Wielcy branży gier - Historia BioWare


zubal22 @ 14:25 06.06.2022
Filip "zubal22" Sudoł

Nowa Era 


W trakcie prac nad Knights of the Old Republic w umysłach ludzi z BioWare pojawiła się niezwykła wizja – stworzenia własnej space opery. Celem nadrzędnym było wyprodukowanie gry, która nie musiała spełniać żadnych norm licencyjnych, ani trzymać się ustalonego odgórnie kanonu. Mamy rok 2005. Kilka miesięcy po wydaniu Jade Empire, BioWare zapowiada swój nowy tytuł, który raz jeszcze ma pojawić się w pierwszej kolejności na Xboxach. Oficjalnie ogłoszono Mass Effect.

Nowa gra miała w znacznym stopniu stawiać na strzelanie oraz akcję, a przy tym zachować znaną z produkcji BioWare RPG-owość. Fabuła i lore przedstawiały całkiem oryginalny świat, zaś sama gra zaskakiwała tempem rozgrywających się wydarzeń już od pierwszej misji. Jednym z twórców scenariusza był Drew Karpyshyn – autor m.in. książek z uniwersum Star Wars – który miał pomóc BioWare w stworzeniu przekonującego, dojrzałego świata, osadzonego w naszej galaktyce, tj. oczywiście Drodze Mlecznej. Warto zaznaczyć, że od samego początku celem deweloperów było stworzenie całej trylogii, a więc konieczne było sprawne i mające sens rozplanowanie całej historii. Ambicje – ponownie bardzo duże. Wynik? Ponownie — znakomity! Mass Effect chwalono przede wszystkim za świetnie  napisaną fabułę, podejście do kreacji tajemniczych i niejednoznacznych antagonistów, rozbudowane lore, mające duże znaczenie wybory, ciekawe postaci, różnorodność w kwestii spotykanych ras kosmitów oraz stworzenie dojrzałego świata sci-fi, który w wielu aspektach mogłoby zawstydzić Gwiezdne Wojny. To wszystko przyniosło znakomity rezultat. Dostaliśmy hit z 2007 roku, wydany pierwotnie na Xboxa 360 (w następnym roku odnalazł swoją drogę także na komputery osobiste), który na Metacriticu może się pochwalić średnią ocen na poziomie 91/100! Gwiezdna epopeja zdobyła ponadto wiele nagród, m.in. dla najlepszej fabularnej gry roku, a przez następne 12 miesięcy osiągnęła sprzedaż na poziomie 1,5 miliona egzemplarzy. Seria praktycznie z miejsca dla wielu stała się wręcz kultowa. Nowo powstałe uniwersum mocno nakręciło hype na trylogię zapoczątkowaną przez Kanadyjczyków. Najlepsze miało jeszcze jednak nadejść.

Duża rola w rozbudowie serii miała spaść na wydawcę, który przejął BioWare na krótko przed premierą Mass Effecta, czyli Electronic Arts. W 2007 roku Elektronicy postanowili bowiem kupić grupę matkę, VG Holding Group, za 775 milionów dolarów. Inwestycja niemała, więc gigant na pewno spodziewał się, że mistrzowie zachodnich RPG-ów będą wydawać hit za hitem. Późniejsze decyzje, będące następstwem nowo powstałej współpracy, znacznie wstrząsną jednak całym studiem oraz jego dorobkiem.

Nieco na marginesie, twórcy Mass Effecta zrobili też coś ciekawego w ramach ekskluzywnej umowy z Segą, której owocem było wydanie w 2008 roku gry o... Sonicu. Tu pozwolę sobie na osobiste przemyślenia. Pamiętam moje zaskoczenie, gdy lata temu odkryłem, że BioWare odpowiedzialne było za grę w świecie niebieskiego jeża, którego sam darzę szczerym sentymentem. Produkcja ta jednak nie jest w żadnym razie platformówką, a… no czego się spodziewać po tym deweloperze? Oczywiście RPG-iem! Mamy w niej walkę turową, dialogi, zdobywanie doświadczenia, i to wszystko w produkcji poświęconej maskotce Segi. Tu chyba najlepiej widać, że BioWare imało się dosłownie wszystkiego i nie bało się wchodzić w nowe, nieznane dla siebie rejony. Tytuł stworzony został specjalnie z myślą o konsoli Nintendo DS i stanowi exclusive dla tego sprzętu. Projekt nie spotkał się niestety ze zbyt entuzjastycznymi recenzjami, będąc przez długi czas najgorzej ocenianą grą studia. Sequelu się nie doczekaliśmy (chociaż po przejęciu Atlusa przez Segę nie jest to do końca temat zamknięty).


Mniej więcej w tym samym czasie, gdy zapowiedziany został Mass Effect, świat obiegła też zapowiedź produkcji mającej być niejako powrotem do korzeni RPG. BioWare chciało sięgnąć do swojego dziedzictwa i stworzyć projekt, który miałby być nowoczesną wersją Baldur’s Gate oraz grą fabularną nowej generacji. Cel ten udało się w dużej mierze zrealizować, bo wydany w 2009 roku Dragon Age: Początek zachwycił graczy i recenzentów (91/100 w wersji PC). Fabuła wciągała, motyw walki z plagą demonów rozpalał wyobraźnię, przedstawiony świat na kontynencie Thedas był mroczny, lore ciekawe, wybory liczne oraz mające trwałe konsekwencje, rozgrywka nie tylko angażowała, ale i stanowiła wyzwanie, graficznie było solidnie i klimatycznie, a drużyna była jedną z lepiej napisanych w całej historii studia. Bardzo ważnym i wyróżniającym grę aspektem był sam początek przygody, gdyż w zależności od wybranej klasy i rasy, tytuł oferował odmienny prolog. Nie ma mowy jednak o ideale, bo bugi tu i tam się zdarzały, a w niektórych sytuacjach wybory były błahe. Na szczęście niedociągnięcia nie odznaczały się zbyt mocno na ogromnych zaletach Dragon Age.

I wiecie co? Najlepsze w tym wszystkim było to, że BioWare praktycznie co rok/dwa lata oferowało jakościowe i wciągające gry (wyobrażacie sobie takie coś obecnie?). Chociaż trend ten utrzymali jeszcze przez parę lat, to wspomniane zjawisko swoje apogeum osiągnęło w następnym roku.

W 2010 wyszedł Mass Effect 2 – bezpośredni sequel growej space opery z 2008 roku. Nie była to typowa kontynuacja, bo pomimo tego że produkcje dzielą zaledwie dwa lata, ta nowsza przeszła bardzo wiele zmian. "Jedynka” cierpiała na nieco toporny oraz zawodny model strzelania, z którego nie dało się czerpać radości. Korzystanie z niego było bardziej przykrym obowiązkiem pomiędzy odkrywaniem kolejnych kart opowieści. Od „dwójki” deweloperzy mocniej postawili na akcję, bo pod względem gameplayu gra była praktycznie strzelanką. Potyczki toczyły się na arenach, co znacznie je poprawiło. Walka stała się bardziej precyzyjna, przyjemniejsza oraz szybsza w stosunku do oryginału. Elementy RPG-owe z kolei ograniczono do wyborów, dialogów oraz mocno spłyconego drzewka umiejętności. Gołym okiem było widać znaczny skok w jakości oprawy graficznej, która do dzisiaj wygląda naprawdę dobrze. Dodano również nowe minigierki, więcej ras kosmitów, customizację broni, masę drobnych zmian w gameplayu, a ponadto wprowadzono ciekawy system decyzyjny (paragon/renegat), który pozwalał dać upust swym emocjom w pewnych sytuacjach oraz otwierał różne ścieżki wykonania danego zadania. Czy to się opłaciło? Zdecydowanie tak! Mass Effect 2 miał doskonale poprowadzoną fabułę, która rozpoczynała się od Hitchokowskiego trzęsienia ziemi - czym wciągała od samego początku, nawet tych niezaznajomionych z oryginałem. Prawdziwym motorem napędowym byli towarzysze - rzesza nowych oraz garść znajomych twarzy - którzy w powszechnej opinii graczy, stanowią najlepszą drużynę, jaką BioWare kiedykolwiek zaprezentowało na ekranach naszych monitorów i telewizorów. Każdy miał własne interesujące backstory oraz ciekawą osobowość, co tylko zachęcało do grania i poznawania ich bliżej w ramach zaproponowanej opowieści.

Mass Effect 2 miało charakter bardziej zawadiackiej przygody z masą humoru oraz zapierającej dech w piersiach akcji, co - raz jeszcze - spłycało nieco aspekty RPG-owe znane z oryginalnego Mass Effect, ale jednocześnie wpływało pozytywnie na jakość widowiska. Doskonale dostrzec to można zresztą w odbiorze z jakim gra się spotkała. Rewelacyjne oceny — wersja na ma na Metacritic średnią 96/100(!) —  świetny odbiór wśród graczy, a także dobra sprzedaż. To była bez dwóch zdań jedna z najlepszych gier 7. generacji konsol oraz istne opus magnum BioWare.

Czy Mass Effect 2 miało jakieś wady? Cóż, znajdzie się parę pomniejszych problemów, typu sporadyczne głupoty naszych towarzyszy, nieco drętwy polski dubbing (wg mnie mający spory urok) czy okazjonalne śmieszne animacje ciał postaci. Ale swoistym znakiem ostrzegawczym nadchodzących czasów były DLC, których było dużo, swoje kosztowały, a zawartości wiele w nich nie było. Zwłaszcza jak za ich cenę. Do tego jeszcze kompletne olanie polskiego rynku i brak dodatku Lair of the Shadow Broker w naszym języku. ME2 był zresztą ostatnią grą od BioWare, która doczekała się pełnego polskiego dubbingu.


Dwa lata po premierze Mass Effect na rynek trafiła nie tylko jego kontynuacja, ale także druga część serii Dragon Age - miało to miejsce w 2011 roku. Niestety jej przyjęcie nie było zbyt ciepłe. Dragon Age II nie było złą grą... w żadnym razie... ale inną, odchodzącą od klasycznej rozgrywki znanej z „Początku”. Widać było w niej też postępujący proces upraszczania gameplayu. BioWare zresztą było pewne, że druga część cyklu nie przebije pierwowzoru, a jego pracownicy przygotowali się na krytykę, która okazała się być większa, niż oczekiwano. Recykling wrogów i lokacji, brak motywu wielu prologów znanego z „jedynki” oraz ogólne poczucie większej liniowości nie pomogły nowemu dziełu studia w zawojowaniu rynku. Czy była to jednak porażka? Niekoniecznie, bo fabuła nadal była solidna, towarzysze całkiem interesujący, a rozgrywka, mimo że dla wielu raczej prymitywna jak na RPG-a, przyjemna i dynamiczna. Same oceny - zaskakujące w obliczu krytyki graczy - prezentują się dobrze, bo w wersji PC oscylują wokół 82/100. Kontrowersyjna odsłona, zupełnie inna od oryginału, podobnie jak Mass Effect. Dragon Age II nie okazało się szczególnie dużym sukcesem. Nieco lepiej wypadała inna produkcja mająca swoją premierę w tym samym roku.

Rok 2011 był dla Kanadyjczyków czasem, w którym wydali nie jedną, a dwie gry! Poza drugim Dragon Age na rynku ukazał się bowiem jeszcze jeden projekt sygnowany logiem BioWare: Star Wars: The Old Republic. MMORPG, którego akcja rozgrywała się 300 lat po wydarzeniach znanych z duologii KOTOR-a. Co warte odnotowania, wg szacunków była to swego czasu najdroższa gra w historii branży, z budżetem opiewającym nawet na 200 milionów dolarów! Ogromne pieniądze i oczekiwania. Swego czasu o TOR-ze mówiono nawet w kontekście bezpośredniej rywalizacji z World of Warcraft i pomimo tego że ostatecznie do batalii nie doszło, nie można nie zauważyć, że BioWare przygotowało dzieło pod wieloma względami jedyne w swoim rodzaju. Lore świata było interesujące, walka przyjemna, eksploracja wciągająca, a klimat wręcz wylewał się z ekranu. Była to także gra określana przez wielu jako „najlepsze MMO dla samotników, chcących grać w MMO”. Na ten tytuł TOR zasłużył sobie głównie poprzez mocne postawienie na fabułę, która była naprawdę interesująca, a od tego, jaką stronę konfliktu i klasę wybraliśmy w trakcie tworzenia postaci, zależała opowieść, jaką będziemy mogli poznać.

Czy była to więc po prostu za mało doceniona produkcja? Niestety nie. Pomimo świetnej średniej ocen na poziomie 86/100 oraz ogromnego zainteresowania graczy, TOR nie dojechał na premierę z odpowiednio rozbudowaną zawartością, zwłaszcza w end-gamie. Ponadto optymalizacja do najlepszych nie należała, a sama oprawa już w momencie debiutu trącała myszką. To wszystko sprawiło, że już po roku The Old Republic przeszło na model F2P, żeby tylko utrzymać przy sobie powoli odchodzących graczy. Co ciekawe BioWare się nie poddawało i zdołało wyjść na prostą. Po ponad 10 latach od premiery gra jest nadal żywa, dostaje co jakiś czas duże DLC i śmiało można ją nazwać trzecią częścią KOTOR-a, którą Kanadyjczycy powoli i konsekwentnie tworzyli przez cały ten czas. Może i w konwencji MMO, ale jak najbardziej grywalną także dla żądnych porządnie napisanej historii samotników. Ci jednak nie musieli czekać tyle czasu na kawał dobrej gry sci-fi. Bo już rok po premierze TOR-a BioWare uderzyło ze swoją czwartą grą na przestrzeni zaledwie 3 lat.

 

Sprawdź także:

Baldur's Gate II: Cienie Amn

Premiera: 22 września 2000
PC

Baldur's Gate II: Shadows of Amn. Przenieś się w miejsce, gdzie czekają Cię niesamowite przygody, heroiczne walki z przerażającymi bestiami oraz niezliczone wyprawy poprz...

Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudospetrucci109   @   23:02, 07.06.2022
Ja czekam z niecierpliwością na nowego Mass Effecta (jak zawsze). Każdy może mieć gorszy okres. Trzymam kciuki za BioWare i ich kolejne gry.
0 kudosBarbarella.   @   07:00, 08.06.2022
Wrota Balduru jakoś mnie ominęły , nie przepadam za izometrykami . Polski dubbing za to faktycznie budzi szacunek , swoją drogą ciekawa jestem czy panowie Fronczewski , Kobuszewski , Opania , Zborowski czy Kowalewski grali kiedyś w jakąś grę komputerową ?
Moją pierwszą grą od BioWare była Jade Empire i miło ją wspominam , szkoda że już trochę zapomniana. No a ME i Dragon Age to wiadomo , trzeba zagrać nawet jeżeli przy którejś części zaliczyli spadek formy. Z tym że bardziej czekam na jakieś nowe projekty , pomysły , nowe uniwersum , nową fabułę niż na kontynuacje uznanych hitów.
0 kudosfebra1976   @   11:23, 08.06.2022
UP. Z aktorów i zapalonych graczy kojarzę tylko pana Kazimierza Kaczora, w bodajże w cywilizację gra/ grał.
0 kudosMaterdea   @   17:27, 08.06.2022
Nowy Mass Effect i Dragon Age: Dreadwolf - wóz albo przewód. Takie mam wrażenie. Innej opcji, jak gloria albo zniknięcie w niesławie, nie przewiduję. Wydaje mi się też, że współczesnemu BioWare'owi połączenie z EA więcej zabrało niż dało (patrząc ogólnie i oględnie). Może to tylko złudzenie, sam już nie wiem. Szczęśliwy
0 kudoslogan23   @   22:23, 08.06.2022
Zobaczymy czy finałem będzie zniknięcie Bioware definitywnie, czy jednak się podniosą.
1 kudosshuwar   @   11:18, 10.06.2022
No proszę... w artykule znalazłem kilka filmów o DA i ME, których do tej pory nie widziałem.
Ja baaardzo dobrze wspominam zarówno ME trylogię, jak i DA. Trochę krzywdzące jest zestawianie Bioware z Redami... którzy chwilę później zrobili podobne błędy. Patrząc na to, co Redzi zrobili z Cyberpunkiem mam wrażenie, że te obydwie historie są do siebie podobne, tylko przesunięte w czasie.

Obecnie, już bez podniety czekam sobie cierpliwie na nowe DA i ME. Jak będą hity, to dobrze, jak nie... trudno.
Dodaj Odpowiedź