Sennheiser HD620S - test. Dobrze, ale chciałem lepiej


bigboy177 @ 19:24 01.04.2025
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

Sennheiser HD620S to słuchawki zamknięte, które są zawieszone pomiędzy serią 500, a 600. Do kogo są skierowane? Kiedy warto je kupić? Odpowiedź w naszym teście.

Firma Sennheiser tworzy bardzo dobrej jakości sprzęt audio. Na naszej stronie znajdziecie testy wielu różnych zestawów słuchawek niemieckiej korporacji, a także wrażenia z korzystania z soundbarów oraz mikrofonu. Tym razem mamy test słuchawek przewodowych Sennheiser HD620S. Nie są tanie, a czy warte uwagi? Tego dowiecie się czytając dalej.

Słuchawki kupujemy w niewielkim, estetycznie wykonanym opakowaniu, kolorystycznie charakterystycznym dla firmy Sennheiser. By wejść w ich posiadanie, trzeba wyłożyć około 1200 złotych (cena sugerowana to aż 1500 zł!), przy czym w tym momencie w wielu sklepach jest promocja i zestaw kupicie nawet 150 złotych taniej. Wewnątrz opakowania znajdują się same słuchawki, worek do ich transportowania, niedługi, bo 1,8-metrowy, kabel jack 3,5 mm z nakręcaną końcówką 6,3 mm, a także sama nakręcana końcówka. Zestaw nie jest zatem szczególnie bogaty, aczkolwiek też niczego więcej tu nie oczekiwałem.

Sennheiser HD620S - specyfikacja techniczna

  • Łączność: Przewodowe;
  • Budowa słuchawek: Nauszne, Zamknięte;
  • Składana konstrukcja: Nie;
  • System audio: Stereo 2.0;
  • Redukcja hałasu: Pasywna;
  • Średnica membrany: 38 mm;
  • Pasmo przenoszenia słuchawek: 6 ~ 30000 Hz;
  • Impedancja słuchawek: 150 Ω;
  • Czułość słuchawek: 110 dB;
  • Złącze: Minijack 3,5 mm - 1 sztuka;
  • Długość kabla: 1,8 m;
  • Odłączany kabel: Tak;
  • Kolor: Czarny;
  • Dołączone akcesoria: Woreczek na słuchawki;
  • Waga: 326 g;
  • Gwarancja: 24 miesiące (gwarancja producenta).

Jeśli chodzi o jakość wykonania HD620S mam mieszane odczucia. Stylistycznie nowe słuchawki przypominają produkty z serii HD500, choć reprezentują bardziej elegancką serię HD600. Obudowa, zarówno nauszników, jak i pałąku, wykonana została w większości z tworzywa sztucznego (z trzech różnych jego rodzajów). Metal znajduje się wewnątrz prowadnic do regulacji muszli, a także na kopułkach. Faktury materiałów są trzy. Same kopułki wyglądają, jakby je czymś skropiono. Nad kopułkami jest tworzywo jakby lekko gumowane (podatne niestety na zarysowania). Pałąk to natomiast tworzywo matowe i gładkie. Wygląda to ogólnie dość w porządku, ale zarazem nieco budżetowo… przynajmniej jak na Sennheisera.

Nauszniki słuchawek poruszają się płynnie, aczkolwiek nieco zbyt delikatnie przez co z czasem mogą zacząć same zmieniać położenie. Nie wiem czy rzeczywiście tak będzie, bo krótkie testy nie pozwalają na ocenę tego, ale jednak obawiam się, że regulacja jest zbyt „rozklekotana”. Wręcz przeciwne zdanie mam natomiast wobec nakręcanego adaptera i gniazda, w które wpinamy kabel. Są one stosunkowo ciasne i przyznam, że wyciągając kabel obawiałem się o to, że coś zepsuję. Tu akurat z czasem powinno być tylko lepiej. Całokształt wykonania oceniam dobrze, chociaż wydaje mi się, że mogłoby być lepiej. Sennheiser się w tym przypadku nie popisał.

Idąc dalej, na obu nausznikach oraz od wewnętrznej strony pałąku znajduje się delikatna gąbka. Została ona pokryta ekoskórą i w przypadku nauszników opina małżowiny, dość efektywnie wygłuszając hałasy z zewnątrz. To w połączeniu z zamkniętą konstrukcją sprawia, że HD620S oferują niezłą pasywną izolację. Same kopułki – tak przy okazji – są dość głębokie, a gdy spojrzymy do ich wnętrza widzimy przetworniki ukryte za delikatną siatką. Jeśli chodzi o gąbkę na pałąku, dopasowuje do naszej głowy i nie przeszkadza nawet podczas długich sesji ze słuchawkami na uszach.

Skoro o sesjach słuchania mowa, korzystanie z HD620S było dla mnie względnie komfortowe, choć mam wrażenie, że odrobinę za mocno ściskają one głowę. Nie będąc do końca pewnym odczuć, poprosiłem o opinię żonę i ona również uznała, że pałąk trochę zbyt mocno ściska uszy. Godzinne czy dwugodzinne sesje ze słuchawkami na uszach nie wywoływały co prawda dyskomfortu, ale nie były one tak neutralne dla uszu, jak mógłbym sobie tego życzyć. Usunięcie słuchawek z głowy powodowało mimo wszystko wrażenie ulgi. Obawiam się w związku z tym, że osoby o większych głowach mogą mieć problem z długoterminowymi odsłuchami.

We wcześniejszym akapicie wspomniałem jeszcze o przetwornikach. Inżynierowie firmy Sennheiser postawili w tym przypadku na przetworniki dynamiczne o średnicy 42 mm, których membrany mają 38 mm. Słuchawki mają ponadto impedancję 150 Ω oraz czułość na poziomie 110 dB/Vrms, czyli całkiem wysoką. Pasmo przenoszenia to natomiast 6 Hz do 30 kHz, czyli szerokie. Na samych słuchawkach nie ma oczywiście żadnych przełączników, potencjometrów i innych „cudów”. Słuchawki są kablowe i wszelkie sterowanie realizowane jest za pomocą źródła dźwięku.

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosBarbarella.   @   19:31, 02.04.2025
Niestety. Jak trafiłam jakiś czas temu na felerny egzemplarz Senheiserów tak teraz mam mały uraz na punkcie tej marki, kiedyś mojej ulubionej. Niby takie rzeczy się zdarzają ale coś w głowie zostaje, kupiłam potem z przekory polskie Tonsile, tańsze i jeszcze działają.