Call of Duty - siedem grzechów, przez które seria traci na znaczeniu i popularności

Jeśli spojrzeć na oceny najnowszej odsłony Call of Duty, trzeba uczciwie przyznać, że nie jest najlepiej. Gdybyśmy zerknęli na to, jak ostatnio rozwija się marka, także szaleństwa nie ma. Activision ewidentnie nie ma pomysłów – lub jest całkowicie przeciwne jakiemukolwiek postępowi w CoD – na to, by wciąż niebywale popularny cykl rozwijać, a my przygotowaliśmy garść spostrzeżeń, jeśli chodzi o jego największe bolączki. Swoiste siedem grzechów głównych Call of Duty. Jeśli wydawca nie zrobi rachunku sumienia i nie dostanie rozgrzeszenia, to niebawem marka może odejść w zapomnienie. Szczególnie, że konkurencja nie śpi i regularnie pojawiają się nowe, bardziej przemyślane i lepiej wykonane gry – choćby The Finals, o którym niedawno na naszych łamach pisaliśmy.
Grzech #1 - Pycha
Jednym z największych problemów Call of Duty jest Call of Duty. Przed laty do względnie wyrównanej walki z CoD stawało co jakiś czas Battlefield, ale odkąd Electronic Arts ma kryzys, próbując ganiać za trendami, zamiast pozwolić DICE robić robotę, seria Activision jest w zasadzie monopolistą, jeśli chodzi o pierwszoosobowe, realistyczne shootery AAA.
Wydawca nie musi się więc szczególnie mocno starać o to, by przyciągnąć nowych klientów i z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu nie dostrzega, że popularność Call of Duty w ostatnim czasie mocno ucierpiała. Musi się to przekładać na liczbę sprzedawanych egzemplarzy, ale niekoniecznie widać to w przychodach. Z krążących w sieci plotek wynika, że Call of Duty: Modern Warfare III powstało w zaledwie 16 miesięcy i jeśli tak było, jego budżet był sporo niższy od budżetów odsłon poprzednich. Mniejsze wydatki przy podobnych – albo nawet malejących – przychodach, oznaczają wyższe dochody. Być może w ten sposób Activision udobrucha inwestorów. Pytanie tylko czy trick ten będzie się dało regularnie powtarzać…
Grzech #2 - Chciwość
Activision to zdecydowanie jeden z najbardziej chciwych wydawców na rynku. Spółka stara się monetyzować swoje projekty na wszystkie możliwe sposoby i niestety nie odbija się to najlepiej na ich odbiorze. Call of Duty to wysokobudżetowa produkcja AAA, co oznacza, że kupując ją musimy wydać w granicach 350 złotych. Jeśli chcemy dodatkowo przepustkę sezonową, zapewniającą planowane dodatki, z portfela znika znacznie więcej, bo nawet 450 i 500 złotych.
Mimo że zakup jest sporą inwestycją, to dodatkowo płacić musimy za losowe przedmioty kosmetyczne, bonusowe mapy i inne cuda. Monetyzacja jest tak nachalna, że autentycznie może się od niej robić niedobrze i nic nie wskazuje na to, by miało się to w najbliższym czasie zmienić.
Grzech #3 - Nieczystość
Pomijając mikrotransakcje oraz inne metody monetyzacji, których w Call of Duty nie brakuje, graczom nie podobają się też nieuczciwe praktyki ze strony deweloperów oraz wydawcy, mające na celu wymuszanie tzw. grindu. Wiadomo, że większość gier nastawionych na multiplayer sztucznie wydłuża progresję, ale to nie oznacza, że ma się to nam podobać.
Z roku na rok postępy, jakie jesteśmy w stanie poczynić bez płacenia są w Call of Duty coraz mniejsze, a twórcy zdają się mocniej i mocniej dociskać śrubę, zachęcając nas, a nawet wręcz przymuszając, do korzystania z mikrotransakcji. Nie powinno to tak działać. Gracze płacący nie powinni mieć łatwiej. Kapitalistyczne podziały nie powinny być w grze widoczne, a niestety mam wrażenie, że coraz bardziej są. Nieczyste zagrywki Activision doprowadzą wreszcie do tego, że społeczność od Call of Duty odejdzie. Exodus się już rozpoczął, a jego nasilenie jest kwestią czasu.
Grzech #4 - Zazdrość
Call of Duty kiedyś miało własną tożsamość oraz unikatowy pomysł na rozgrywkę. Niestety zazdrośni księgowi i akcjonariusze doprowadzili do tego, że deweloperzy zaczęli podglądać inne tytuły, aby rozszerzyć zasięg serii. Rozpoczęto między innymi adaptowanie trybu Battle Royale, który miał swoją popularnością rozgromić największych przedstawicieli tego gatunku, czyli np. Fortnite.
Finalnie tak się nie stało, a biedni deweloperzy nie skupiają się już tylko na trybie singlowym, multiplayerze oraz trybie współpracy w postaci Zombies. Dostali jeszcze przecież COD: Warzone, czyli grę-usługę, w której mamy wspomniane Battle Royale. Ostateczna jakość trzech pozostałych na pewno ucierpi na tym, że twórcy mają więcej pracy. Na domiar złego, zaraz pojawi się coś nowego i popularnego, a wydawca będzie chciał to mieć także „u siebie”. Czy będzie gdzieś tego finał? Nic na to nie wskazuje.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler