Broken Sword II: The Smoking Mirror (PC)

ObserwujMam (45)Gram (5)Ukończone (17)Kupię (3)

Poradnik do Broken Sword II: The Smoking Mirror (PC)


Szczery_do-bolu @ 20:14 15.10.2006
"Szczery_do-bolu"

Druga przygoda naszego bohatera zaczyna się w dosyć niewygodnej sytuacji: armia Indian, skrępowane ręce i nogi, horda trujących pająków i płomienie dosłownie liżące nasze pięty... lepiej nie pomijać intra, bo inaczej zostajemy rzuceni na głębokie wody bez żadnego wyjaśnienia co się dzieje. Gdy już wiemy co i jak, zainteresujmy się szafą...

Kiedy zauważyłem że jakiś bliżej nieokreślony drewniany kloc zastępuje nóżkę od biblioteczki, w mojej głowie uknuł się sprytny plan. Szybkim ruchem wykopałem klocek, czym zupełnie zaskoczyłem pająka, w chwili obecnej przygniecionego ciężarem wiedzy. Jednakże wciąż byłem związany, przynajmniej dopóty, dopóki nie ujrzałem żelaznej podpory, która widniała w miejscu w którym przed chwilą stała szafa. Byłem wolny! Został jeszcze pożar, ale dwa na trzy to i tak imponujący wynik. Podszedłem do sekretarzyka stojącego nieopodal. Obejrzałem zdjęcie wiszące ponad meblem- to musi być nasz prawdziwy gospodarz! U jego boku stała jakaś śliczna kobieta, zapewne małżonka archeologa.
Otworzyłem sekretarzyk - wszystko co tam zastałem to butelka mocnej tequilli. Jako iż miałem dość przeżyć jak na jeden dzień, łyknąłem sobie solidnie. I zresztą dość niefortunnie, bo omal nie udusiłem się robakiem. Kto na litość boską wrzucił to stworzenie do butelki? Ale że zacząłem coś niejasno podejrzewać iż jest to jedna z tych klasycznych przygodówek w jakie się grało w Stanach, podniosłem robala.



A nuż będzie go trzeba zamienić na dętkę potrzebną do zyskania pompki? Z szuflady wyciągnąłem dość brzydkie i prymitywnie ozdobione naczynie. No, ale o sztuce się nie dyskutuje.
Pod oknem zauważyłem damską torebkę - ani chybi własność Nico. Upewniwszy się że nikt nie patrzy, szybko przerzuciłem zawartość. Spośród różnych szpargałów wygrzebałem jadowicie czerwoną szminkę, jakiś liścik i nylonowe majtki z sercem z przodu. Szybko odłożyłem torebkę, tak by nikt nie zauważył że coś zginęło. W nagłym przypływie geniuszu powiązałem list z majteczkami, więc rzuciłem się do czytania notatki. Żadnej informacji co do aktualnego pobytu Collard w niej nie było, ale za to jej treść upewniła mnie o powiązaniu list – majtki. Pod moją nieobecność Lobineau zabawiał się w Casanovę! Bielizna była prezentem od niego. Na kartce znalazłem także jego numer telefonu. Postanowiłem do niego zadzwonić - a nuż wiedział coś o tym kamieniu Majów? Ale wszystko po kolei, najpierw musiałem się stąd wydostać. Oknem nie dało rady- przeszkadzały w tym kraty. A więc drzwi!
Uważając na palce, podniosłem zatrutą strzałkę. Przyjrzałem się bliżej szafce stojącej przy drzwiach. Zamknięte! Pogmerałem trochę w zamku znalezioną strzałką- przy akompaniamencie efektownej eksplozji drzwi stanęły otworem! Dość szybko przyuważyłem nabój do syfonu. Jednakże gdy sięgałem po niego ręką, sparzyłem się. Gorące! Wyciągnąłem więc „Lobineauowską” bieliznę i przy jej pomocy wziąłem nabój, który następnie umieściłem w stojącym na szafce bufecie. Uzbrojony w chałupniczej roboty gaśnicę ugasiłem płomienie. Jako iż jeszcze czułem na dłoni ciepło naboju, i nie chciałem się dodatkowo parzyć nagrzaną klamką, powtórzyłem sztuczkę jaką widywałem w różnych filmidłach. Ha! Jeszcze zobaczycie nogę Stobbarta, porywacze! Nie, przez dwa „b” i dwa „t”!

Kiedy znalazłem się na dole, od razu zauważyłem telefon. Czym prędzej podniosłem słuchawkę i wykręciłem numer Andre. W dość gburowaty sposób zostałem umówiony z nim w kafejce nieopodal. No dobrze, ale jak stąd wyjść? Obejrzałem wycinek leżący na biurku. „O zaćmienie słońca, fajnie!”- pomyślałem, ale zaraz zmarkotniałem. Powyższe zjawisko miało nie być widoczne z Europy, a za to z kontynentów Ameryk, zwłaszcza z Meksyku. Obejrzałem wycinek jeszcze raz, po czym wysunęła się z niego jakaś kartka. To.. wyciąg bankowy? O rany, Oubier wyjmował z konta jakieś astronomiczne sumy! Hej, i wszystkie z Marsylii! Tu było coś nie tak...
Stanąłem przed drzwiami. Klucze, klucze... odruchowo poklepałem się po kieszeniach. Natrafiłem dłonią na naczynie które nie wiadomo po co zabrałem z szuflady. Zabrzęczało. W środku były szukane przeze mnie klucze! Oczywiście mogłem znowu użyć „Nogi Stobbarta”, ale ten sposób był znacznie wygodniejszy, zwłaszcza że drzwi były szerokie i wyglądały na solidne.

Gdy przybyłem na miejsce, dosyć mi zresztą znajome, Andre’a Lobineau jeszcze nie było. Usiadłem więc, i zainteresowałem się siedzącym przy stoliku obok starszym mężczyzną. Hej, to jeden z policjantów który był na służbie wtedy kiedy odkryłem katakumby... piękne czasy. Porozmawiałem z nim chwilę, zerkając uważnie na piersiówkę, z której jegomość co chwila dolewał sobie do kieliszka. Kiedy zabrakło nam tematów do rozmowy, zawołałem kelnera. Pomimo spotkania się z próbami zignorowania mnie, usilnie starałem się zwrócić jego uwagę. W końcu zostałem obsłużony, oraz przez chwilę miałem z kim pogadać. Potem zjawił się Lobineau. Gdy Andre poszedł, postanowiłem jeszcze wypić kawę. O ile tą zimną kluchę można było nazwać kawą! Powinienem w sumie ochrzanić od góry do dołu kelnerzynę, ale miałem wtedy ważniejsze sprawy na głowie. Powinienem pójść do galerii, o której powiedział mi ten gbur. Póki co, zainteresowałem się jednak piersiówką znajomego żandarma. Porozmawiałem z nim jeszcze chwilę, grając na jego naruszonych alkoholem uczuciach. Choć wstyd się przyznać, spowodowałem że się załamał. Mając nadzieję że kelner mnie nie obserwuje, zwinąłem piersiówkę, na której widać policjantowi już nie zależało. O rany, to był absynt, na pewno! Ale przecież był zakazany! No nic, pozbierałem manatki i ruszyłem w drogę.

W Galerii Glease’a nie było tłoczno. Nie licząc wyżej wspomnianego, były tu tylko jakieś dwie rozchichotane cudzoziemki i grubas z kieliszkiem, kołyszący się przed gablotą z jakimiś skorupami. Znajomego Andre’mu właściciela rozpoznałem po kucyku - widać tacy muszą się trzymać razem. Podszedłem do niego i pogadaliśmy chwilę. Kiedy chciałem zbadać skrzynie na zapleczu, okazało się że jest to rzecz niemożliwa - pan Glease zabraniał mi dostępu do tej części galerii. Podszedłem więc do grubasa, o którym dowiedziałem się już od właściciela tegoż miejsca że jest krytykiem sztuki. Krytyk jak krytyk, ale moczymorda na pewno. W tej chwili sączył co prawda tylko kieliszek wina, ale widać było po nim że nie był to jego pierwszy kieliszek dzisiaj, i z pewnością nie były to kieliszki napełnione tylko winem. Po chwili pogawędki pokazałem mu naczynie, które wziąłem z domu profesora Oubiera - „krytyk” zszokował mnie zupełnie, upuszczając je celowo na ziemię, twierdząc że jest to „bezwartościowy szmelc”. Cóż, mogłem je sprzedać za trzysta... ale nie ma co płakać nad rozbitą skorupą. Postanowiłem połączyć przyjemne (zemsta na kołyszącym się chamie) z pożytecznym (zbadanie skrzyń), więc nalałem trochę zawartości piersiówki do kieliszka trzymanego w wielkiej łapie. Lainowi spodobało się. Powtórzyłem tą operację i zgodnie z moimi oczekiwaniami grubas runął jak długi, roztrzaskując na miałki proszek szklane gabloty i eksponaty. Właściciel galerii szybko zajął się biadoleniem. Teraz mogłem sprawdzić punkt docelowy tych skrzyń. Zbadałem plakietkę na jednej z nich- towar był odbierany w Marsylii. Postanowiłem spakować szczoteczkę do zębów i złapać popołudniowy pociąg.

poprzedni rozdziałnastępny rozdział
Screeny z Broken Sword II: The Smoking Mirror (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?