Miejska dysputa - czy The Walking Dead zasługuje na miano gry roku?
Materdea @ 14:52 16.12.2013
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨💻
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Miejska dysputa to zalążek (mamy szczerą nadzieję) nowego cyklu na łamach MiastaGier. Będziemy skupiać w nim daną część redakcji, która na narzucony temat wie najlepiej, albo przynajmniej najlepiej pozoruje jakąkolwiek wiedzę.
Miejska dysputa to zalążek (mamy szczerą nadzieję) nowego cyklu na łamach MiastaGier. Będziemy skupiać w nim daną część redakcji, która na narzucony temat wie najlepiej, albo przynajmniej najlepiej pozoruje jakąkolwiek wiedzę. Tuż przed premierą drugiego sezonu gry The Walking Dead zadaliśmy sobie takie pytanie: czy pierwsza część zasłużyła na miano gry roku, które tak zresztą chętnie przyznawali i recenzenci, i gracze? Wy już wyklarowaliście sobie odpowiedź, ale myśmy się trochę pokłócili. Zapraszam do lektury!
Materdea: Gwoli ścisłości: The Walking Dead ukończyłem - wszystkie pięć epizodów, które zajęły mi jakieś 10 godzin. 10 godzin interaktywnego filmu, gdzie spacerowałem i nawet nie podziwiałem lokacji, a chciałem jak najszybciej poznać to osławione zakończenie. Nie powiem, niektóre sceny wywołały u mnie efekt "wow". Kompletnie nie spodziewałem się kilku rezultatów moich decyzji.
Ale pod płaszczykiem tych quasi-niespodzianek krył się prosty schemat - czego byś nie zrobił, to i tak czeka Cię śmierć kogoś/utrata części ciała kogoś/płacz kogoś/smutek kogoś et cetera, et cetera. Reakcje, jakie mają być w graczu, to przede wszystkim złość na samego siebie (bo wydaje mu się, że ma na coś wpływ i razem z Tomkiem mógł uratować Elkę) i szok. Szok, bo to, co szokuje sprzedaje się najlepiej.
Dirian: Przereklamowana? Skądże. The Walking Dead to jedna z nielicznych gier ostatnich lat, które przyciągnęły mnie do ekranu za sprawą doskonałego wątku fabularnego. Mało tego, to chyba jedyna przygodówka, przy której spędziłem tych kilka czy tam kilkanaście godzin, nie mogąc oderwać się od ekranu. Ok, może nie jedyna - pierwszy epizod The Wolf Among Us, również od Telltale, także nie chciał wypuścić mnie z objęć.
Zgadzam się z Mateuszem, że decyzje mimo wszystko sprowadzały się do jednego schematu. Pytanie - czy to wada? Ile to razy byłem zaskoczony, momentami poruszony, innym razem wściekły na twórców. Takiej mieszanki uczuć nie zafundowała mi żadna inna produkcja. Gdybym miał podsumować ten tytuł, powiedziałbym, że The Walking Dead jest jak dobre whisky - pijesz, pijesz, aż nagle dociera do ciebie, że to już koniec.
Materdea: No dobrze, ale czy wysyp tytułów pokroju "Gry Roku" dla tej "przygodówki" to nie za dużo? Fahrenheit możemy podciągnąć pod rangę kolonizatora, trapera wytyczającego kolejne szlaki w temacie takich produkcji, a produkcji Quantic Dream zaś nie obsypano taką ilością wyróżnień. Więc w takim razie czym to TWD jest?
Pomijając wyświechtane stwierdzenie, powtarzane jak mantra przy okazji wszelkich tekstów o produkcji studia Telltale Games, czyli "interaktywny film", do głowy - przynajmniej mi - nie przychodzi nic konkretnego. To zresztą moim zdaniem kolejna kula u nogi tego dzieła – nieskonkretyzowany rodzaj gameplayu. Ktoś może powiedzieć, że nie robi to na nim wrażenia i ceni The Walking Dead za niebanalną historię. Jako pewnego rodzaju ciekawostka, oderwanie od szarej rzeczywistości kolejnych tasiemców, Żywe Trupy faktycznie zasługiwałyby na uznanie. Jednak kompletnym pudłem okazało się nominowanie tej gry do kolejnych wyróżnień i - ostatecznie - przyznawanie jej kolejnych trofeów.
Bigboy177: Mi Mat przychodzi do głowy świetne określenie na tego typu grę: samograj. Dlatego m.in. nie mogłem się w to porządnie wciągnąć. Co z tego, że fabuła była znośna, co z tego, że były jakieś, choćby pozorne, wybory, co z tego, że bohaterów było co nie miara, skoro gry w tym wszystkim było bardzo mało. Miałem wiele podejść, ale nigdy nie udało mi się wytrzymać dłużej niż około godziny - przechodziłem The Walking Dead z doskoku i w sumie zakończyłem gdzieś około 4-ego epizodu, bo było po prostu nudnie i schematycznie. Wieczne dialogi, gadanie, jakieś problemy, często naciągane, byle je spiętrzać. Wszystkie sceny były sztucznie przeciągnięte tylko po to, żeby epizod, który miał historii na około 5 minut, wydłużyć do 2-3 godzin.
Na takiej samej zasadzie działają seriale. Jest jednak pewna różnica. Pomiędzy tymi dialogami często coś się dzieje, a w Walking Dead generalnie powtarzany był schemat: rozmowa, atak zombie, rozmowa, atak zombie. Strasznie mnie to w pewnym momencie zaczęło nużyć, bo czułem, że wszystko jest niepotrzebnie wydłużane. Gdybym miał pisać recenzję, nigdy w życiu nie dałbym więcej niż 6-7 na 10, bo nie ma tutaj niczego wyjątkowego, a żeby otrzymywać wyróżnienia trzeba być pod jakimś względem unikatem. Co można podpiąć pod to określenie? Ja niczego takiego nie widzę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler