Może to przez to, że widziałem już tyle rzeczy zarówno w "realu", w grach komputerowych (o internecie już nie wspomnę) że Outlast nawet mnie nie przestraszył, nie obrzydził, ani nie zszokował. Konieczność ciągłej ucieczki przed czymś/kimś raczej mnie frustrowała, zamiast wprowadzać w nastrój obłędu i ciągłego niepokoju.
O ile początek gry był fajny (występowało wiele sugestywnych sytuacji i atmosfera ciągłego niepokoju)
O tyle późniejszy gameplay został zepsuty przewidywalnością i faktem, że cały czas coś się dzieje (imo Survival horror czasem powinien zbudować atmosferę dłuższej nieaktywności potworów co jakiś czas "częstując" nas niespodziewanymi skryptami. Dopiero wtedy gdybyśmy poczuli się pewniej "to tylko kolejne drzwi które same się otworzyły", "to tylko gasnąca lampa" powinien zostać wprowadzony nagły zwrot akcji.
Rozbawił mnie też moment, kiedy stałem przy szybie windowym i przycisnąłem przycisk mając nadzieję, że coś przyjedzie. Może wyjdę na psychopatę, ale spadający tym szybem koleś krzyczący "aaa" całkiem mnie rozbawił.