RetroStrefa - Knights and Merchants
Strategie stawiające na rozbudowany wątek ekonomiczny wiodły prym głównie w ubiegłym stuleciu. Wystarczy wymienić takie hity, jak kultowe już The Settlers (którymi postaramy się zająć w najbliższym czasie) czy chociażby Alien Nations. Wśród gier zżynających z popularnych Osadników, warto także wymienić Knights and Merchants: The Shattered Kingdom, które na świecie nie zdobyło wielkiej sławy, ale dziwnym trafem w naszym rodzimym kraju kojarzone jest bardzo dobrze.
Fabuła przedstawiona w tejże strategii była infantylna do bólu. Rzekłbym, iż stanowiła jedynie pretekst do rozgrywania kolejnych misji i wybijania zastępów przeciwników. Ot pewne królestwo popadło w ruinę. Król został zdradzony przez własnego syna, reszta wasali odwróciła się od niego i przystąpiła do dzieła zniszczenia, chcąc zawładnąć dla siebie jak największy skrawek terenu. W tym wszystkim odnajdujemy się my – wierni przyjaciele pozostawionego samemu sobie króla. Obiecujemy w jego imieniu zjednoczyć królestwo i oddać cześć władcy, zaprowadzając pokój. Nim to się jednak stanie, poleją się hektolitry krwi.
Knights and Merchants, jak sama nazwa zresztą wskazuje, łączy w sobie elementy charakterystyczne dla typowej strategii ekonomicznej, jak i wojennej. Z jednej strony budujemy chatki i dbamy o infrastrukturę naszej osady, a z drugiej dowodzimy wojakami i podbijamy sąsiednie włości. W zasadzie najprościej tę produkcję przyrównać do Settlersów właśnie – tam również budowaliśmy i walczyliśmy, a wszystko to przeplatało się w wyważonych dawkach.
Trzeba przyznać, iż tytuł ten wciągał na długie godziny dzięki całkiem niezłemu wykonaniu. Składała się na nie przede wszystkim dobrze przemyślana ekonomia. Przed wyruszeniem w bój, należało w odpowiedni sposób rozplanować całą wioskę. Produkcja chleba wymagała nie tylko postawienia piekarni, jak to z pewnością wyglądałoby, gdyby gra wyszła dzisiaj, ale także farmy wytwarzającej zboże oraz młyna, który to wszystko przerobi na mąkę. Na miejsce dotrzeć musiał także nosiwoda, dostarczając wymagany płyn do produkcji pieczywa. Takich zależności było tutaj całkiem sporo. Wyprodukowana żywność trafiała do karczmy, do której schodzili się osadnicy w celu konsumpcji. Dodatkowo, gdy w pobliżu stacjonowała armia, należało zaopatrzyć ją w zapasy żywności. Słynne okrzyki „dawać żarcie!” wypływające z ust toporników do dzisiaj utkwiły mi w pamięci. Chyba żadna inna gra w tamtych czasach nie stawiała aż tak dużo na elementy ekonomiczne. Nawet w Osadnikach nie trzeba było karmić już wyszkolonych żołnierzy.
Walka nie była zbytnio skomplikowana. Przede wszystkim stawiano na ilość, a nie jakość, choć różnorodności wojaków grze nie sposób odmówić. Oprócz zwykłych żołdaków występowali także topornicy, łucznicy, kawaleria itp.. W ogólnym rozrachunku dawało nam to aż 16 różnorodnych jednostek, którymi zarządzaliśmy na polu walki.
Kampania podzielona była na 20 misji, z których aż 6 polegało jedynie na dowodzeniu armią. Należało opracować odpowiednią strategię, gdyż zazwyczaj przeciwnik posiadał więcej wojska od gracza. Reszta scenariuszy rozpoczynała się w podobny sposób. Najpierw rozbudowa wioski, ewentualna obrona przed nacierającym wrogiem, zbieranie armii i finalny atak, zazwyczaj zakończony powodzeniem. Każdy kolejny etap oferował nam nowe budynki do postawienia oraz nowe jednostki do zwerbowania. Początkowych łuczników zamienialiśmy na kuszników, a zwykłe pachołki zastępowane były rycerzami z prawdziwego zdarzenia, wyekwipowanymi w zbroje płytowe i konkretne, żelazne miecze.
Na całym świecie Knights and Merchants: The Shattered Kingdom przeszło bez większego echa. W Polsce o dziwo tytuł zyskał na popularności, co przyczyniło się do wydania dodatku o podtytule The Peasants Rebellion, który rozszerzał tytuł o nowe scenariusze oraz kilka nowych jednostek i budynków. Produkcja studia Joymania nie stanowiła jakiejkolwiek konkurencji dla Settlersów, jednak była ciekawą alternatywą, którą każdy domorosły strateg powinien znać.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler