Rzecz o tym, jak po tylu latach odkryłem Nioh, gatunek soulslike i zostałem nim zauroczony
Na wstępie chciałbym podkreślić, iż do napisania artykułu zainspirowała mnie przygoda, jaką przeżywam aktualnie z grą Nioh, po którą sięgnąłem, niejako jako ciekawostkę, w ramach oferty PlayStation Plus. Ten krok w nieznane pokazał mi dobitnie, jak wiele w branży gier mam jeszcze do odkrycia i jak bardzo kapitalna to gra, jak i cały gatunek. Ale zacznijmy od mojej skromnej osoby i mojego pojmowania gatunku zapoczątkowanego przez zasłużone studio From Software.
Gatunek potocznie nazywanych soulslike został zapoczątkowany przez wyżej wspomniane studio za sprawą kultowego Dark Souls wydanego w 2011 roku. Należy w tym miejscu podkreślić, iż wcześniej pojawiło się kultowe w kręgach fanów tego wariantu rozgrywki Deamon's Souls, które od strony gameplayu było jeszcze bardziej nieprzystępne. W grach tego typu postać bohatera obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby, zaś w trakcie zabawy ścieramy się z setkami, jak nie tysiącami, przeciwników, którzy systemowo odradzają się w tych samych miejscach. Nie ma mowy zatem o klasycznym dla innych gier "czyszczeniu mapy", czy zapisywaniu stanu rozgrywki w każdym momencie. Produkcje soulslike niejednokrotnie nie posiadają jakichkolwiek rozwiązań ułatwiających obcowanie z nimi - minimapy, wskaźników gdzie mamy się udać, czy niemalże nieograniczonej ilości przedmiotów leczniczych lub automatycznie uzupełniającego się paska zdrowia po walce.
Pojedynki z kolei opiera się na umiejętnym wykorzystywaniu technik, szczególnie we wspomnianym przeze mnie Nioh, jak również - a może przede wszystkim patrząc przez pryzmat całego gatunku - gospodarowaniu wskaźnikiem wytrzymałości. To właśnie ten element strategii, umiejętności wyczucia odpowiedniej chwili i spostrzegawczości przyciągnął mnie tak bardzo do tego gatunku. Soulslike to już nie jest swawolne biczowanie wszystkiego co napotkamy niczym Noctis w Final Fantasy XV, a bardzo strategiczne i odpowiedzialne starcia z przeciwnikami. Co mnie ujęło już w pierwszych lokacjach to fakt, że gracz odczuwa niespotkane wcześniej emocje przemierzając świat w tym stylu. Nie wiesz co Cię spotka za rogiem, nie wiesz jak mocny to będzie przeciwnik, w jakiej ilości. Możesz wrócić, ale wiesz, że gra się niejako zresetuje i będziesz musiał raz jeszcze dochodzić do tego niewiadomego miejsca. To właśnie to uczucie niepewności i potencjalnej straty aktualnego stanu posiadania doświadczenia jest maksymalnie przyciągające w tego typu grach. Pisząc wprost - każdy metr, każdy zakręt, każde pomieszczenie to walka o życie; walka z samym sobą i nauka cierpliwości.
Przyznam, iż w grach zależy mi na rozgrywce i klimacie. Historia i opowieść zawsze schodzą gdzieś na drugi plan, chcę abym, poświęcając czas na granie, czuł, że faktycznie jest to wymagające i angażujące. A gry tego typu angażują niemiłosiernie i potrafią uczyć cierpliwości. Idąc za przykładem wspomnianego Nioh, w jednej pierwszych z lokacji musiałem zmierzyć się z bossem na statku. Wielki, oślizgły i niewygodny typ. Walka z nim zajęła mi dwa dni. Uczyłem się jego ruchów, nie rozumiałem schematu, chciałem siłowo i na szybko. Denerwowałem się, chciałem powiedzieć dość i rzucić to w kąt. Zacząłem jednak przygotowywać się do tej walki, grindować, zbierać przedmioty i próbować raz jeszcze. Raz jeszcze i raz jeszcze, aby przejść chociaż tego pierwszego i zobaczyć, jaka lokacja będzie dalej. I w moim osobistym odczuciu, to właśnie ta ciekawość tego, co mogłoby mnie spotkać dalej, podoba mi się najbardziej w grach tego typu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler