Max Payne - recenzja filmu!


Nielat @ 13:27 28.10.2008
"Nielat"


Człowiekiem słabej wiary się okazałem. Odczułem to dopiero teraz. Zastanawiam się jedynie, dlaczego w dojściu prawdy musiało mi pomóc pozbycie się 12 zł na dojazd do Krakowa, wywaleniu 14 zł na bilet i zjedzeniu kolejnych kilkudziesięciu polskich złotych pod postacią popcornu. Choć jeśli głębiej zadumam się nad tą kwestią, to odkrycie, iż wspaniały Uwe Boll ma jakąś konkurencję, w swojej kategorii wagowej było warte tych wszystkich wydatków. Proszę Państwa- chciałbym zaprezentować wam Johna Moore’a oraz jego najnowsze, miejmy nadzieję ostatnie, dzieło- Max Payne.



Zaczęło się niezgorzej. Bus do Krakowa był prawie pusty, czyli można było usiąść. Po dojechaniu na jaw wyszedł fakt, iż do seansu pozostała mi jeszcze godzina z hakiem. Po miłej konwersacji z prześliczną panią przy kasie i zaklepaniu miejsca, udałem się więc do pobliskiego centrum handlowego, w celu nieokreślonym. Jak to mówią: czas ucieka, Max Payne czeka, więc godzina minęła szybko i mogłem z czystym sumieniem wrócić do kina. Nie chcę opisywać wszelakich perypetii i wybojów, które trzeba było pokonać, by film wreszcie obejrzeć. Projektorem operował chyba jakiś praktykant. No, trudno; to jest temat na osobny akapit. Przejdę do sedna. Film rozpoczął się dosłownie jakby od środka. Nagle, z nikąd moim oczom ukazał się, unoszący się pod wodą Mark Wahlberg, czyli odtwórca roli tytułowej. Odczułem jakby ktoś zaczął już oglądać, wcisnął „stop”, wyszedł na papierosa oczekując aż sala wypełni się wiarą i puścił akcję na nowo. Nawet, jeśli mój scenariusz odzwierciedlałby rzeczywistość, to przesiedziałbym w kinie dwie godziny przy białym ekranie, bo na brak wolnych miejsc nikt nie narzekał. No ale, wracając. Heros wynurza się na bezdechu i... tydzień wcześniej. Retrospekcja! Zwroty akcji przebijają się nawzajem. Fabule można wybaczyć to, iż nie trzyma się punktów zaczepnych wyznaczonych przez grę, ale skandalem jest fakt nie trzymania się niczego! Początek jest podobny jak w grze. Ale im dalej w las, tym więcej odrostów i połamanych krzaczków. Z reguły, przy napisach końcowych, widz winien wydać z siebie oznajmiające „yhym!”, które symbolizuje pojęcie wszystkich wątków, ułożenie ich po kolei i całkowite przyswojenie historii. W wypadku Maxa Payne’a można by zapytać siebie, dlaczego już się skończyło, przecież jeszcze nie wszystko wyjaśnione. Ale po jakiejś godzinie oglądania, zaczynałem obmyślać plan ucieczki z kina.



Film Moore’a to praktycznie jeden wielki minus. Scenariusz leży. Reżyseria, poprzez pogłębianie niespójności wcześniej wspomnianego, też. Nawet Wahlberg, który wydaje się pasować do roli nowojorskiego gliniarza, swoją szanse rozmienił na drobne. Nie wspomnę, że chowając te drobne do kieszeni, parę z nich zgubił. Mianowicie od czasu do czasu widać, że próbował wczuć się głębiej w odtwarzaną postać i nawet mu to wychodziło, lecz zaraz po tym nastawał moment, który niszczył powoli wzrastający dorobek. Do rubryki „postaci nietrafione” bez problemu wepchnąć można rapera Ludacrisa, który odegrał rolę Jima Bravury, oraz Mile Kunis, czyli filmową Mone Sax. Ładna z niej kobieta, to fakt. Lecz trudno uwierzyć, iż tak filigranowa osóbka jest szanowanym płatnym mordercą. Szczerze, to już Olga Kurylenko wcielająca się w postać siostry Mony, choć jej rola była bardzo mała, wypadła nieporównywalnie lepiej.

Sceny, które warte są zapamiętania i późniejszego odświeżenia przy kumplach, praktycznie i teoretycznie nie istnieją. Poczułem powiew gdzieś przebiegającego obok zachwytu w dwóch sytuacjach. Jedna, to ujęcia w osławionym przez grę „slow-motion”. Kula lecąca w stronę widza warta by była przerobienia na 3D i wyświetlenia w jakości IMax. Druga opcja zaś to obraz świata postrzegany przez Maxa po zażyciu Valkirii. Ogniste niebo, demony. Przyzwoita wizja. Niestety, z której strony bym się do tego nie zabrał, to jedyny dostrzegalny plus na koncie całej produkcji. Scenarzyście również powinno się dostać po łapkach za uniknięcie dwóch ważnych postaci; Vladimira Lema oraz mojego ulubieńca, Vinniego Gognittiego. Wszak w grze obaj panowie odegrali kolosalne, dla rozwoju wypadków role. W filmie zaś... Cóż. Nazwisko tego drugiego przewija się przez ekran, ale tylko w postaci neonu. Wielka strata, bo to mogły się okazać dwie role, godne wzmianki.



Podsumujmy to wszystko więc jeszcze raz. Fabularnie, totalna klapa. Brak ładu, niedopowiedziane wątki, cała sterta niespójności. Dalej. Żadna osoba grająca w tym filmie, nie zasłużyła choćby na podziękowania. Po seansie odnoszę nieodparte wrażenie, iż jedynym człekiem, który podszedł do tego projektu z pomysłem był operator kamery. Miejscami ujęcia są świetne. Ale miejscami, to jak na film z takim potencjałem zbyt mało. Przeszedłem grę, dlatego też postanowiłem obejrzeć film. Złudzenie styczności z fabułą dała mi scena na Stacji Rosco. Jednakże ta wyjęta z kontekstu maxo-akcja rozpłynęła się niczym fatamorgana na horyzoncie. Moim skromnym zdaniem, olbrzymia pomyłka. Przegięta na wskroś (scena gdzie do Payne’a strzela ośmiu anty-terrorystów, z odległości może dziesięciu metrów, niszcząc swoimi automatami wszystko w zasięgu wzroku, rozbiła mnie do końca) akcja, która raz wlecze się i przyprawia o ziewanie, by zaś chwilę później przyspieszyć do tak szalonego tempa, że widz nie jest w stanie pojąć sytuacji. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Po pierwsze, film dzięki Bogu nie trwa długo. Po drugie; mogłem sobie napisać tę recenzję i pozrzędzić trochę. Taki ze mnie typ człeka, co w narzekaniu się lubuje. Także ślę serdeczne podziękowania do całej ekipy tworzącej „Maxa Payne’a”, za możliwość spełnienia się mentalnie! Pamiętajcie, my wredni i zgryźliwi recenzenci jesteśmy zawsze z wami...

Sprawdź także:

Max Payne

Premiera: 26 lipca 2001
PC, PS2, XBOX, GBA

Max Payne to gra akcji przedstawiona z perspektywy trzeciej osoby. Głównym bohaterem jest tytułowa postać - Max Payne - gliniarz z Nowego Jorku, któremu przyjdzie przejść...

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudoskordzik7   @   12:13, 10.05.2009
A mi wszyscy chwalili ten film... Teraz to powinienem z nimi porozmawiać. A tak nawiasem mówiąc, to nienawidzę w filmach retrospekcji.
0 kudosmussak   @   12:54, 10.05.2009
Mnie się film bardzo podobał, chętnie obejrzę kolejną cześć Szczęśliwy . Niestety zawsze się znajdzie ktoś niezadowolony. W ogóle lubię tytuły z Maxem Paynem - fajna i dość oryginalna, specyficzna postać (moim zdaniem przynajmniej).