RetroStrefa - Star Wars: X-Wing oraz TIE Fighter
Przyszedł czas na kolejny artykuł z serii RetroStrefa. Tym razem na tapetę biorę jedne z najbardziej klasycznych produkcji ze świata Gwiezdnych Wojen. Zapraszam do czytania!
Zanim LucasArts podbił światowy rynek takimi hitami jak Dark Forces i Jedi Knight, wydał dwa symulatory lotów kosmicznych, osadzone, rzecz jasna, w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Mowa o Star Wars: X-Wing z 1993 roku i Star Wars: TIE Fighter, wypuszczonym rok później. Obydwie produkcje bardzo szybko zyskały całą masę zwolenników (chociaż publika zdawała się sprzyjać ciemnej stronie mocy i to TIE Fighter zdobywał ich więcej) i – co nawet mnie nie dziwi – do dzisiaj można znaleźć osoby, które chętnie do tych produkcji powracają. Wynika to na pewno z faktu, że tego typu zręcznościówek tak naprawdę nigdy nie wychodziło jakoś szczególnie dużo, a i samo LucasArts dość szybko zaprzestało produkcji kolejnych „kosmicznych symulatorów” (później wydało jeszcze sieciowe X-Wing vs Tie-Fighter i X-Wing: Alliance, to drugie jednak nie przyjęto aż tak ciepło, jak tego oczekiwano). Głównym powodem długowieczności zarówno X-Wing jak i TIE Fighter jest po prostu ich niepodważalna, wysoka jakość!
Fabuła obydwu tytułów w zasadzie nie istnieje. Wcielimy się po prostu kolejno w pilota Rebelii i Imperium, celem wykonywania misji, mających na celu pokonanie – odpowiednio – Imperium i Rebelii. Do naszej dyspozycji każdorazowo oddano szereg misji, zarówno w formie czegoś w rodzaju skimrishu, jak i długiej, pełnowymiarowej kampanii. Różnica między nimi jest dość oczywista: śmierć w pojedynczych misjach nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji, natomiast zestrzelenie w kampanii wiąże się możliwością całkowitego unicestwienia naszego pilota (ale istnieje zawsze cień szansy, że zostanie on odratowany). Warto także zauważyć, że w przypadku skimrisha możemy dowolnie wybrać myśliwiec jakim dane zadanie wykonamy, co najczęściej nie jest już możliwe w trakcie kampanii.
Do dyspozycji oddano nam szereg różnorakich statków, całkowicie różniących się od siebie właściwościami, prędkością, siłą ognia, etc. W przypadku Star Wars: X-Wing mamy trzy machiny takie, jak tytułowy X-Wing, Y-Wing oraz A-Wing (produkcja doczekała się także dwóch dodatków, które oprócz zestawu misji dodały również nowy statek, jakim jest B-Wing). Z kolei w SW: TIE Fighter, latamy kilkoma myśliwcami charakterystycznymi dla Imperium, tu jednak ich liczba będzie większa niż w przypadku poprzednika (pojawią się też myśliwce nie występujące w filmach George’a Lucasa). Kokpitów zobaczymy więc całkiem sporo i nawet dzisiaj nie powinniśmy w tej materii szczególnie narzekać!
Gdy już odbędziemy odprawę (zapoznając się dokładnie z celami każdego zadania) zasiądziemy w końcu za sterami myśliwca. Sterowanie pojazdem jest zupełnie łatwe do ogarnięcia, ale przy tym całkiem bogate i zapewniające wszystkie najważniejsze manewry. Przede wszystkim, maszyna zawsze jest opisana trzema podstawowymi współczynnikami, odpowiadającymi za jego szybkość, tarcze (niektóre myśliwce imperium ich nie mają) i uzbrojenie. Zwiększając odpowiednio parametry tarcz i laserów wpłyniemy na szybkość ich ładowania, kosztem jednak maksymalnej prędkości statku. Ale nic także nie stanie na przeszkodzie, by moc osłon i uzbrojenia całkowicie zniwelować (w efekcie pozbawiając się ich), ale uzyskać większą prędkość maksymalną myśliwca. Było to bardzo proste rozwiązanie – wydawać by się wręcz mogło, że nieco zbyt proste - ale dla tej produkcji jak najbardziej odpowiednie!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler