RetroStrefa - Aliens vs Predator Classic 2000


guy_fawkes @ 20:04 12.09.2013
Krzysztof "guy_fawkes" Kokoszczyk

Jak możliwie najbardziej plastycznie opisać młodemu, współczesnemu graczowi pierwsze, komputerowe Aliens vs Predator? Cóż, być może zna i grał w Aliens: Colonial Marines. W takim razie niech pootwiera wszystkie możliwe przejścia w tamtejszych lokacjach oraz zniszczy większość oświetlenia.

Jak możliwie najbardziej plastycznie opisać młodemu, współczesnemu graczowi pierwsze, komputerowe Aliens vs Predator? Cóż, być może zna i grał w Aliens: Colonial Marines. W takim razie niech pootwiera wszystkie możliwe przejścia w tamtejszych lokacjach oraz zniszczy większość oświetlenia. Następnie usunie kompanów, skazując bohatera na samobójczą misję. Potem należy wywalić zbędne punkty doświadczenia – teraz jego celem niech stanie się przeżycie samo w sobie, a nie zaś odfajkowywanie wyzwań jak zakupów w warzywniaku. Wreszcie zajmijmy się ksenomorfami: pomnóżmy ich ilość razy 10, zaś agresję razy 100 i ograniczmy liczbę save’ów. I to mniej więcej tyle. W zupełności wystarczy, by podskakiwać w fotelu i mieć ochotę uciec z podkulonym ogonem - wbrew twierdzeniu pewnego dowódcy nie spodziewajcie się dnia na farmie.


Więcej filmów z Aliens vs. Predator Classic 2000


Dziś odpalenie „jedynki” stworzonej przez brytyjskie studio Rebellion przenosi gracza w całkowicie inny, bezlitosny świat. Tu nie ma prowadzenia za rączkę i ostatnich szans – gdy obcy Cię dopada, nie żyjesz. Gdy zapomnisz oglądać się za siebie – nie żyjesz. Gdy nie patrzysz pod nogi i spadniesz kilka pięter w dół przez wyżartą kwasem dziurę w kondygnacjach – nie żyjesz. Gdy facehuggerowi uda się na Ciebie zaczaić i rzucić się do Twoich ust w przypływie patologicznie rozumianej miłości – nie żyjesz. I nie ma od tego odwołania. Autorzy AvP nie są takimi idiotami, by próbować nam wmówić, że kruchy Marine potrafi zatrzymać rozpędzoną, kilkusetkilogramową bestię gołymi rękami – ksenomorfy są dokładnie takie, jakie powinny być. Morderczo niebezpieczne, cwane i piekielnie szybkie. Detektor ruchu zarejestrował coś 20 m dalej? To w przeciągu najbliższych 2-3 sekund rozegra się pojedynek, którego stawką będzie Twoje życie. Nie myśl, że nie masz szans – już karabin pulsacyjny M41A (a co dopiero Smartgun lub Skeeter – coś na wzór BFG z Quake’a II) uratuje Ci tyłek, jeśli nie spanikujesz i uda Ci się odstrzelić potworowi łeb, nim znajdziesz się w zasięgu jego pazurów i ogona. Musisz wtedy uważać na kwas, bo krwawiący alien nawet po śmierci może Cię zabić. Zapasy amunicji? Wystarczą, o ile panujesz nad emocjami oddając krótkie, kontrolowane serie, bo inaczej broń na chwilę się zatnie - zaś w tych realiach to być, albo nie być. Tylko jak tu nie trząść portkami, kiedy wszystko skrywają ciemności, gdzieś tam w tle słychać niepokojące odgłosy, a Twoje zdrowie nie chce się regenerować? Na szczęście zawsze możesz rozświetlić mrok flarami bądź użyć noktowizora, lecz wszystko ma swoją cenę: ten drugi wyłącza detektor ruchu, a flar da się wystrzelić tylko kilka naraz. Za trudno? To wiedz, że pierwotnie AvP było istnym piekłem, bez wyboru poziomu trudności oraz save’ów. Skusiłeś? Zaczynasz od początku cały etap.



Dziś, grając w wydaną w 2010 roku wersję Classic 2000, czyli przystosowaną do działania na współczesnych systemach Gold Edition, jest już nieco łatwiej – oba braki zostały naprawione, choć nie myślcie sobie, że produkcja stała się spacerkiem: już „Training” (easy) potrafi torturować, a normal w pełni władz umysłowych twórcy nazwali „Realistic”. Wyobraźcie sobie, że może być jeszcze gorzej, na poziomie „Director’s Cut”. Po co skazywać się na takie męki? Dla odblokowania ostatniego z bonusowych etapów w każdej z trzech kampanii. To jednak wyzwanie dla prawdziwych tytanów survivalu o zimnej krwi i nadludzkim refleksie. Oczywiście najintensywniejsze doznania towarzyszą kampanii Marine’a. Pomimo epizodycznych przypadków, kiedy AI ksenów na chwilę zgłupieje, trzeba zażarcie walczyć o każdy metr, nieustannie obserwując otoczenie. Natomiast po wejściu w skórę Obcego zmianie ulega praktycznie wszystko poza perspektywą – wciąż patrzymy na świat z oczu głównego bohatera, lecz należy się przyzwyczaić do niesamowitej szybkości oraz zwinności ksenomorfa. Dla stwora wykreowanego przez umysł Hansa Geigera człowiek nie stanowi żadnego zagrożenia – byle machnięcie łapą odrywa głowę. Alien nie jest jednak istotą nieśmiertelną – seria z karabinu czy wieżyczki (że już nie wspomnę o miotaczach ognia, którymi jako człowiek diabelnie łatwo się podpalić) może okazać się zabójcza, o ile nie wykorzystamy maksymalnie jego atutów: szybkości, widzenia w ciemnościach oraz przyczepności do każdej powierzchni, dzięki czemu szyby wentylacyjne stają się fantastyczną drogą za plecy badassa ze Smartgunem. Niespecjalnie trzeba też martwić się zdrowiem - wystarczy kłapnąć dziobem o podwójnych szczękach głowę Marine’a. W zasadzie nawet Predator nie stanowi zagrożenia – od strony algorytmów sztucznej inteligencji Łowca to bowiem najmocniej skrzywdzona rasa w grze. Co prawda nadrabia wytrzymałością, ale wystarczy chwilę wokół takiego brzydala pobiegać, by go zatłuc – nawet potomkiem małp. To w sumie najpoważniejsza wada Aliens vs Predator, bo przecież w teorii oddychający metanem Myśliwy to kozak nad kozaki: silny, skoczny i uzbrojony po zęby. Jego osłabienie poszło zdecydowanie za daleko. Dla porównania ludzkie AI wypada znacznie mądrzej – pozbawiony oręża cywil chętnie przygarnie porzucone przez trupa, zaś z bliska kamuflaż Predatora szybko zostanie przejrzany.

Sprawdź także:

Aliens vs. Predator Classic 2000

Premiera: 16 stycznia 2010
PC

Aliens vs. Predator Classic 2000 to reedycja pierwszej części serii o starciach pomiędzy trzema rasami, tj.: ludźmi, obcymi oraz predatorami. Grę można nabyć jedynie za p...

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosB92   @   09:55, 13.09.2013
Tak, to była gierka. Dwójeczka również zacna Uśmiech