Recenzja filmu Avatar.
Konsolowy Avatar jaki jest mogliście przeczytać w naszej recenzji, która na łamach portalu zagościła dosłownie kilka dni temu. W chwilę po jej ukończeniu miałem też okazję udać się do kina, by sprawdzić jak wyszedł wielko-ekranowy pierwowzór i bez bicia przyznaję, że wyszedłem z seansu po prostu oczarowany. Napisanie niniejszego artykułu, ze względu na ogarniające mnie emocje postanowiłem trochę opóźnić. Kiedy nieco ochłonąłem, na spokojnie przeanalizowałem każdy aspekt produkcji i wychodzi na to, że James Cameron to po prostu geniusz. Choć Avatar dysponuje stosunkowo prostą fabułą, jest w stanie bez reszty pochłonąć widza, a Pandora – miejsce wydarzeń – na długo pozostaje w pamięci. Jedynie zdrowy rozsądek podpowiada mi, że nie ma sensu ponownie udać się do kina, w innym przypadku już dawno zawitałbym na przynajmniej jeszcze jednej projekcji.
Świat, w którym rozgrywa się akcja filmu to wspomniany księżyc Pandora, krążący wokół bliżej nieokreślonej planety. Glob, mimo że stosunkowo niewielki, pełny jest drogocennego minerału, którego kilogramowa bryłka warta jest dwadzieścia milionów dolarów! Właśnie z tego powodu, ziemianie postanawiają zorganizować ekspedycję wydobywczą. Nasza błękitna planeta jest już całkowicie wyeksploatowana, a piękne niegdyś lasy dawno ustąpiły miejsca kopalniom odkrywkowym oraz innym, mniej lub bardziej niszczącym procederom cywilizacji. Nie pozostaje zatem nic innego, jak znaleźć surowce gdzie indziej.
Po przybyciu na Pandorę, przekonujemy się, że mieszkają tam humanoidalne istoty zwane Na’vi. Część ludzi decyduje się zbadać ich kulturę, zachowania oraz zwyczaje. Inni postanawiają natomiast rozbić tubylczą cywilizację od środka, a do tego celu posłużą im tytułowe Avatary. Są to sztucznie wyhodowane ciała Na’vi, które dzięki odpowiedniemu ekwipunkowi można kontrolować. Pilotem jednego z nich jest główny bohater filmu, facet o imieniu Jake Sully (w tej roli, aktor Sam Worthington, znany między innymi z wydanego niedawno Terminator: Ocalenie). Jake jest całkowitym żółtodziobem. Nigdy wcześniej nie kontrolował Avatara, a na Pandorę trafia tylko dlatego, że jego genetyczna sygnatura odpowiada tej, jaką miał jego brat. Ten bowiem zginął, a warte miliony dolarów ciało Avatara pozostało bez „pilota”. Od tej pory fabuła z minuty na minutę coraz bardziej się rozkręca. Widzem targają przeróżne skrajne emocje. Cameron świetnie żongluje naszymi uczuciami, serwując sekwencje pełne walki, epickich uniesień, miłości i poświęcenia. Wszystko robi wrażenie naturalnego, nie wymuszonego. To natomiast sprawia, że choć film nie obfituje w zaskakujące zwroty akcji, oferuje doznania jakich próżno szukać w innych produkcjach. Jestem nawet skłonny powiedzieć, że uniwersum opracowane na potrzeby obrazu może bez problemu rywalizować z Gwiezdnymi Wojnami. Na taką produkcję czekałem od lat.
Avatar to także mnóstwo odwołań do obecnej sytuacji polityczno-gospodarczej. Film rozgrywa się w XXII wieku (2154 rok), a co za tym idzie, w czasach nam całkiem bliskich. Walkę z Na’vi można zinterpretować podobnie jak zapędy niejakiego G.W. Busha. Sytuację ekonomiczną ziemi przyszłości jako wynik ciągle kurczących się zasobów naturalnych naszej planety. Sami Na’vi przypominają natomiast plemiona Indian, wyparte niegdyś przez kolonistów z Europy. Wykazują oni bardzo silny związek z naturą i zwierzętami. Nie interesuje ich technologia, a bardziej duchowość oraz balans pomiędzy wszystkim co żyje. Dzięki świetnie poprowadzonym wątkom, można poczuć żal i cierpienie Na’vi, wywołane działalnością ludzi.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler