I Love Gaming #2 – Czy „najlepsze” gry są rzeczywiście najlepsze?
Grudzień to miesiąc sprzyjający przemyśleniom i podsumowaniom, także w przypadku branży gier wideo. Dlatego gala organizowana z okazji przyznawania nagród najlepszym grom - Spike Video Game Awards - odbywa się w tym gorącym dla sprzedawców, przedświątecznym okresie. Ponieważ mamy już za sobą ósmą edycję VGA, jak co roku, w sieci toczą się dyskusje graczy z całego świata na temat tego, które tytuły zasługiwały ich zdaniem na wyróżnienie. Wśród krytyki pod adresem VGA pojawiają się bardzo często zarzuty, jakoby gala nie była imprezą skupiającą się na rzeczywistym poziomie danych gier, tylko ich sukcesie rynkowym. Patrząc na listy nagrodzonych tytułów z ostatnich lat można mieć powody, by tej teorii wierzyć. Wszakże od premiery Call of Duty: Modern Warfare każda kolejna część serii zapoczątkowanej przez Infinity Ward, a obecnie przejętej przez Treyarch, wygrywa w dwóch kategoriach. Tradycji stało się zadość i w tym roku; tytuł Najlepszej Strzelanki „musiał” otrzymać Call of Duty: Black Ops. W kategorii Najlepszej Rozgrywki Wieloosobowej gra miała ostrą konkurencję w postaci Battlefield: Bad Company 2 i Halo Reach. Ta druga pozycja została ostatecznie nagrodzona, toteż wielu obserwatorów nie zdziwił fakt, że Black Ops zatriumfowało w kategorii Postaci Roku. W pierwszoosobowej strzelance zazwyczaj ciężko oddać jakąkolwiek głębię bohaterów, a tu konkurencja była spora, gdyż nominowani zostali także Ezio z Assassin’s Creed: Brotherhood, John Marston z Red Dead Redemption i Kratos z God of War III. Choć ten ostatni, moim skromnym zdaniem, jest postacią nijaką, bo w ociekającej krwią chodzonej nawalance nie ma miejsca dla bohaterów głębokich. Sierżant Frank Woods, występujący w najnowszym Call of Duty, okazał się jednak zwycięzcą, co osobiście tchnęło mnie do rozmyślań. Czy tworzony wokół danej gry hype, przekładający się na świetne wyniki sprzedaży, nie powinien być wystarczającą nagrodą dla niektórych gier?
Rok 2010 przyniósł nam sporo dobrych premier, z czego na konkurencyjnych platformach zostały wydane dwie pozycje oczekiwane przez graczy latami – Alan Wake i Heavy Rain. Obie posiadają pewną wspólną cechę, czyli głębię odróżniającą je od setek konkurencyjnych tytułów. Obie wreszcie spotkały się z dość wysokimi, choć nie najwyższymi, ocenami krytyków i z raczej średnimi wynikami sprzedaży. Patrząc na fabułę, klimat oraz nowe rozwiązania, które HR i AW zaprezentowały, zadziwia mnie, że poza pojedynczymi nominacjami na VGA, pozycje te zostały po prostu zapomniane. Zdaję sobie sprawę, że nie są to gry bez wad. Ale nie oszukujmy się – takie gry jak CoD: Black Ops, czy Halo Reach wnoszą do swoich gatunków raczej niewiele, a do rozwoju ogólnie pojętych gier wideo nie przyczyniają się wcale. Mimo to, przodują w znakomitej większości tegorocznych branżowych zestawień. Niedoceniony na VGA Heavy Rain zaproponował graczom nowy rodzaj przeżyć, zbliżający rozgrywkę do pojęcia „interaktywnego wideo”, tak chętnie używanego przez jednego z naszych rodzimych dziennikarzy. Z kolei Alan Wake wprowadził ciekawy sposób dzielenia gry na epizody, przypominające odcinki serialu. Oba tytuły mogą się również pochwalić niezwykle wciągającą, choć miejscami przewidywalną, fabułą. Bohaterowie są zwykłymi ludźmi, a dzięki dobrze poprowadzonej narracji gracz łatwo się z nimi identyfikuje. Zrozpaczony ojciec gotowy oddać życie, by odzyskać uprowadzonego synka, czy poszukujący zagubionej żony osamotniony pisarz nie są super-bohaterami, którymi mogą zachwycać się nastoletni gracze. W zamian, odbiorca może zobaczyć w tych postaciach prawdziwe uczucia i silniej przeżyć ich historie. Coś takiego w grach wideo pojawia się rzadko, a przez znawców kultury kojarzone jest raczej z filmem, teatrem lub literaturą.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler