Czy poprawność polityczna i luźne podejście do źródła niszczy serialowe i filmowe adaptacje?
W ostatnim czasie sporo mówi się na temat tego, w jaki sposób materiały źródłowe, czyt. gry, komiksy, literatura; wykorzystywane są przez stacje telewizyjne, tudzież platformy specjalizujące się w streamingu. Trend związany z wytykaniem niedociągnięć oraz wszędobylskiej poprawności politycznej na pewno w najbliższym czasie nie ustanie, a wręcz powiedziałbym, że się nasila. Postanowiłem w związku z tym wyrazić krótką opinię na ten temat.
Pamiętam jak dziś artykuł, który pojawił się na portalu Polygon (znajdziecie go bez problemu), a poświęcony krytyce rodzimego Wiedźmina 3. Redaktor wytykał wówczas deweloperom brak tolerancji, tudzież jakąś formę rasizmu, albowiem w jego opinii, w najnowszym dziele CD Projekt RED zbyt mało było osób z tzw. mniejszości. Mówimy tu głównie oczywiście o osobach czarnoskórych. W sieci po tekście zawrzało. Z jednej strony były osoby, które starały się wyjaśnić innym, że mamy do czynienia z kulturą słowiańską, dość zamkniętą na outsiderów. Nie bez znaczenia był tu też materiał źródłowy, a zatem książki napisane przez Andrzeja Sapkowskiego. Polscy deweloperzy chcieli zachować ich ducha w swoim dziele, a w efekcie faktycznie ograniczyli nieco zróżnicowanie kolorów skóry postaci. Z drugiej, były głosy niezadowolenia oraz opinie, z których wynikało, że wszystko można upchnąć wszędzie i w zasadzie na nic istotnie to nie wpływa. Racja, jak zwykle, była gdzieś pośrodku.
Temat wierności powrócił do mojej głowy w ostatnim czasie, głównie w związku z tym, co działo się dookoła Pierścieni Władzy, czyli serialu w uniwersum Władcy Pierścieni przygotowywanego przez firmę Amazon, a dostępnego na Amazon Prime. W jego przypadku zarzutów było dość sporo, a wśród największych wymienić trzeba przeinaczanie części wątków, a także pozmieniane wizerunki postaci. Fani dzieła Tolkiena nie pozostawili na Amazonie suchej nitki. Oberwało się scenarzystom, którzy z jakiegoś powodu pozmieniali kolejność wydarzeń, a także osobom odpowiedzialnym za stylizacje. Ci drudzy dostali m.in. za Księżniczkę Disę, w którą wciela się Sophia Nomvete. W książkach i filmach Petera Jacksona powiedziane jest, że krasnoludzkie kobiety nie różnią się od mężczyzn, co oznacza, że mają brody. Disa jest natomiast gładka, niczym pupcia niemowlęcia. Podobnych niedociągnięć jest sporo, a o tych fabularnych nie chciałbym w niniejszym artykule pisać, bo nie chcę żadnych spoilerów.
To, co dzieje się dookoła Pierścieni Władzy, nie jest oczywiście wyjątkiem. Niemało różnych błędów fabularnych i stylistycznych znaleźć można w wielu innych popularnych serialach. Niebywale udana seria Gra o Tron, która niedawno otrzymała spin-off, także była krytykowana za zmiany, jakich dokonali w niej scenarzyści. George R. R. Martin wiele wątków i postaci przedstawiał w sposób odmienny od tego, który ujrzeliśmy w serialu, co oczywiście nie zadowoliło największych fanów literackich pierwowzorów. O zakończeniu cyklu dostępnego na HBO Max nie będę wspominał, bo po jego transmisji mieliśmy do czynienia z rzezią niewiniątek. Rzezią, z której filmowcy prawdopodobnie wyciągnęli wnioski, bo Ród Smoka – spin off głównego serialu – wzbudza zdecydowanie mniej kontrowersji. Opinie na jego temat są znacznie przychylniejsze i wszystko wskazuje na to, że długo będziemy się cieszyć z jego obecności na ekranie. Jeśli oglądacie, to być może zainteresuje Was drzewo genealogiczne Targaryenów – na pewno ułatwi ono zrozumienie scenariusza.
Wracając do kontrowersyjnych decyzji filmowców, ostatnio często mówi się o tym, że Netflix czy Amazon Prime (choć pewnie pozostałe platformy również) kręcą filmy i seriale pod pewien klucz. Mają listę cech, które muszą odhaczyć, aby dzieło mogło potencjalnie odnieść sukces. Dlatego od kilku lat coraz mocniej widać wpychanie na siłę wątków, których wcale wszędzie by być nie musiało. Raczej wszyscy wiedzą co mam na myśli i choć ogólnie nie mam z tymi tematami problemu, to czasem mam wrażenie, że nawet tam, gdzie nie pasują, upychane są na siłę – żeby tylko były i żeby szefostwo dało spokój. Często nie wpływa to istotnie na scenariusz, ale czasem potrafi go zepsuć. Przykładem może być np. Vania z Umbrella Academy. Jej transformacja jest niezgodna z komiksowym kanonem i jak dla mnie została wrzucona do serialu niepotrzebnie. Oglądać najpewniej dalej będę, bo opowieść dysfunkcjonalnej rodzinki mnie do siebie przyciągnęła, ale ten eksperyment akurat nie przypadł mi do gustu.
Seriale i filmy bezustannie ewoluują. Osoby odpowiedzialne za przygotowywanie adaptacji czy to gier, czy książek, mają niełatwy orzech do zgryzienia, gdy rozmyślają o tym, jak potraktować materiał źródłowy. Czasem podmiana postaci nie odbija się jakoś negatywnie na odbiorze danego dzieła, ale czasem wypadałoby się długo i mocno zastanowić przed jakimikolwiek modyfikacjami. Fikcyjne, albo kiepsko opisane postaci można potraktować z przymrużeniem oka (jak np. Małą Syrenkę), ale gdy mówimy o czymś, co powstaje na bazie historii albo o czymś, co ma ogromną bazę wiernych fanów, trzeba kroczyć ostrożnie. Myślę, że wielu filmowców się już o tym przekonało i mam nadzieję, że wyciągnęli wnioski. Granica absurdu nie została jeszcze przekroczona, ale jesteśmy coraz bliżej niej.
Na pewno macie swoje zdanie w temacie adaptacji i ich wierności. Koniecznie podzielcie się nim w komentarzach.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler