RetroStrefa - Planescape: Torment
Kolejny czwartek, a to oznacza następny artykuł z serii RetroStrefa, tym razem bierzemy na celownik jednego z najznamienitszych przedstawicieli gier cRPG w historii - Planescape: Torment - zapraszamy do lektury!
Na początek trochę historii. Rok 1997 można uznać za rok rozpoczęcia pewnej nowej ery dla gier cRPG, to właśnie wtedy bowiem światło dzienne ujrzał Fallout – postapokaliptyczny cRPG spod skrzydeł Interplay, wyznaczający zupełnie nowe tory w tworzeniu gier fabularnych. Rok później, w 1998, nastąpił kolejny przełom za sprawą studia Black Isle, które oprócz wydania genialnej kontynuacji Fallouta – opublikowało także absolutnie rewolucyjne Baldur’s Gate, „erpegie” w stylu „heroic fantasy” osadzone w systemie RPG Advanced Dungeons & Dragons i w uniwersum Forgotten Realms (Baldur’s Gate doczekało się fenomenalnej kontynuacji w roku 2000). Rok 2000 (jeszcze przed wydaniem BGII) przyniósł dodatkowo IceWind Dale (też spod łap Black Isle, również osadzone w systemie AD&D i w świecie Forgotten Realms), które wprawdzie nie było aż tak dobre jak inne wymieniane tytuły, ale które także zyskało spore grono sympatyków. Zmierzch tej „złotej ery” nadchodzi w roku 2002, kiedy to - po pierwsze - ukazuje się sequel IceWind Dale (ciekawy, ale nieco odstający jakością od poprzednika) i – po drugie - cRPG zupełnie nowej generacji, jakim było NeverWinter Nights – znacząco jednak różniące się od swoich poprzedników – i nieco tracące wobec nich na klimacie.
Gra, którą chciałbym dzisiaj przedstawić, została przeze mnie celowo pominięta w powyższym zestawieniu. Stworzyło ją wspominane wyżej Black Isle w roku 1999 (pomiędzy pierwszą częścią Baldur’s Gate a IceWind Dale) i także opatrzyło ją regułami AD&D. Wprawdzie sukces komercyjny tegoż tytułu nie był tak duży, jak w przypadku Fallout, Baldur’s Gate czy IceWind Dale, ale przez wielu krytyków produkcja ta była szczytowym osiągnięciem Black Isle i – najznakomitszym cRPG tamtej epoki. Mowa tu oczywiście o wspaniałym Planescape: Torment.
Planescape: Torment oparte jest w gruncie rzeczy na tych samych zasadach, na których stworzono serię Baldur’s Gate – tj., jak już pisałem, AD&D - aczkolwiek w nieco zmodyfikowanej wersji (różnice nie są istotne). Tym razem nie przeniesiemy się do znanych z BG Zapomnianych Krain, a do osadzonego w świecie Planescape miasta Sigil. Ci co pamiętali kolorowe, piękne i baśniowe krainy z Baldur’s Gate, po odpaleniu Torment mogli już o nich zapomnieć – Sigil bowiem jest miastem na wskroś wypaczonym, przesiąkniętym zgnilizną, groteską, surrealizmem i złem. Pełno tu więc wygłodzonych i schorowanych mieszkańców, różnych maszkar rodem z piekła, nekromantów, grabarzy (czekających tylko na nowe ciała do pozyskania), czy też… pracujących zombie.
W tym mrocznym świecie poznamy naszego bohatera, ale i to „poznanie” nie zalicza się do zbyt normalnych. Po raz pierwszy z bohaterem zetkniemy się… w kostnicy, w której bynajmniej wcale nie znalazł się przypadkiem, a został do niej przetransportowany jako pełnowartościowe zwłoki. Wbrew prawom natury, powracamy do życia, co jak się miało okazać – opatrzone zostało wielkimi konsekwencjami i szybko nabierze charakteru udręki, aniżeli szczęśliwego cudu. Ów zmartwychwstały człowiek niczego nie pamięta ze swojej przeszłości, nie pamięta swojego imienia, nie pamięta też jakim sposobem zginął. Co gorsza, podopieczny nie został w pełni przywrócony do życia, a wciąż tkwi zawieszony między życiem, a śmiercią, przez co nie jest w stanie ani umrzeć, ani ponownie stać się w pełni człowiekiem. I tak naszym zadaniem będzie zarówno odnalezienie się w brudnej rzeczywistości Sigil, jak i odnalezienie swojej tożsamości.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler