Gra w lekturze: Diablo III: Nawałnica światła
Diablo III wprawdzie dalekie było od wyobrażeń i oczekiwań graczy, ale nie przeszkodziło to produkcji w osiągnięciu – nie boję się powiedzieć – spektakularnego wręcz sukcesu komercyjnego. A i nawet Ci niezadowoleni odbiorcy, jak czas pokazał, nie byli znowu aż tak zniechęceni. Ledwie niedawno na półkach sklepowych pojawił się pierwszy dodatek do „trójki”, pt. Reaper of Souls, a w błyskawicznym czasie trafił on do rąk milionów graczy. Jeśli więc jesteście na Diablo-fali i nadal lubicie markę Blizzarda, być może powinniście rozejrzeć się za książką Diablo III: Nawałnica światła – stanowiącą fabularny pomost pomiędzy wydarzeniami z podstawki i rozszerzenia.
Twórcą tekstu jest pan Nate Kenyon – pisarz mający już relatywnie duże doświadczenie, albowiem spod jego pióra wyszło też nie najgorsze Diablo III: Zakon. Jeśli graliście w Reaper of Souls, możecie mieć wyobrażenie na temat historii przedstawionej w Nawałnicy światła. Pamiętamy: pod koniec Diablo III zamknęliśmy wszystkich złych w Czarnym Kamieniu Dusz, ostatecznie przenosząc go do Królestwa Niebios. Natomiast Reaper of Souls wita nas sytuacją, w której Tyrael – dowodząc małym oddziałem Horadrimów – wykrada Kamień z Niebios i ukrywa go zarówno przed wzrokiem sług Płonącego Piekła, jak i samych Aniołów – finalnie przeceniających swoją siłę i ulegając mrocznemu wpływowi Kamienia. Wątkiem głównym Nawałnicy światła będzie więc właśnie kradzież owego artefaktu - choć oczywiście cała ta opowieść wzbogacona zostanie o inne motywy, poszerzające uniwersum Diablo.
Przede wszystkim warto zaznaczyć, że autor nie próbował stworzyć jednego, głównego bohatera, a wykreował kilka znaczących dla lektury postaci. Najbardziej „czołową” osobowością Nawałnicy światła jest archanioł Tyrael, zbierający grupkę wybrańców, w których krwi płynie starożytna krew potężnych nefalemów. Taka ekipa miałaby stanowić swoistą „reaktywację” szeregów zakonu Horadrimów, którego celem – jak wiadomo – będzie kradzież Czarnego Kamienia Dusz. Co istotne, drużyna Tyraela składa się z zupełnie różnorodnych członków: znajdzie się tu były awatar sprawiedliwości Jacob (znany z innych książek i z pierwszego aktu Diablo III), potężna czarownica Shanar, tajemniczy nekromanta Zayl, silna barbarzynka Gynvir, czy uduchowiony, ale potężny mnich Mikułow. Bohaterowie ci wyruszą najpierw do Zachodniej Marchii, badając sprawę tajemniczo pojawiających się widm, ale również rozpoczną przygotowania do czekającego ich, niemal skazanego na porażkę, zadania. W to wszystko wpleciono zupełnie ciekawy wątek skażonego Królestwa Niebios, niestanowiącego już bezpiecznego azylu dla mieszkających w nim aniołów. Cóż, jak to z reguły bywa w świecie Diablo – opisane tu niebezpieczeństwo ma naprawdę wielką skalę i ekstremalnie zagraża względnie spokojnemu życiu w świecie Sanktuarium.
Nate Kenyon, co trzeba mu oddać, zupełnie dobrze poradził sobie z tą – bądź co bądź – dość przewidywalną historią (w końcu wszyscy dobrze wiemy, jak skończy się wyprawa Tyraela). Mimo to, pisarz zdołał stworzyć całkiem przyzwoicie nakreślonych bohaterów, osadzić ich w fajnej historii i w dynamicznej akcji, a całą przygodę okrasić wyraźnymi, niezłymi zwrotami akcji. Dużą siłą tej opowieści są naprawdę ciekawe kreacje tutejszych herosów – z Tyraelem na czele. Udało się dość zgrabnie wgłębić w jego psychikę, targaną licznymi wątpliwościami, słabościami i pokusami (w końcu teraz jest śmiertelnikiem). Pisarz stworzył też charakterystyczną grupę wspominanych nefalemów, posiadającą swoje indywidualne oblicza i charaktery. W końcu, twórca zadbał o naturalne przedstawienie ich wzajemnej relacji – opartej na licznych sympatiach i antypatiach. Co przy tym ważne, literat potrafił utrzymać mroczny i raczej przygnębiający ton powieści, nadając jej bardzo odpowiedni dla uniwersum Diablo klimat (książka jest wyraźnie bardziej złowieszcza niż trzecia część gry). Dzięki takim umiejętnym zabiegom, Nawałnica światła może pochwalić się zupełnie niezłym scenariuszem i przyciągającą, wcale nie obojętną atmosferą.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler