Pierwsze wrażenia z gry Conqueror's Blade - MMO w stylu Mount and Blade


Kawira @ 23:00 26.04.2021
Maciej "Kawira" Domański

Przyglądamy się wydanej prawie 2 lata temu grze, która łączy w sobie parę gatunków. Niedawno pojawił się nowy sezon pod tytułem Wolves of Ragnarok, który dodaje jednostki wikingów.

Conqueror’s Blade wyszło prawie 2 lata temu w modelu free2play i zdobyło sukces w swojej niszy. Przy okazji niedawnej premiery sezonu 7. pod tytułem Wolves of Ragnarok postanowiliśmy przyjrzeć się mu bliżej.

Trudno jednoznacznie określić gatunek tej gry, bowiem łączy w sobie wiele elementów. Na początku wydaje się, że to sieciówka o zamkniętej strukturze z meczami w stylu World of Tanks i bezsensownym łażeniem po mapie miasta, ale potem się okazuje, że to prawdziwe MMO z krwi i kości. Lwią część stanowią bitwy... ale po kolei.

Grę zaczynamy od wyboru klasy postaci - jest ich łącznie 10. Naszą profesję określa wybrana broń z pięcioma aktywnymi umiejętnościami na start, choć na raz możemy mieć przypisane 4. Używamy ich jak w tradycyjnych MMORPG klikając jedną z cyfr od 1 do 4 na klawiaturze. Każdy oręż zachowuje się zupełnie inaczej i ma swoje specyficzne zastosowanie. Dla przykładu, muszkiet świetnie przebija pancerz, a bliźniacze długie noże są doskonałe przy pojedynkach 1 na 1.

Do bojów jednak nie ruszamy solo, a z innymi graczami. Do tego kierujemy jeszcze swoją armią. Na raz dowodzimy jednym oddziałem, ale przed każdą bitwą tworzymy swój skład z limitem punktów do 700. Żołnierze są podzieleni na tiery w zależności od swojej mocy, ale wybierając najmocniejsze formacje trzeba poświęcić liczebność. Dzięki temu nawet słabsze armie mają sens, bo możemy zwyczajnie walczyć dłużej, agresywniej zalewając przeciwnika tanim mięsem armatnim. Fajny balans dający szansę nowszym graczom. Ja utrzymywałem zbilansowany podział trzymając się blisko swoich ludzi. Dzięki halabardzie miałem obszarowe ataki o dużym zasięgu, co pozwalało mi skupiać się na jednostkach przeciwnika, a żywych oponentów zostawiać sojusznikom.

Potyczek jest parę rodzajów, w tym zarówno PvP, jak i PvE. Możemy uczestniczyć w oblężeniach, otwartych bitwach czy najazdach na zamki z drużynami wikingów. Mało tego, w pewnym momencie musimy zacząć przemierzać świat w poszukiwaniu surowców, aby wytworzyć lepszy ekwipunek. Jak przystało na MMO mamy poziomy postaci i na przestrzeni początkowych trzydziestu stopniowo odblokowujemy nowe funkcje.

Pierwsze wrażenie jest jednak słabe. Gdyby nie fakt, że po prostu musiałem grać, to zwyczajnie poddałbym się po paru godzinach, jak mój kolega, który zaczął ze mną do towarzystwa. Największy problem stanowi fakt, że ktoś wpadł na "genialny" pomysł, aby drastycznie rozróżnić ekwipunek między graczami. Z tego powodu trzeba dużo cierpliwości i samozaparcia na starcie, bo w pojedynkach z innymi nie mamy szans. My padaliśmy na przysłowiowego strzała, podczas gdy przeciwni herosi stali niewzruszeni pod gradem ataków.

Mało tego, pula map do np. oblężeń jest spora, ale jakimś trafem grałem ciągle na dwóch tych samych. Poszukałem odpowiedzi na tę dziwność u wujka Google, gdzie okazało się, że to powszechne. Nikt niestety nie miał jednoznacznego wytłumaczenia na taki stan rzeczy. Bardzo szybko staje się to monotonne, a na samym początku jest dostęp wyłącznie do oblężeń właśnie. Dochodzi do tego fakt miliona różnych walut, zadań w różnych miejscach i ogólny chaos. Nawet sporo questów trzeba odkryć losowo biegając po startowym mieście.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?