BioShock Infinite: Burial at Sea - wspomnienie Rapture


Materdea @ 18:01 12.11.2013
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Realia BioShocka to jedno z niewielu uniwersów, które kocham, pamiętam o nim i chcę go więcej i więcej. Pierwsze dwie odsłony serii zostawiły u mnie ogromny niedosyt.

Realia BioShocka to jedno z niewielu uniwersów, które kocham, pamiętam o nim i chcę go więcej i więcej. Pierwsze dwie odsłony serii zostawiły u mnie ogromny niedosyt. Na szczęście pierwsze fabularne DLC do BioShock Infinite (ostatniej części cyklu) pozwala ponownie odwiedzić podwodną metropolię. Co ciekawe, zastaniemy ją żyjącą! Akcja osadzona została w przeddzień pamiętnego Nowego Roku 1959, kiedy nastąpiła skondensowana liczba ataków ludzi uzależnionych od ADAMA. Meandry fabularne zostawię na recenzję, wszak artykuł nie jest temu poświęcony. Więc o czym dzisiaj poczytacie? Ano o wspomnianych obu odsłonach BioShocka – taka reminiscencja przed premierą Burial at Sea.



Zacznijmy od prostego pytania: za co pokochaliście Rapture? A wątpię, że jest inaczej. Pierwszy zgłoszę się do odpowiedzi. Pokochałem Rapture za absolutnie fantastyczny, odpowiednio mroczny, klimat. Przygnębiająca wizja upadłego miasta idealnego spełniła moje najczarniejsze oraz najskrytsze sny o niebezpiecznej okolicy. Dookoła szwendają się naszprycowane narkotykami Splicery, a pośród korytarzy spacerują Tatuśkowie z Małymi Siostrzyczkami. I, choć deweloperzy nie zastosowali nie-wiadomo-jak-zaawansowanej technologii, by niemal wymarła podwodna utopia „żyła własnym życiem”, dało odczuć się, że odwiedzając 2-3 razy tą samą lokację, de facto odkrywamy ją na nowo. Bo tutaj wyskoczy stworek, tam nie, zaś zza winkla wyjdzie za chwilę Big Daddy.



Pierwszy BioShock przenosi gracza do roku 1960. Wcielamy się w postać Jacka, kompletnie nieświadomego swojej przyszłej roli pasażera lotu, który nad Atlantykiem rozbija się i jako jedyni żyjący świadkowie trafiamy do opustoszałej latarni morskiej pośrodku oceanu. Jack musi pozbierać w swojej głowie sporo faktów, zważywszy, iż podczas całej gry towarzyszy nam tajemniczy Atlas – przewodnik i jednocześnie mentor wyprawy w nieznane.

Istotne jest to, że do Rapture trafiamy już grubo po nawałnicy zaćpanych mutantów. Miasto jest w kompletnej ruinie, Rayan zabunkrował się w odległej części podwodnej aglomeracji, zaś naszym celem jest… ratunek rodziny Atlasa. „Byłbyś łaskaw?” – pyta pierwszy i jedyny przyjaciel w tym obskurnym batyskafie. Z tym pytaniem wiąże się jeden z lepszych zwrotów akcji w grach wideo (a może nawet i przemyśle filmowym, kto wie) – scenarzyści popisali się niesamowitym zmysłem artystycznym, czego dowodem jest fabularny rollercoaster w końcówce gry. Choć sama historia do przełomowych nie należy, tym niemniej stosowne wyrazy szacunku – tylko za ten jeden twist – powinniśmy wyrazić.



Siłą pierwszego BioShocka (duchowego następcy kultowego System Shocka, stąd ta zbieżność nazw) było naprawdę wiele elementów. Jeśli miałbym go teraz ocenić, nie bałbym się wystawienia „dychy”. Dlaczego? Po pierwsze: świat. O nim już nieco nadmieniłem w wyższej partii tekstu, więc nie chcę się powtarzać. Tak czy siak, wizja podwodnej utopii zaprezentowanej przez projektantów ze studia Irrational Games przeszła moje – i z pewnością wielu z Was – najśmielsze oczekiwania. Na plus gry przemawiał również okres, w którym umiejscowiono historię. Był to początek lat 60. ubiegłego stulecia. Kocham całą drugą połowę XX wieku, więc dla mnie był to historyczny orgazm. Zwłaszcza w temacie kreacji Rapture, albowiem deweloperzy wykonali kilka naprawdę niezwykłych rzeczy.

Sprawdź także:

BioShock

Premiera: 21 sierpnia 2007
PC, PS3, XBOX 360, MOB

BioShock to duchowy spadkobierca legendarnych System Shocków - kapitalnych miksów horroru, pierwszoosobowej strzelanki i RPG, które pod wieloma względami zrewolucjonizowa...

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosroxa175   @   20:09, 22.11.2013
Przymierzam się do kupna tej gry i jak na razie na zamiarach się kończy, kiedyś to muszę nadrobić. Uśmiech