Xbox Game Pass nie jest dla każdego
Z prostej przyczyny: nie każdemu musi odpowiadać oferta! W końcu nie każdy ma tyle czasu na granie, by sprawdzać wszystkie pozycje z katalogu, ale też nie każdego musi interesować wszystko. Sam, choć z Game Passem jestem za pan brat od blisko trzech lat, pobrałem góra 10 gier. Były momenty, że nie zdążyłem zagrać w interesującą mnie pozycję, były też takie, gdy akurat nie miałem ochoty grać w tytuły proponowane mi przez Microsoft. Po tym bilansie zysków i strat czułbym się rozczarowany spaleniem pokaźnej kwoty pieniędzy na coś, z czego tak naprawdę często nie korzystałem - powinienem zapaść się pod ziemię.
To jest spory minus abonamentowych usług z comiesięczną subskrypcją: czekanie na to, aż pojawi się coś dla nas. Taka loteria nie jest raczej domeną branży gier wideo, kiedy od zapowiedzi danego tytułu do jego premiery może minąć naprawdę wiele lat. Dodatkowo nie mamy pewności, czy ta produkcja w ogóle zechce zadebiutować w tym formacie. Sprzedaż detaliczna to jednak nadal dominujący model biznesowy dla większości gier AAA i wydaje się, że jednak korzystniejsza z punktu widzenia konsumenta.
Ciekawym przypadkiem jest Outriders - do ostatniego momentu nie wiedzieliśmy, że dzieło Square Enix i People Can Fly trafi do Game Passa. Ale, nota bene, tylko na kosnolach, czyli Xboksach (One i Series X|S). Spekulowało się na temat braku wiary wydawcy w komercyjny sukces polskiego looter-shootera, więc postanowiono zastosować "damage control" - przynajmniej na jednej platformie. Teraz, gdy przedsięwzięcie jest już w rękach graczy, można spokojnie powiedzieć, że Game Pass nie był potrzebny. Outriders radzi sobie świetnie na każdej z platform i pewnie niebawem zostanie "usunięte" z abonamentu od MS.
Faktycznie subskrypcja może nabrać porządnego rozpędu w momencie, gdy na dobre rozhula się Bethesda Softworks, która będzie oferowała część (lub całość) nowego katalogu wyłącznie na Xboksach Series X i Series S (oraz komputerach). Wtedy potencjalny Wolfenstein 3, Prey 2 albo The Elder Scrolls VI jako tytuły od premiery dostępne w XGP i tylko na konsolach Microsoftu mogą być absurdalnie dużym atutem przemawiającym za opłacaniem abonamentu. Sytuacja już jednak nabiera rumieńców, bowiem spora część katalogu tej firmy już trafiła do usługi. I z racji tego, że Microsoft jest jej właścicielem, jest tam umieszczona permanentnie. Czekać tylko, kiedy dojdą pozostałe gry, których teraz brakuje (takie jak Wolfenstein II, The Evil Within II czy DOOM 2016). A gdy dodamy do tego dzieła kolejnych deweloperów zebranych pod szyldem Xbox Game Studios, całość może wyglądać naprawdę intrygująco. Pozostaje natomiast kwestia tego, czy będziemy mieli czasu w proponowane produkcje grać.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler