Ubisoft nie taki zły, jak go malują
Kulminacją złej passy była premiera Assassin's Creed: Unity. Po debiucie tegoż projektu nastąpiło, kolokwialnie rzecz ujmując, "przegięcie pały". Unity zapowiadane było jako coś świeżego, technologicznie dopracowanego - jako Assassin's Creed nowej generacji. Niestety przedsięwzięcie trafiło na rynek w opłakanym stanie, z mnóstwem błędów, niedoróbek oraz mierną jakością. Aby je zlikwidować, gracze musieli ścierpieć pobieranie ogromnych aktualizacji, serwowanych bezustannie przez programistów. Kiedy się gry nie włączyło, na ekranie widniał napis o konieczności pobrania jakiegoś patcha. Choć merytorycznie tytuł był całkiem niezły, to pod względem technicznym był istną masakrą. Debiut Unity ponownie bardzo negatywnie wpłynął na reputację Ubisoftu.
Francuzi nagrabili sobie do tego stopnia, że wielu fanów do dziś zarzeka się, że nie kupi niczego, co nosi ich logo. Inni nieco spokojniej podchodząc do sprawy, obiecując, że przy każdej premierze poczekają najpierw na recenzje oraz kilka pierwszych łatek. Trzeba przyznać, że w obu przypadkach ludzie mają rację. Ubisoft pokazał, że nie sposób w pełni im zaufać. Były wpadki z grami, jest znienawidzone Uplay - gdziekolwiek by nie spojrzeć, znajdziemy powód do narzekania.
Na szczęście francuska korporacja nie jest taka straszna, jak może się wydawać. Choć ma swoje za uszami, a na wyznanie wszystkich grzechów brakło by jej szefostwu całego weekendu w konfesjonale, to patrząc na całokształt, większość ich projektów jest dobra. Często też inwestują w tytuły mniej popularne albo całkowicie nowe marki. Pozostali giganci branży robią to rzadziej (lub w ogóle).
Przykładów nie trzeba wcale daleko szukać. W ostatnim okresie Francuzi wypuścili na rynek niezłe Child of Light, klimatyczne Valiant Hearts: The Great War czy zwariowany Kijek Prawdy. Na deser fani ścigałek dostali również udane, nastawione na współpracę The Crew. Wygląda też na to, że Ubisoft wyciąga wnioski ze swoich dotychczasowych wpadek. Dajmy za przykład chociaż Assassin's Creed: Syndicate, które okazało się znacznie bardziej dopieszczonym dziełem od Unity. Wydawca zdecydował się odpuścić wiele głupkowatych rozwiązań poprzednika (dziwne, otwierane aplikacjami towarzyszącymi, skrzynki), całkowicie zrezygnowano z multiplayera (aby dopracować to, co najważniejsze, czyli tryb dla pojedynczego gracza) i więcej czasu poświęcono na optymalizację oraz wyłapywanie błędów. Wszystko to przyniosło oczekiwane rezultaty, a Syndicate zostało nazwane mianem sukcesu! Przynajmniej w stosunku do poprzedniczki.
Najbliższe miesiące potwierdzą lub obalą postawioną przeze mnie tezę. Wydawca ma bowiem dość mocno upakowany plan wydawniczy. Już niedługo w sklepach wyląduje Tom Clancy's Rainbow Six: Siege, w przyszłym roku dostaniemy Tom Clancy's The Division, a w późniejszym terminie zagramy w Tom Clancy's Wildlands oraz Far Cry: Primal. Wydaje się, że Francuzi chcą eksperymentować, nie boją się tego robić, za co należy im się pochwała. Pozostaje tylko wierzyć w to, że nie będą bezustannie powielać tych samych schematów i rozwiązań, które się nie sprawdziły. Wówczas jest szansa, że wydawca ponownie trafi na szczyt i zasłuży na szacunek, jakim darzone jest np. Take-Two. Firma ta wielokrotnie udowodniła, że choć pieniądze są istotne, nie są najważniejsze. Całkiem niedawno jej szef wyjaśniał, że najistotniejsze jest zbudowanie zapotrzebowania na daną markę, jak i odpowiednio długi proces dewelopingu. Rokroczne premiery w żadnym wypadku nie służą finalnej jakości gier.
Jeśli Ubisoft pójdzie podobnym tokiem myślenia, jest szansa na to, że uda im się odkupić swoje grzechy. Nie należy Francuzów przekreślać przez te kilka ostatnich wpadek. Wydawca szuka, próbuje, eksploruje, czasem z sukcesem, a czasem bez - jak to w biznesie. Ja osobiście daję im kredyt zaufania i liczę na to, że mnie nie zawiodą. Wręcz trzymam za to kciuki.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler