Dying Light - 10 lat pełnych skoków, strachu i epickich zmagań

Wielkie miasto, wypełnione zombie, dynamiczna akcja, parkour i nieustające napięcie - tak w skrócie można opisać Dying Light, grę stworzoną przez Techland, która w 2015 roku wprowadziła graczy w świat pełen wyzwań i niezapomnianych przeżyć. Bajnowszy update zachęcił nas do rozmyślań na temat tego, dlaczego produkcja w momencie swojego debiutu była tak wyjątkowa i pozostaje w pamięci wielu graczy po dziś dzień, czyli po ponad 10 latach.
Otwarty świat i parkour
Jednym z głównych atutów Dying Light jest jego otwarty świat, który przyciągał graczy swoją rozległością i swobodą eksploracji. Wypełnione niebezpieczeństwami miasto Harran oferowało unikalną przestrzeń do poruszania się i wykorzystywania parkourowych umiejętności. Skakanie po dachach, przeskakiwanie przeszkód i unikanie hord zombie stało się nie tylko sposobem na przetrwanie, ale także niesamowitą przygodą. Co najważniejsze, gra Techlandu w fajny, ciekawy i w miarę "realistyczny" sposób odwzorowała wizję wielkiego miasta pogrążonego w epidemii. Jak się zmieniało, jak ludność była tym wszystkim zaskoczona, w jaki sposób upadło i stało się strefą walk o przetrwanie - wszystko przygotowano wyśmienicie.
Dying Light z powodzeniem wplótł też w otwarty świat elementy survivalu. W ciągu dnia gracz mógł eksplorować, zbierać zasoby i budować swoje umiejętności. Jednak po zapadnięciu zmroku, atmosfera gry diametralnie się zmieniała. Umarlaki stawały się groźniejsze, a napotkane w ciemności bestie wymagały ostrożności i strategii. To dynamiczne przejście między dniem i nocą stanowiło kluczowy element rozgrywki, który wzbogacał doświadczenie i trzymał graczy w napięciu.
Co ważne, napięcie było prawdziwe. Różnica pomiędzy rozgrywką w dzień i w nocy faktycznie była zauważalna. Gdy świeciło słońce mieliśmy do czynienia z rozgrywką przypominającą przygodówkę akcji, a po zmroku czuć było vibe survival horroru. Nie na skalę Resident Evil czy Silent Hill, ale atmosfera była wystarczająco gęsta, by zachęciła nasze mieszki włosowe do działania, a źrenice do rozszerzania. Do dziś pamiętam też bunkry oraz inne zakazane strefy, które wymagały ogromnej odwagi, by je przeszukiwać.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler