Kończ się już! Czyli dlaczego krótkie gry mają sens?
Kto pamięta cokolwiek, prócz ładnych widoków, z trybu fabularnego ostatnich dwóch Battlefieldów? Choć zaliczyłem obie gry, właśnie dlatego, iż ich kampanie trwały po 5-6 godzin, to nie mogę sobie zbytnio przypomnieć wartych uwagi momentów. To było kilka godzin, które uważam za zmarnowane – bawiłem się co najwyżej przeciętnie i chyba tylko chęć podziwiania graficznych wodotrysków sprawiła, iż nie rzuciłem dzieła DICE w cholerę, chwilę po rozpoczęciu zabawy. Abstrahując od tego, że BF'y skupiają się na rozgrywce sieciowej, to tego typu single-playerów zdecydowanie nie chcemy. Zrobionych na siłę, obdartych z emocji. Przypomnijcie sobie Call of Duty 4: Modern Warfare czy chociażby pierwszego Black Opsa – to przykłady zrobionych pod masy, ale jednak z pomysłem, niedługich kampanii, które najprościej w świecie warto zaliczyć.
Kończąc moje wywody, chciałem jeszcze odnieść się do jednej rzeczy, a mianowicie ceny. Ponownie posłużę się tu przykładem Zaginięcia Ethana Cartera. Całkiem ładne wydanie pudełkowe wyceniono na 79.99 zł, kod cyfrowy można dorwać nieco taniej. To jednak ceny sugerowane, co w praktyce oznacza, że grę nabędziemy nawet kilkanaście złotych taniej. Pozostaje kwestia tego, czy te 60-70 zł za 4 godziny zabawy to dużo? Wiele osób lubi porównywać koszta zakupu gry do kinowych biletów. Oznaczałoby to, że dzieło The Astronauts kosztuje mniej więcej tyle, co dwa seanse, ale już na popcorn zabrakło by nam drobnych. Osobiście uważam jednak, że takie porównania są bez sensu – raz, że do kina z reguły chodzimy ze znajomymi, więc przy okazji spotykamy się z ludźmi, co jest jednak z reguły ciekawsze od samotnego siedzenia przed komputerem, a dwa, to po prostu inny rodzaj rozrywki. Czy kosztująca 50 zł książka, zapewniająca lekturę na kilkanaście godzin, jest lepsza od podobnie wycenionej gry, starczającej na zaledwie jeden wieczór? Sami widzicie, że takie porównania do niczego nie prowadzą.
Wracając jednak do sedna – myślę, że te 60-70 zł za - nawet - czterogodzinną grę, która zapewni nam kawał dobrej zabawy, to nie jest astronomiczna kwota. Choć sam bardzo rzadko kupuję gry w dniu ich debiutu, czekając na szybko pojawiające się przeceny, to czasami pojawi się tytuł, na który jestem z góry w stanie wyłożyć te 150 zł. Ba, znam nawet pewnego bukaniera, bo któż takiej osoby nie ma wśród znajomych, któremu tak spodobało się Śródziemie: Cień Mordoru, że z kasą w zębach poleciał do sklepu po swój egzemplarz. Na niektóre gry po prostu warto wydać złotówki, bo są tego warte – tak samo jak występują filmy, które koniecznie trzeba zobaczyć w kinie (to chyba sensowne porównanie, co nie?). Najczęściej są to te tytuły, w których produkcję twórcy włożyli serce i poświęcenie, a to z reguły wystarcza, byśmy nie żałowali momentu opróżnienia portfela.
Podsumowanie moich wywodów sprowadza się do jednego – nie narzekajmy na krótkie gry i pozwólmy twórcom takowe przygotowywać. Niech będą porywające, doskonałe fabularnie i – przede wszystkim – zapadające w pamięć. Głosujmy naszymi portfelami, aby zmotywować kolejne ekipy do produkowania perełek, przy których nie spędzimy długich wieczorów, ale przez kolejne lata będziemy je wspominać jako przykłady, na to, że jednak da się stworzyć ambitne, pełne wrażeń projekty, które nie sprowadzają się wyłącznie do monotonnego masakrowania kolejnych fal przeciwników.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler