Microsoft swoje, a Sony swoje. I bardzo dobrze!
Obaj główni gracze rozdający karty w branży, czyli firmy Sony i Microsoft (nie wiem, czy nie należy zacząć już wymieniać Nintendo, ale umówmy się, że Switch chyba na razie odpuszcza bezpośrednią konkurencję w ramach dziewiątej generacji), pokazali już chyba wszystko, co graczy mogło zainteresować. Wniosek na ostatniej prostej do premiery jest prosty – Sony swoje, a Microsoft swoje. I dobrze!
Na stan z drugiej połowy czerwca mamy już praktycznie komplet informacji na temat nadchodzących PlayStation 5 i Xbox Series X (lub, jak chciałoby MS, po prostu Xbox). Dostaliśmy wyglądy konsol, ich najistotniejsze „ficzery”, zapoznaliśmy się – chociażby pobieżnie – z pierwszymi grami (na te „ekskluzywne” od MS musimy chwilkę poczekać). Do pełni szczęścia brakuje dat premier oraz cen, jednak i one wkrótce zostaną ujawnione.
Po przestudiowaniu „programów” Amerykanów i Japończyków, do głowy przychodzi jedna myśl – obie korporacje poszły w zupełnie różne strony. To już nie jest rywalizacja dwóch obozów, które walczą na liczbę tytułów ekskluzywnych, co do tej pory było jasną i zrozumiałą dla wszystkich kartą przetargową. Lepsze gry = lepsza sprzedaż konsoli.
Sony słowami Jima Ryana, dyrektora pionu odpowiedzialnego za szeroko pojętą rozrywkę, potwierdziło, że grubą kreską, parafrazując słowa Tadeusza Mazowieckiego, oddziela się od PlayStation 4. Kiedy PS5 trafi na rynek, to będzie dostawać wyłącznie gry (oczywiście od studiów będących własnością Sony, wszak zewnętrznym deweloperom nikt tego nie może narzucić) dedykowane tej konkretnej konsoli. Zero kompromisów – bez płynnego przejścia między kolejnymi generacjami, jednocześnie zrywając z naprawdę imponującym dorobkiem poprzedniczki. I całkiem sporą liczbą jej posiadaczy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler