Recenzja Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie - świetne zwieńczenie sagi Skywalkerów?


bigboy177 @ 13:27 24.12.2019
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

Na Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie czekałem z ogromną niecierpliwością. Seans już za mną, a zatem dzielę się z Wami przemyśleniami.

Na finał sagi Gwiezdne Wojny wyczekiwałem z niecierpliwością. Ze względu na to, że kinowe sale w okolicy premiery były przepełnione, a ja chciałem koniecznie odwiedzić IMAXa, zostałem zmuszony do tego, by seans nieco opóźnić. Wreszcie jednak się udało i jestem gotowy, by podzielić się z Wami wrażeniami.

Reżyser i scenarzyści Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie nie mieli łatwego zadania. Pierwsza część nowej trylogii opracowana została przez J.J. Abramsa i choć była do pewnego stopnia odtwórcza, reżyser miał na pewno jakąś wizję na opowieść o nowej bohaterce serii, Rey. Drugi rozdział trylogii powierzono Rianowi Johnsonowi, który postanowił zapomnieć o wielu elementach z „siódemki” i pociągnąć opowieść w całkiem innym kierunku. Widowisko powstało w rezultacie świetne, ale niektóre kwestie pozostawiały niedosyt. Reżyser Przebudzenia Mocy, J.J. Abrams, nie miał więc łatwo, kiedy w jego ręce trafiło Skylwaker. Odrodzenie. Czy udało mu się wybrnąć z powierzonego zadania obronną ręką? Osobiście uważam, że zdecydowanie tak.

Zacząć wypada od tego, że „dziewiątka” to wspaniałe widowisko – przepełnione akcją, tajemniczością oraz wyśmienitymi efektami specjalnymi. Fabuła obrazu stanowi kontynuację poprzednika, rozwijając wątku zapoczątkowane w Ostatnim Jedi oraz Przebudzeniu Mocy. Główną bohaterką ponownie jest Rey, choć, jak na Gwiezdne Wojny przystało, dziewczyna nie jest sama. Aby zwyciężyć z Najwyższym Porządkiem złączyć musi siły ze swoimi sojusznikami i wspólnie stawić czoła złu – najpotężniejszemu w historii całego cyklu opracowanego przez George’a Lucasa.

Choć tu i tam można się dopatrzyć jakiś drobnych nieścisłości, trzeba przyznać, że scenariusz nowych Gwiezdnych Wojen jest napisany bardzo sprawnie. Mnie osobiście bardzo podoba się to, że J.J. Abrams sprawnie połączył ze sobą dwie poprzednie trylogie, przy okazji delikatnie czerpiąc z odrzuconego przez firmę Disney kanonu, czyli rozszerzonego uniwersum. Myślę, że bez większych problemów dostrzeżecie tu nawiązania do trylogii Anakina Skywalkera, a także do tej poświęconej Lukowi oraz Lei. Jako że nie chciałbym się wdawać w szczegóły, wszelkie fabularne smaczki pozostawię Wam do odkrycia na własną rękę. Ja po wyjściu z kina byłem w pełni usatysfakcjonowany. Liczyłem na wspaniałe widowisko, przepełnione nostalgią oraz domykające sagę Skywalkerów i takie otrzymałem. Śmiać mi się chciało, jak niektórzy widzowie, po opuszczeniu sali, stwierdzali, że ten czy tamten element był nielogiczny (nie chodziło o dziury fabularne). Poszli na film o „mocy” z nadzieją na to, będzie logiczny, czy jak? Nie wnikam, każdy ma prawo do opinii, co nie zmienia faktu, że niektóre argumenty, także w recenzjach, są radosne.

Idąc dalej, w Skywalker. Odrodzenie obserwujemy niejako dwa wątki fabularne – dobrze się ze sobą zazębiające. Wreszcie dowiadujemy się skąd pochodzi Rey i kim był Snoke. Pojawiają się członkowie zakonu Ren, jest też co nieco na temat przeszłości Poe Damerona. Wiele kwestii oczywiście nadal zostaje owianych tajemnicą, ale te najważniejsze udało się wyjaśnić, co, jak wspomniałem, wcale nie było łatwe. J.J. Abrams musiał bowiem przygotować scenariusz w taki sposób, by stanowił rozwinięcie opowieści z Przebudzenia Mocy oraz Ostatniego Jedi, przynajmniej jeśli chodzi m.in. o Rey, Luke'a oraz Kylo Rena, a także nie zepsuć tego, co przedstawił nam George Lucas.

Drugi wątek fabularny to ten związany z rebeliantami oraz dziedzictwem Lei Organy – tutaj również, w mojej opinii, reżyser wybrnął z tarczą. Mam tylko jeden zarzut wobec tego wszystkiego. Szkoda, że „dziewiątki” nie podzielono na dwa filmy – materiału spokojnie by wystarczyło. Ewentualnie Disney mógł całą trylogię od razu oddać w ręce J.J. Abramsa, a nie kombinować z kilkoma (początkowo trzema!) reżyserami. Rian Johnson (który jako jedyny samodzielnie pisał scenariusz) zaburzył nieco historię trylogii i konieczna była korekcja kursu. Łatwiej dałoby się ją zrobić dwoma filmami, ewentualnie lepiej było jej w ogóle nie robić.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosshuwar   @   07:44, 19.01.2020
W końcu i ja obejrzałem ostatnią część układanki SW i nie powiem żeby mnie zachwyciło (mówiąc delikatnie). Odczułem znaczne zmęczenie materiałem, odgrzewane kotlety, brak nowych pomysłów, przełomu.

To była ostatnia emisja filmu w kinie Helios, na której było sporo (myślę) fanów SW, w podobnym wieku jak ja. Przy wyjściu słychać było ogólnie jedną i tą samą opinię: ot, bajeczka dla dzieci z tego wyszła. Duch SW już odszedł.

Lekki spoiler, ale nie za duży

Nie wiem dlaczego producent na siłę stara się reanimować stare pomysły i postaci. Czekałem tylko, kiedy okaże się, że Lord Vader również odżyje.