Kupi mi Pan misia?


Sloiiik @ 18:11 23.11.2008
"Sloiiik"

Ostatnio dużo czasu spędzam na znanej każdemu „pracownikowi biurowemu” pracy, czyli nic nie robieniu . Często zdarza się, że gdy zacznę jednego dnia, to kończę następnego.

Ostatnio dużo czasu spędzam na znanej każdemu „pracownikowi biurowemu” pracy, czyli nic nie robieniu . Często zdarza się, że gdy zacznę jednego dnia, to kończę następnego. Ale nie o tym ma być niniejszy felieton. Podczas takiej właśnie czynności, najczęściej buszuje w Internecie, nie ważne czy przeglądam „inteligentne filmiki”, czy czytam teksty na bashu, po prostu spędzam czas aktywnie inaczej.

W czasie jednego z takich buszów – ciekawe słowo, natknąłem się na ciekawe zdjęcie, opisujące dziwny dowcip umieszczony na jednym z portali dziecięcych. Może i nie jestem najinteligentniejsza formą życia na tej planecie, ale sądziłem, że chociaż kawały łapie dość szybko. Tego do tej pory nie rozumiem. Nie chce go jednak przytaczać, nie dlatego, że ktoś by mi go mógł wytłumaczyć, tylko dlatego, że pełen jest przekleństw. Nie mam do takowych jakichś awersji, przyznam, że sam dość często ich używam jeżeli sytuacja tego wymaga. Zdziwiło mnie jednak to, że ów dowcip został napisany ręką kilkuletniego dziecka. Dlatego właśnie postanowiłem bliżej przyjrzeć się wortalowi, na którym kawał znalazłem.

E-podwórko, bo tak brzmi nazwa portalu, to kolejne po GRAM dziecko jednego z największych polskich dystrybutorów gier komputerowych. Choć za cel, firma postawiła sobie stworzyć stronę poświeconą najmłodszym, widać nie każdemu się to udaje. Po zaledwie kilku minutach, spędzonych na przeglądaniu witryny, widać, że nie dzieci są tutaj najważniejsze, a zarobienie kolejnych kilku groszy na sprzedawaniu powierzchni reklamowej. Pewnie dzieciakom nie przeszkadzałoby za bardzo, że wokoło coś do czegoś linkuje czy rotuje. Mogłyby to nawet uznać za atrakcyjne, ponieważ wiadomo, że najmłodsi są przede wszystkim wzrokowcami i lubią jak coś im świeci przed oczami. Z drugiej strony zamiast reklam, wystarczyłoby przecież stworzyć kilka animowanych grafik i umieścić je na stronie.

Łatwo też zauważyć, że albo firma matka wysoko sobie ceni swoje dzieło, albo nie ma żadnych chętnych na umieszczanie reklam w portalu. Prócz jednej, jedynej, przedstawiającej wydawany przez dystrybutora tytuł, żadnej innej nie znajdziecie. Dlaczego więc zamiast pustego pola mamy bijące po oczach prostokąty podpisane banner. Szkoda tylko, że jeszcze po najechaniu na nie, nie pojawia się detaliczna cena sprzedaży każdego z nich. Ja rozumiem, że jak ktoś umieszcza stronę w sieci, to może oczekiwać zwrotu zainwestowanego przez siebie czasu. Wówczas banery są jak najbardziej wskazane, należy jednak pamiętać, że jest to wortal dziecięcy, a nie komercyjny!



Sprawdzając wszystkie atrakcje oferowane przez twórców myślałem, że trafiłem przez przypadek na stronę czysto testową. Większość działów uśmiechała się do mnie napisem „w budowie”, bądź białą plamą, z zerową ilością tekstu. Pytam się więc samego siebie, czy choć przysłowiowy ocet tutaj znajdę? Znalazłem. Jedyna, w miarę rozwinięta zakładka to oczywiście gry komputerowe. Nie myliłby się ten, kto od razu kojarząc fakty zgadłby, o jakie gry chodzi. Ale tutaj również zostałem zawiedziony, naliczając raptem równe dwadzieścia tytułów. Nie wierząc w tak skromne liczby, przejrzałem katalog dystrybutora, sumując każdą znalezioną pozycję. Jaki był wynik…? Wielokrotnie wyższy od tego, co zamieszczono na e-podwórko. Gdzie, więc podziała się reszta? Co jest powodem, umieszczenia w Internecie tak nieprzygotowanej strony? Pewnie ktoś z was sądzi, że ona dopiero powstała, że zawieszono ją specjalnie przed świętami żeby dzieci mogły spędzić miło czas, a ja się po prostu czepiam, bo nie mam co robić. Tutaj was zaskoczę. Witryna oficjalnie istnieje od początku marca. Skąd to wiem? Kto mi powiedział? Jest to jak wół napisane na stronie głównej – jako jeden, z raptem, pięciu tekstów. Ktoś z was teraz pewnie pomyśli, że jeżeli jest tam tylko tyle tekstu, to jest to kolejna strona duch, stworzona i porzucona przez autora, po tym jak stracił nią zainteresowanie. Przykro mi, ale to nie prawda, strona jest cały czas pod „ślepą opieką” firmy. „Aktualny” wpis pochodzi z początku tego miesiąca, tak samo, jak wspomniany we wstępie dowcip. Jeżeli więc któryś z twórców jeszcze zagląda na swoją kreację, to dlaczego profil użytkownika nie został usunięty? Albo, chociaż nie skasowano tego wpisu, który i tak już krąży po sieci? Może firma nie chciała tracić jednego z nielicznych odwiedzających stronę dzieciaków.

Kończąc już te wypociny podsumuje tylko te kilka powyższych zdań. Choć strona powstała kilka ładnych miesięcy temu, stwarza pozór opuszczonej i zaniedbanej. Pamiętajmy jednak, że okres przedświąteczny mamy już za pasem. Dzieciaki będą miały dużo więcej wolnego czasu, wykorzystując go na nadrobienie zaległości w surfowaniu po Internecie. Dlaczego więc, zamiast dostać od firmy, tak im przecież bliskiej, puchatego misia, mają bawić się tym misiem tylko, jeżeli ktoś im go wcześniej kupi. Pamiętajmy, że „post komunijne dzieciaki” nie dostają już „górali”, tylko komputery. W szkole nie składają już karmników dla ptaków, lecz klepią bazy danych. Postęp, nawet w Polsce pędzi wielką parą i nikt tego nie zatrzyma. Te dzieciaki, jakie pamiętamy, wspominając nasze własne młodzieńcze lata, to nie ci sami ludzie. My wspinaliśmy się na drzewa, a oni ratują świat w kolejnej grze komputerowej. Pamiętajmy więc, że chcąc dla nich jak najlepiej nie liczmy na żaden zysk, ani nie traćmy zainteresowania nimi – jak to niestety zrobiła nie wymieniona z nazwy firma. W końcu święta, według telewizyjnych reklam już są.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?