DLC, czyli jak oskubać przeciętnego gracza.
DLC zawsze było między nami.
Nie wiele osób ma świadomość tego, że choć pojęcie DLC pojawiło się dopiero w 2002 roku, tego typu rozszerzenia towarzyszą nam już bardzo długo. Mody, nowe mapki, nowe bronie – to wszystko dostępne było już dawno, głównie robione przez graczy dla graczy przy pomocy przeróżnych edytorów itd. W obecnych czasach się o tym zapomina, ponieważ mody zaczęto nazywać DLC i funkcjonuje to w całkiem inny sposób. Dawniej były to darmowe rozszerzenia głównie do gier nastawionych na multiplayer (tj. Unreal Tournament, Quake III, a nawet Tibia – prywatne serwery, świat wzorowany na jakimś filmie lub innej grze), a w dzisiejszych czasach rzadko kiedy mamy jakiś edytor map, a twórcy rozszerzeń wszelakiej maści dodają je też do trybu dla pojedynczego gracza.
Panowie, od dzisiaj sprzedajemy dema!
Słynnym przypadkiem tego, co opisałem powyżej jest konsolowy Assassin’s Creed 2. Gracze otrzymali niekompletny tytuł, bez zakończenia i dostępu do niektórych lokacji... aby owy dostęp uzyskać musieli dokupić klucz. Skandal! A słyszeliście może o DLC do BioShock 2 – Sinclair Solutions Test Pack? Tak? To co powiecie na to, że choć ważył około 200 kilobajtów wprowadził do gry wiele nowości? Chciałoby się krzyknąć „CUD”. Z tak rozwijającą się technologią GTA V zmieści się na dyskietce! Nie...? A jednak... okazało się, że to także był klucz, który odblokowywał zawartość z płyty!
Inne objawy.
Niestety to nie są jedyne rodzaje rozszerzeń... Day Zero DLC to określenie nazywające „dodatek”/klucz, który wychodzi na rynek w tym samym dniu, co podstawowa wersja gry i często się tak właśnie zdarza. Arena w formie DLC? Rzecz prosta, wystarczy stworzyć duże pomieszczenie i napisać program, który stopniowo będzie do niego wpuszczał coraz więcej stworów lub coraz silniejsze ich wersje. Sama idea byłaby ciekawa, gdyby miała wpływ na zabawę, ale często zdarza się tak, że poza bezmyślnym wybijaniem pokrak rozszerzenie nic do zabawy nie wnosi. Nie można sobie nabić doświadczenia, ani nawet zdobyć nowych przedmiotów. Przykładem jest kosztujący aż 10 zielonych DLC do Borderlands – Mad Moxxi’s Underdome Riot. Tam właśnie takowa arena funkcjonowała, a przyjemność z rozgrywki znikoma.
Mało? Ciekawe co powiecie na fakt, że EA pracuje już nad planem Premium DLC. Niestety (a może na szczęście) nie znamy jeszcze szczegółów na ten temat, a i ja, póki co, wolę nie myśleć nad tym, co to będzie... Niedawno EA wymyśliło nową formę rozszerzeń. Wydali dwa oddzielne kody do Need for Speed: Hot Pusuit, które "oszczędzały czas" graczy i odblokowywały samochody, które grający mógł sam zdobyć dopiero po jakimś czasie zabawy. Czyli dostajemy coś w rodzaju tipsów, tudzież kodów, tylko tym razem musimy za nie zapłacić, a od dawien dawna, takie różne drobne kruczki były całkowicie darmowe. Wszak to jedynie kilka linijek dodatkowego kodu. Pozostaje tylko czekać, aż wersje demonstracyjne, trwające 20 minut, również będą płatne. Wydawcy niby obiecują, że w najbliższym czasie tak się nie stanie, niemniej jednak nie wstrzymywałbym oddechu!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler