Nadchodzi (a może już trwa) renensans gier indie?
Od jakiegoś czasu dostrzec można dziwną stagnację, jeśli chodzi o deweloping gier. Dotyczy ona jednak przede wszystkim wielkich wydawców oraz równie dużych, rozrośniętych studiów deweloperskich. Gier AAA na rynku debiutuje niewiele, często są one niedopracowane, a ich twórcy nie ryzykują, decydując się raczej na sprawdzone mechaniki i rozwiązania. Prawdopodobnie dlatego nie brakuje też rozmaitych remaków oraz remasterów. Wydawcy nie chcą po prostu inwestować w nowe marki i robią to ostatnio naprawdę rzadko. Co ciekawe dotyczy to głównie największych i najpopularniejszych ekip. Te mniejsze zdają się skutecznie wykorzystywać obecną sytuację.
Ze względu na wtórność, schematyczność i brak innowacji w grach od największych studiów, gracze coraz chętniej zerkają na dzieła deweloperów niezależnych. Sprzedaż rośnie, inwestycje idą w górę i wszyscy są zadowoleni. Wysoka jakość "indyków" oraz ciekawe rozwiązania przyciągają uwagę fanów wirtualnej rozrywki z całego świata, a z miesiąca na miesiąc dowiadujemy się o kolejnych potencjalnych hitach. Dzięki nim branża przeżywa prawdziwy renesans i osobiście mam nadzieję, że trend nadal będzie się utrzymywał. Liczę ponadto, że wiele ekip indie zachowa swoją niezależność, bo przejęcia prawie zawsze kończą się w taki sam sposób: wtrącaniem się korpo-księgowych w deweloping, tłamszeniem potencjału, a finalnie likwidacją studia. Na szczęście nie brakuje prezesów nieskłonnych do sprzedawania owoców swojej (i innych) wieloletniej pracy, a to oznacza, że dobrych gier na rynku nie powinno nam brakować.
Twórcy niezależni faktycznie ostatnio bardzo panoszą się na rynku. To dzięki niezależnemu studiu Larian otrzymaliśmy bowiem Baldur’s Gate III, czyli jedno z najlepszych, najbardziej dopieszczonych i rozbudowanych RPG w historii. Wszystko wskazuje też na to, że niebawem belgijska ekipa zapowie swoje kolejne, prawdopodobnie równie potężne i dopieszczone dzieło, za co oczywiście trzymam kciuki. Baldur’s Gate III pokazało, że hardcorowe RPG nadal mają rację bytu. Miliony graczy zdecydowały się po nie sięgnąć, więc o lepszą rekomendację naprawdę niełatwo. Upraszczanie wszystkiego do granic możliwości, na co ostatnio stawia m.in. niegdysiejsza legenda, kanadyjskie BioWare, wcale nie jest najlepszym pomysłem. Liczę na to, że spektakularny sukces BGIII przełoży się na więcej podobnych produkcji, zarówno od małych, jak i dużych studiów.
Niechętnie do upraszczania podeszło też Moon Studios, od którego otrzymaliśmy wcześniej wyśmienitą serię Ori. Całkiem niedawno na rynku zadebiutowało jego najnowsze dzieło, No Rest for the Wicked. To gra akcji, w której widać naleciałości gatunku soulslike. Mamy więc wysoki poziom trudności, rozbudowaną progresję bohatera, wiele różnych klas postaci, przeplatające się i wijące kilometrami mapy, a także dopieszczoną do granic możliwości oprawę audio-wizualną. Mimo że No Rest for the Wicked wciąż jest we wczesnym dostępie już teraz prezentuje się fantastycznie. Lepiej od wielu innych przedstawicieli gatunku, z Diablo IV na czele. Jak to możliwe? Wysoki budżet ewidentnie nie jest najważniejszy.
Biorąc pod uwagę koszt produkcji dzisiejszych gier AAA, inny imponująco wyglądający projekt, Stellar Blade, kosztował naprawdę niewiele. W sieci krążą informacje o tym, że jego deweloping pochłonął mniej więcej 50 milionów dolarów. Dzięki tej „skromnej” sumie dostaliśmy jednego z najlepszych hack’n’slashy ostatnich lat. Oferuje on świetny, rozbudowany i responsywny system walki, dopracowaną mechanikę rozgrywki oraz bardzo przyjemną oprawę audio-wizualną. Studio za nie odpowiedzialne, południowokoreańskie Shift Up pracuje już nad swoimi kolejnymi projektami i jeśli zrobi równie dobrą robotę, to na pewno warto czekać na informacje na ich temat.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler