Grając na nostalgii, czyli czy remastery gier są nam potrzebne?
Gracze zdążyli się już przyzwyczaić, że każdego roku przynajmniej kilka gier jest odświeżanych czy wręcz robionych na nowo według starych schematów. Niekiedy efekt takiego zabiegu jest powalający, a tytuł zyskuje na świeżości, a innym razem pojawiają się głosy, by nie ruszać czegoś, co kiedyś było dobre, a dziś swoim gameplayem może się nie obronić.
I właśnie od schematu rozgrywki zależy, czy na dany remake czekamy z utęsknieniem, czy jednak obawiamy się, że ząb czasu aż nadto go nadgryzł i nic z tego nie będzie.
Zdaję sobie sprawę, że remake i remaster to nie to samo, ale na potrzeby tego tekstu wrzucam wszystko do jednego wora, bo nie chodzi o wykazywanie różnić, a o samo zjawisko.
Czekając na remake
Pierwszy z brzegu przykład dobitnie pokazuje, że niektóre remastery są wręcz potrzebne. Mowa oczywiście o Diablo II: Resurrected, który pod względem rozgrywki praktycznie w ogóle nie będzie się różnić od oryginału. Blizzard doda trochę od siebie, by unowocześnić niektóre elementy, jak chociażby współdzieloną skrzynię, którą gracze i tak przecież w starej wersji sobie serwowali, przenosząc save’y w trybie LAN.
Dlaczego więc na ten remaster czekam z wypiekami na twarzy, niczym bohaterowie kultowego już dokumentu o polskiej wsi na sobotę? Bo gameplay oryginału, który ma już ponad 20 lat na karku, wciąż jest świeży i bardzo satysfakcjonujący. W końcu przez następne dwie dekady kolejne gry z gatunku hack’n’slash próbowały się z nim zrównać, a samo Diablo III nie spełniło oczekiwań wielu graczy.
Resurrected będzie dokładnie tym, co zapamiętaliśmy. Ta sama muzyczka, ten sam stary Deckard Cain, ale w nowej oprawie graficznej przystosowanej do współczesnych realiów. Blizzard pokusił się nawet o puszczenie oczka do fanów i udostępni przycisk, którym w mgnieniu oka można włączyć starą oprawę graficzną. Fani będą wniebowzięci. Tego remastera naprawdę nam potrzeba.
Podobnie jest zresztą z wydaną już trylogią Mass Effect. Choć sam jeszcze nie miałem okazji grać w odświeżoną edycję, wielokrotnie w myślach zakładałem sobie, że to już czas, aby kolejny raz przejść całą kosmiczną epopeję. Kilka razy nawet zaczynałem od pierwszej części, ale gameplay mocno mnie zniechęcał. Teraz gdy został on dostosowany na wzór reszty trylogii, można śmiało do niego wracać, bo spełnia współczesne standardy.
Trzymając się od remasterów z daleka
Są jednak tytuły, których chciałbym, żeby jednak nie ruszano. Przykład sprzed kilku lat – moja ukochana seria Baldur’s Gate i jej remaster w wykonaniu studia Beamdog. Podkręcono trochę rozdzielczość, na siłę dodano nową zawartość, która mocno odstaje od oryginału pod względem jakości i sprzedano jako nowy produkt.
Moim zdaniem już wtedy średnio był on w stanie się obronić. Gameplay był nieco toporny jak na współczesne czasy, a niektóre rozwiązania archaiczne, przez co sam bardzo szybko się od odświeżonego Baldura odbiłem (a można to zrobić lepiej, co pokazuje chociażby seria Pillars of Eternity). Wolałem wrócić do oryginału, który odpowiednio zmodowany śmigał, jak należy. Jedynym plusem zremasterowanego wydania była obecność na urządzeniach mobilnych. Można więc sobie było pograć w podróży.
Z tego samego względu obawiam się o remake Gothica, który został już przecież zapowiedziany przez THQ Nordic. Choć oryginał zapadł mi w pamięci jako jedna z najlepszych gier, w jaką grałem, znam go na wylot i przeszedłem dziesiątki razy, to dziś nie wyobrażam sobie, by do niego wracać.
Magia tej gry polegała bowiem na trudnym do uchwycenia klimacie, który świetnie współgrał ze skostniałym i topornym gameplayem. Po dziś jest on zresztą cechą charakterystyczną produkcji od Piranha Bytes. Obawiam się, że wypolerowanie jednego z tych elementów sprawi, że drugi zniknie (pamiętacie, co stało się z Arcania: Gothic 4?). Z drugiej strony pozostawienie rozgrywki w takiej formie spotkałoby się z niezrozumieniem graczy, więc w zasadzie ten projekt skazany jest na niepowodzenie (pierwsze gameplaye też nie napawają optymizmem). Obym się mylił.
W Rockstarze nadzieja?
Od kilku miesięcy w sieci pojawiają się informacje o rzekomym remake’u trzech kultowych części GTA, czyli GTA 3, Vice City i San Andreas. Także tu mam mieszane uczucia. Z jednej strony to Rockstar, który nie wydaje słabych gier i jeśli wziąłby się za odświeżenie tych części, to pewnie wywaliłyby nas z butów. Z drugiej jednak czy to nie kolejny atak na nostalgię starszych graczy, którzy świetnie się przy tych grach bawili w dzieciństwie? Mimo wszystko sądzę, że jeśli akurat ten remake doszedłby do skutków, to byłby kawałem świetnego kodu. Co nie zmienia faktu, że i tak wolałbym zagrać w kolejną pełnoprawną część serii, niż kolejny raz powracać do tych samych misji. Jest to już jednak temat na osobny artykuł.
Jaka jest zatem konkluzja? Nie wszystkie gry nadają się na odświeżenie. Dużo zależy od tego, jak bardzo zestarzał się gameplay, bo przecież nie zawsze można go naprawić bez utraty „tego czegoś”. Z drugiej strony remastery łechcą naszą nostalgię i, o ile są dobrze wykonane, pozwalają choć na chwilkę powrócić do dawnych czasów. Nie można więc powiedzieć, że są niepotrzebne.
Zdaję sobie sprawę, że złych i dobrych remake’ów można wymienić znacznie więcej. Dajcie więc w komentarzach znać, który z nich sprawił Wam największy zawód, a w którego chętnie byście zagrali.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler