Sposób w jaki konsumujemy treści zabija fandom...?

Trzeba przyznać, że żyjemy we wspaniałych czasach, przynajmniej jeśli chodzi o dostęp do różnych informacji oraz cyfrowych treści rozrywkowych. Pomijając to, że AI może niebawem doprowadzić do tego, że niełatwo będzie znaleźć coś faktycznie wykreowanego przez człowieka, a założyciel Facebooka mówi nawet o tym, że przyszłością Internetu jest generowany przez sztuczną inteligencję syf (inaczej się tego nie da nazwać), w tym momencie wszystko jest jeszcze względnie w porządku. Informacji i treści rozrywkowych jest mnóstwo. Każdy znaleźć może szybko coś dla siebie i po prostu konsumować… Jest tego jednak tyle, że pojawił się jeszcze jeden problem. Coraz trudniej się nam do czegokolwiek przywiązać i czerpać przyjemność. Dzisiejszy sposób konsumpcji zdaje się zabijać fandom.
Małe i wielkie korporacje chciałyby nam wszystko wypożyczać, najlepiej w ramach comiesięcznych subskrypcji. Nie powinniśmy posiadać na „własność” płyt z filmami czy muzyką, a zamiast tego powinniśmy je mieć dostępne w każdym momencie w takiej czy innej aplikacji. Dwa/trzy kliknięcia i cyk, możemy oglądać swój ulubiony serial albo słuchać ukochanej muzyki. Nie ma w tym zasadniczo niczego złego, bo grono odbiorców się poszerza (być może również o osoby mniej zamożne), a większy wybór oznacza, że teoretycznie większa szansa jest na to, że coś nam się spodoba… ale czy na pewno? Mam wrażenie, że takie subskrypcyjne „rozdawnictwo” doprowadza często do czegoś wręcz odwrotnego.
Ryzykując, że zabrzmię, jak stary zgred: dawno, dawno temu, jak człowiek kupił film na DVD, dorwał fajną płytę z muzyką albo nabył grę, na którą czekał miesiącami lub latami, nie skreślał nowego zakupu tak lekko. Jeśli pierwsze 10 minut filmu, pierwszy utwór na płycie albo pierwsza misja w grze nam się nie podobały, to często ciągnęliśmy dalej, albo po pewnym czasie powracaliśmy, by spróbować ponownie. Była zatem szansa na to, że dotrwamy do końca i finalnie jednak będziemy się dobrze bawić. Dziś to tak nie działa. Nowy film czy serial? Można odpalić na 5-10 minut, a jak się nie spodoba, dajemy łapkę w dół i szukamy dalej. Album nieznanego wykonawcy? Jeden kawałek, 4 minutki, a jak nie będzie od razu miłości, przerzucamy na coś innego. Nowa gra? Postępowanie dokładnie takie same, jak przy filmie i muzyce. Nie trzeba próbować, bo i po co. W końcu treści nie brakuje, więc może znajdzie się coś innego.
Na domiar złego, wszędzie te przeklęte łapki w dół, które doprowadzają do tego, że wiele treści nigdy nie wypłynie na powierzchnię, jeśli nie powali nas w ciągu pierwszych 10 minut. Producenci rozrywki to wiedzą i dlatego wszystko jest budowane tak, by natychmiast nas w sobie rozkochiwać… a że później brakuje pary? To już całkiem inna sprawa. Takie postępowanie "pod konsumenta" niszczy też kreatywność, a przy okazji zmniejsza i tak już mizerny czas, kiedy potencjalny konsument jest skoncentrowany na tym, co widzi. Zyskujące na popularności shorty nie wzięły się przecież znikąd. Tylko hity się wybijają i dlatego seriale są anulowane na lewo i prawo, a wydawcy i deweloperzy gier nie bardzo wiedzą w co inwestować. Wychowali sobie pokolenie osób tak wybrednych, że coraz trudniej im dogodzić.
Zbyt duża ilość treści i zbyt niski próg ich pozyskiwania sprawiają moim zdaniem, że niczego tak naprawdę nie cenimy, jak kiedyś. Coraz trudniej zbudować fandom dookoła marki, bo gier, filmów, seriali i muzyki jest naprawdę mnóstwo. Z naszego poletka pierwszym przykładem z brzegu może być Starfield. Nie powiem, nie była to tak dobra gra, jak oczekiwałem. Fabuła była raczej byle jaka, mechanika rozgrywki mało porywająca, a misje na jedno kopyto. Były w przeszłości przykłady podobnych „średniaków”, które za sprawą fandomu odżywały. Modderzy potrafią zrobić wspaniałe rzeczy i między innymi dlatego Skyrim oraz Fallout 4 (też moim zdaniem mocny średniak) do dziś żyją i mają się bardzo dobrze. Starfield to coś w gruncie rzeczy podobnego, aczkolwiek w nieco innych klimatach. Dlaczego się nie przyjęło? Dlaczego po zaledwie dwóch latach na Steam gra w niego jednocześnie mniej ludzi niż w dwa wymienione „starocie”? Między innymi dlatego, że ludzie nie mieli zachęty do tego, by pozostać dłużej. By zmaksymalizować zainwestowane pieniądze. Większość posiadaczy gry najpewniej nie wydała na nią nic, bo jest dostępna w Game Passie. Zrobiło się nudno? Alt + F4 i do widzenia.
Niestety korporacje pokroju Microsoftu nie widzą w tym trendzie żadnego problemu. Przynajmniej póki treści są konsumowane. Nieważne czy ktoś spędził po 10 minut w 10 grach, czy przesiedział w jednej 100 minut. Nie wiem tylko czy nie prowadzi to finalnie do tego, że pula graczy się zawęża, zamiast rozszerzać. Każda rozrywka powinna nas rozkochiwać, ale jak to z miłością bywa, rzadko jest to uczucie od pierwszego wejrzenia. Czasem potrzeba drugiego, trzeciego… może i czwartego. Czy da się coś z tym jeszcze zrobić? Obawiam się, że może być trudno… szczególnie, gdy do akcji wkroczy AI, jeszcze bardziej zapychające sieć treściami, ale to temat na kolejny artykuł… Tymczasem zachęcam do komentowania. Macie podobne/odmienne odczucia? Dajcie znać w komentarzu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler