. Robią to jednak w zachwycający oko sposób. Co ważne, większa część serialu nagrana jest bez użycia efektów specjalnych, co dodatkowo zwiększa imersję i estetykę. Ciężko mi to dokładnie opisać - to po prostu trzeba zobaczyć. Estetycznie mamy majstersztyk, a klimat podsyca dodatkowo rewelacyjny soundtrack, budujący zagadkowy klimat i podbijający tętno w kulminacyjnych scenach. Usłyszymy tu nie tylko utwory nagrane jakby na 30-letnim syntezatorze, ale też chociażby Should I Stay Or Should I Go od The Clash - moment w którym wybrzmiewa ten kawałek aż jeży skórę na plecach!
Odpowiedzialni za reżyserię bracia Duffer z pewnością czerpali pomysły z wielu dzieł i autorów - jest tu trochę z filmów Spielberga, z książek Kinga czy niejednego filmu i serialu z lat 80. oraz 90. Nie brakuje też nawiązań do popkultury, jak chociażby Gwiezdnych Wojen czy wspomnianej we wstępie planszówki. Choć scenariusz ma kilka wpadek, przykładowo biegająca w ciemnym lesie z kijem bejsbolowym nastolatka budzi wątpliwości, to są to pojedyncze niedociągnięcia, które nijak nie psują obrazu całości. Stranger Things to rewelacyjny serial i must-watch dla fanów sci-fi we wszelakiej formie. To powrót do kinematografii sprzed dobrych 20 lat, zrealizowany w wybornej formie.
Jak dla mnie - najlepszy serial tego roku.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler