Test DualSense Edge - kontrolera dla profesjonalistów
Kontroler DualSense, czyli ten opracowany z myślą o PlayStation 5 i do niego dołączany, to najlepszy pad dostępny obecnie na rynku. Wiem, że jest to oczywiście kwestia preferencji, ale korzystanie z DualSense jest dla mnie najwygodniejsze. Jego haptyka, sprzężenie zwrotne w triggerach, a także panel dotykowy to coś, czego nie uświadczymy nigdzie indziej. Elementy te faktycznie pozytywnie wpływają na doznania płynące z rozgrywki - bez dwóch zdań. Minus? Jest w zasadzie jeden. Kontroler opracowany przez Sony dość szybko wyczerpuje energię zgromadzoną w baterii, a przez to nie pozwala na tak długą zabawę bez ładowania, jak w przypadku kontrolera od największego konkurenta PlayStation. Czy w obliczu rozlicznych zalet DualSense dało się jeszcze poprawić? Oczywiście! Uczyniono to za sprawą DualSense Edge, które w weekend dotarło do redakcyjnych progów dzięki uprzejmości PlayStation Polska i mogliśmy się wziąć za jego testowanie.
DualSense Edge jest dość kosztowny, bo trzeba na niego wydać około 1200 zł. W zamian otrzymujemy efektownie wyglądające pudełko, skrywające jeszcze efektowniej prezentujące się etui. Wewnątrz etui jest oczywiście kontroler oraz wszystkie przeznaczone dla niego dodatki, a tych jest całkiem sporo. Zakładam też, że w miarę upływu czasu Sony będzie dodawać kolejne akcesoria, poszerzając możliwości kontrolera.
Jak wspomniałem, dodatków jest sporo. W etui znajdziecie dodatkowe grzybki analogowe, dwa zestawy dodatkowych przycisków, kabel zasilający oraz specjalny adapter, dzięki któremu możecie niejako na stałe podłączyć kontroler do konsoli i korzystać z niego w taki sposób. Adapter działa niestety wyłącznie z dołączonym przewodem. Znając życie, jest on jednak solidny i wytrzyma długo. Jego plusem jest też długość. Wreszcie nie dostajemy kabelka, który w sumie nie nadaje się do grania, ale porządny, blisko 3-metrowy kabel w oplocie.
Co ciekawe, kontroler możemy ładować, gdy jest w etui. Wystarczy otworzyć specjalną klapkę, by uzyskać dostęp do gniazda USB. Niby drobnostka, ale naprawdę przemyślana.
Każdy element dołączony do DualSense Edge jest ogólnie przemyślany, a służy do tego, aby go spersonalizować. Zacząć wypada od grzybków, które umieszczamy na gałkach analogowych. Te dostarczane fabrycznie są dość unikatowe kształtem, niejako wklęsłe. Jeśli wolicie wypukłe, może usunąć standardowe – ciągnąc je ku górze – i wymienić na dwa inne zestawy grzybków wypukłych. Kształtem się one w zasadzie nie różnią. Są natomiast innej wysokości, abyście mogli dobrać taką, która Wam najbardziej pasuje.
Kolejne dodane do DualSense Edge akcesoria to dodatkowe przyciski, które jesteśmy w stanie umieścić na spodniej części kontrolera. Zarówno pół-kopułki, jak i łopatki podłączamy w banalny sposób. Wystarczy umieścić je w odpowiednich slotach, a po chwili mamy już do dyspozycji dwa dodatkowe przyciski. Czym różnią się łopatki od pół-kopułek? Oczywiście kształtem. Możecie je dobrać do własnych preferencji. Mi osobiście bardziej odpowiadały łopatki, ale co kto lubi.
Prócz elementów, które możemy zmienić lub dołożyć, DualSense Edge oferuje też kilka dodatkowych – już wbudowanych – możliwości. Po pierwsze, w tylnej części pada są kolejne dwa przyciski. Zamontowano je pod gałkami analogowymi, a kształtem przypominają nieco pedały. To przyciski funkcyjne nazwane w skrócie Fn. Są one dedykowane do tego, by kontrolować nową funkcjonalność kontrolera, o czym za moment. Po drugie, pod kontrolerem, w pobliżu spustów znajdują się dwa suwaki. Dzięki nim jesteśmy w stanie zmienić posuw obu triggerów, zmniejszając go lub zwiększając. Trzecia nowość jest nieco ukryta.
Także pod kontrolerem znajduje się suwak opisany „Release”. Jego przesunięcie sprawia, że jesteśmy w stanie usunąć specjalną czarną maskownicę, która jest pod gałkami analogowymi. Usunięcie jej daje nam dostęp do modułów gałek analogowych, które damy radę następnie wymieniać. W tym celu wystarczy pociągnąć za niewielką srebrną dźwignię, a potem wysunąć cały moduł. Nowy – sprzedawany osobno – umieszczamy w odpowiednim slocie i „zamykamy” dźwigienkę, co blokuje go na miejscu. Operacja krótka i łatwa do ogarnięcia, a dzięki temu szwankujący drążek szybko i sprawnie naprawimy. W tym momencie nie wiem jednak z jakim będzie się to wiązało kosztem, bo nie udało mi się znaleźć modułów. Być może jednak pojawią się w sprzedaży w momencie premiery kontrolera, którą zaplanowano na 27 stycznia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler